Advertisement
Menu
/ elmundo.es

Benítez: Na Twitterze nie ma szacunku ani dobrego wychowania

Wywiad dla <i>El Mundo</i>

Rafa Benítez przed derbami udzielił wywiadu dziennikowi El Mundo. Trener Królewskich opowiada jednak nie tylko o meczu, ale także przyszłości, zawodnikach i sprawach wokół piłki.

Pamięta pan swój pierwszy mecz w roli trenera?
Doskonale. To było starcie dziecięcej Castilli z La Salle, gdzie chodziłem do szkoły jako dziecko. Przegraliśmy 1:2, a ja wkurzyłem się, bo nie wiedziałem, że mogę powołać 16 graczy i zabrałem tylko 15. Już tego dnia zrozumiałem, że szczegóły to podstawy i one tworzą różnicę.

Pańska dzielnica była za Atlético.
Niedawno przejeżdżałem przez Aluche. Mam wielu przyjaciół, którzy kibicują Atlético. Co więcej, mój ojciec był za Atleti, a matka za Realem. Ja wybierałem białą koszulkę od dziecka. W juniorskich kategoriach oni byli naszymi największymi rywalami. To klub, który darzę sympatią, ale zwycięstwo z nimi smakuje bardzo wyjątkowo.

Spodziewa się pan zasadzki ze strony Simeone?
To trudny rywal, a Cholo to sprytny gość. On doskonale zna specyfikę Atleti.

Co żuje pan w czasie meczów?
Cukierki, trzy. I jakąś tabletkę na gardło.

Do kogo pan mówi, gdy zwraca się w kierunku ławki?
Przede wszystkim do moich asystentów, Fabio Pecchii i Paco de Miguela. Na nich wyładowuję złość.

Nie wydaje się pan trenerem od wielkich awantur w stylu Benito Floro [ten trener Królewskich w 1994 roku wybuchł przed zawodnikami po porażce w słabym stylu].
Ta awantura Benito w Lleidzie… Aż tak nie. Są mecze, gdy musisz zrobić awanturę, ale staram się, żeby piłkarze rozumieli pomysł na grę. Uczę ich myśleć. Szczególnie denerwuje mnie, gdy zawodzą nasze automatyzmy, które powtarzaliśmy w tygodniu na treningach.

A co robi pan w szatni po meczu?
Jeśli drużyna zagrała dobrze, gratuluję każdemu zawodnikowi czy z sympatią ich poklepuję. Jeśli trzeba coś poprawić, mówię im o tym. Jednak po spotkaniu za wiele nie rozmawiam z grupą, zostawiam to na pierwszy trening po meczu.

Dzwoni pan do zawodników?
Kiedy są na zgrupowaniach reprezentacji, wysyłam im wiadomości, żeby pogratulować lub okazać wsparcie. Jeśli są w Valdebebas, wolę rozmawiać z nimi osobiście.

Kim musi być trener w szatni: profesorem, psychologiem czy politykiem?
Nie politykiem, nie lubię tego. Na pewno musisz zarządzać grupą młodych ludzi, która musi konkurencyjna. Musisz być jasny, szczery i sprawiać, żeby wszystko rozumieli. Ci, którzy grają mniej, rozumieją mniej, ale powinieneś tłumaczyć im, że trzeba podejmować serię różnych decyzji. Ja wiele pracuję z tymi, którzy nie grają. Jeśli w przeszłości nasze rotacje działały dobrze, to dlatego, że ci, którzy nie grają, pracują i trenują więcej, żeby w dniu, w którym wejdą na boisko, nie można było odczuć różnicy. Uzyskanie rytmu rozgrywek w czasie treningu jest niemożliwe, ale da się pracować nad stanem fizycznym i psychicznym.

W aspekcie politycznym chodzi o równowagę wobec ego, gestów wobec innych czy wypowiedzi na konferencjach.
Muszę zarządzać grupą i uzyskiwać od niej odpowiednią postawę. Jednak kłamstwem jest, że wszyscy muszą być traktowani tak samo. Powinieneś wszystkich traktować ze sprawiedliwością i odpowiednim kryterium, ale nie możesz traktować tak samo Rubena, bramkarza ze szkółki, jak Toniego Kroosa, który jest Niemcem i wygrał już wiele tytułów. Musisz być wobec nich szczery, ale nie możesz traktować ich równo.

Czy musiał pan tłumaczyć się Cristiano z tego zamieszania ze słowami o najlepszym na świecie?
Nie. Co więcej, uważam, że z każdym dniem nasze stosunki są coraz lepsze. On mnie poznaje, mój sposób pracy, który jest podobny do tego jego, czyli tak konkurencyjnej osoby.

Dużo rozmawia pan z prezesem?
Tak, dosyć dużo. I z José Ángelem, dyrektorem generalnym. Komunikacja jest dobra, bo znaliśmy się już wcześniej.

Odmówił pan im w 2009 roku.
Miałem propozycje więcej niż raz, ale wtedy nie mogłem. Dałem słowo Liverpoolowi.

To prawda, że Florentino oferował panu nawet sprowadzenie pańskich koni z Anglii?
Cóż, rozmawialiśmy o tym. Moja rodzina czuła się dobrze w Liverpoolu, mojej żonie i córce szło tam dobrze. Nie mogłem wtedy przejść.

Czy tym razem rozmowy były długie?
Miałem ofertę przedłużenia umowy w Napoli, ale wolałem z powodu rodziny wrócić do Anglii. Były kontakty z wieloma klubami, ale kiedy pojawiła się szansa na transfer do Realu, to reszta szybko została zamknięta.

Czy zaczął pan myśleć, że już nigdy nie poprowadzi pan Realu?
Zawsze wierzyłem, że nadejdzie moja szansa w największym klubie na świecie, Realu Madryt.

Czy kiedy następnym razem się spotkacie, to oczekuje pan pojednawczego gestu od Mourinho w stylu tego z Casillasem z tego tygodnia?
Mam tak wielką odpowiedzialność wynikającą z pracy dla Realu Madryt, że nie zajmuję się innymi sprawami. Wszystko tutaj ma tak wielki wydźwięk, że staram się to dobrze kontrolować.

Prosił pan swoją żonę, żeby nie wypowiadała się o Mourinho w wywiadach?
Moja żona, jeśli ktoś nie wie, jest doktorem prawa. Jej nie trzeba niczego mówić. Z wywiadu na 25 pytań wyciągnięto jedno. Obecnie moja żona prowadzi fundację w Liverpoolu i pomaga lokalnym organizacjom pozarządowym. Ona jest ponad tym wszystkim.

Casillas prosił pana o radę przed odejściem z Realu?
Rozmawiam ze wszystkimi zawodnikami, chociaż na portalach społecznościowych mocno łączono moje przyjście z tą sprawą. Z Ikerem rozmawiałem jasno i szczerze, bo znamy się od długiego czasu.

A rozmawiał pan z De Geą?
Nie. To nie był mój zawodnik.

W pańskim CV poza tytułami wyróżnia się madridismo. Musiał je pan odnowić?
Ja to czuję. Tutaj dorastałem. Do klubu wszedłem jako dziecko na turnieju społecznym. Pierwsze pieniądze zarobiłem po derbach z Atlético, grałem derby w Amorós, na boiskach Villaverde Boetticher… Zakochałem się w futbolu w Realu Madryt. Mam stąd wiele wspomnień. Wiesz, w piątek przy okazji hołdu dla Cristiano przypomniałem sobie o ziemnym boisku obok Bernabéu, o siłowni w szatni, o zimnie, jakie czuła moja mama, kiedy czekała na mnie po treningach, o spacerach po Chamartín…

Co zaskakuje pana w Realu Madryt?
Kiedy odchodziłem z klubu w połowie lat 90., to Real był w fazie pełnego rozwoju. Teraz cieszymy się innym wymiarem [trener patrzy przez szybę na nieskazitelne boiska treningowe]. Ja dostosowuję się do tego wymiaru Realu Madryt. Niestety żyjemy także w czasach, gdzie wiele krzywdy wyrządzają portale społecznościowe. One powiększają dobre rzeczy, ale także każdą minimalną polemikę. Na Twitterze nie ma szacunku ani dobrego wychowania.

Śledzi pan portale społecznościowe i media?
Nie, wolę się od tego odciąć. Wolę być naturalny, robić rzeczy ze zdrowym rozsądkiem. Wiem, że czasami ludzie wolą nie rozmawiać o piłce i preferuję polemikę, ale ja zostanę na mojej drodze.

Pamięta pan jeszcze jakieś chwyty w judo?
Mam brązowy pas. Miałem walczyć o czarny, ale wybrałem futbol.

Niektórzy pańscy przyjaciele opowiadają, że czasami obrusy na kolacjach z panem zamieniają się w boiska.
Nie mogę się powstrzymać. Biorę sztućce czy butelki i opowiadam o moim systemie. Kiedyś jednemu zawodnikowi tłumaczyłem, czego od niego oczekuję, przez solniczkę, serwetkę i karafki z oliwą.

Czy śni pan jeszcze o systemach?
Już nie. Teraz bardziej myślę o następnym treningu czy rywalu, jak go zranić i jak się przed nim bronić.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!