Real przeprasza Keylora
Artykuł z okładki <i>Marki</i>
Kiedy Keylor się obudził, wciąż był w Madrycie. I wciąż będzie w Valdebebas. Kostarykański bramkarz, choć zaniepokojony ostatnimi ruchami klubu, które dotknęły go tuż przed zamknięciem okienka transferowego, czuje się szczęśliwy z pozostania w Realu Madryt. Przygotowany do wyzwania, jakim jest bycie pierwszym bramkarzem, i niecierpliwie czekający na powroty z reprezentacji, by móc w spokoju, bez żadnego zagrożenia, cieszyć się swoim numerem „jeden”.
Scenariusz filmu, który widzieliśmy w poniedziałkową noc, mógłby zostać napisany przez samego Antonio Ozoresa. Keylor przez godzinę przebywał na pokładzie prywatnego samolotu, który jednak nigdy nie wzbił się w powietrze. Manchester United chciał, aby bramkarz udał się do Anglii, gdzie przed popisaniem kontraktu miał przejść testy medyczne. Real Madryt, zdając sobie sprawę, że taki zabieg tylko wydłuży całą operację, nie zgodził się.
Ostatecznie, po dwóch zmarnowanych godzinach, Keylor razem ze swoją żoną i agentem wyruszyli do Valdebebas. Po zaakceptowaniu przez Manchester nacisków Królewskich o przyspieszenie procedur, Navas przeszedł badania w madryckim ośrodku treningowym. Był przy nim Rafa Benitez. Szkoleniowiec uspokajał Keylora. Życzył mu szczęścia i był obok niego w chwilach, które miały być jego ostatnimi jako zawodnika Realu Madryt.
Ale tak się nie stało. Noc zaczęła się komplikować przez kontrakt Keylora i Manchester United. Bramkarz miał problem z jedną z zapisanych klauzul, która mówiła o ubezpieczeniu od odpowiedzialności cywilnej firmy, którą Navas musiał założyć w Wielkiej Brytanii, by zarządzać prawami do swojego wizerunku. Kiedy angielski klub nie zgodził się na żądania Keylora, bramkarz i jego agent musieli zaakceptować warunki kontraktu, nie uwzględniającego powyższej wzmianki.
To nie był jednak koniec problemów. Agent Keylora, Ricardo Cabańas, otrzymał 18-stronicowe pismo z Manchesteru, rzecz jasna napisane w języku Szekspira. A w nim wiele technicznych szczegółów, które musiały zostać przeczytane, podpisane i wysłane z powrotem na Old Trafford, pół godziny przed zamknięciem okienka. Wśród tych trudności kontrakt Navasa dotarł do biur Czerwonych Diabłów na czas.
Nieoczekiwany zwrot akcji
Zaczęło świtać. Keylor nie był w Manchesterze, a wciąż w Madrycie. Problemy, które pojawiły się około północy uniemożliwiły jego transfer. Ale on jest szczęśliwy. Przed Kostarykaninem otwiera się nowy etap, w którym jest pierwszym bramkarzem Realu Madryt. Nie czai się na niego żaden zewnętrzny cień konkurencji oprócz tego, który należy do jego kolegi, Kiko Casilli.
Rano ponownie zjawił się w Valdebebas, by trenować na osobności. I tak przez cały tydzień, ponieważ dostał pozwolenie od selekcjonera reprezentacji Kostaryki na pozostanie w stolicy Hiszpanii. W ośrodku treningowym spotkał się z Benítezem, z którym przed kilkoma godzinami wykonał pożegnalny uścisk. Pomiędzy tymi dwoma profesjonalistami jest wiele wzajemnego szacunku. Keylor jest na śmierć za Benítezem, a trener za swoim bramkarzem.
Klub, jako instytucja, kontaktował się wczoraj z Navasem, by przeprosić go za to, co działo się w poniedziałek. Real Madryt podziękował mu również za pełną współpracę, niezależnie od tego, jaki plan miał wobec niego. Z całej sytuacji Keylor wyszedł silniejszy i patrzy w przyszłość bez zawiści i urazy. Rozumie, że nowy rozdział zaczyna od zera. Chce zapomnieć o tym, co się wydarzyło w ostatnich dniach. Jest dumny z tego, co osiągnął. Brawa od Bernabéu podczas ostatniego spotkania wydawały się niczym machanie białą chustą podczas pożegnania na stacji kolejowej. Ale Keylor wraca. 15 września na spotkanie pierwszej kolejki Ligi Mistrzów z Szachtarem.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze