Magia Santiago Bernabéu
Tekst naszego czytelnika
Rok temu, na początku marca 2014 roku, po raz pierwszy wybraliśmy się na mecz Realu do Madrytu. Wtedy Królewscy mierzyli się z Levante i wygrali gładko 3:0. Wrażenia były niesamowite, trudne do opisania słowami. Tym razem, w pięcioosobowej grupie polecieliśmy na pojedynek z Villarrealem, który odbył się 1 marca.
Turysta w nieznanym sobie miejscu porusza się wyznaczonym szklakiem, zwiedzając głównie obiekty najpopularniejsze. Będąc już raz w Madrycie niektóre miejsca znaliśmy. W tym roku jednak mieliśmy okazję poznać pewnego sympatycznego Hiszpana, który jest… ochroniarzem w ośrodku Valdebebas. Dzięki niemu trafiliśmy do miejsc, których zapewne byśmy nie odwiedzili. Ale po kolei.
Dwójka z naszej grupy udała się w przededniu meczu do ośrodka szkoleniowego (zdjęcie) licząc na autografy i/lub zdjęcia z zawodnikami. Piłkarzy spotkać się nie udało, bowiem wyjechali wcześniej, ale swoje samochody zatrzymali Carlo Ancelotti i Fernando Hierro (zdjęcie 1, zdjęcie 2, zdjęcie 3) – ten drugi wcześniej udał się do Valdebebas na derbowy mecz pomiędzy Juvenilem A i Atlético. W oczekiwaniu na nich towarzyszył nam wspomniany Juan (zdjęcie), który okazał się naprawdę równym gościem. Posługując się walkie-talkie dał nam znać (poprzez piknięcie), że Carletto i Fernando opuszczają ośrodek, dzięki czemu mogliśmy szybko podejść do bramy i zrobić sobie z nimi zdjęcie. Podczas oczekiwania na idoli Juan opowiedział nam o wielu ciekawych rzeczach, między innymi hiszpańskiej kulturze czy o swojej aktualnej pracy. W Valdebebas pracować mogą jedynie wybrani. Nie są oni raczej kibicami Realu, a niektórzy sympatyzują nawet z Atleti czy Barçą! Wszystko chyba po to, aby nie oszaleć na widok gwiazd. Pod Valdebebas czekaliśmy blisko trzy godziny, więc doskwierał nam nieco głód. Ochroniarz zaproponował więc… że zamówi nam pizzę (zdjęcie). Dzwonił do trzech pizzerii, aż wreszcie udało się zrealizować zamówienie. Poprzednie dwie odmówiły ze względu na zbyt daleką odległość do ośrodka.
Juan podpowiedział nam gdzie można dobrze zjeść z dala od centrum, umówiliśmy się z nim więc wieczorem na piwo/sangrię i tapas w knajpie „Botafumeiro”, której właścicielem jest fan Królewskich. Znajduje się ona niedaleko stacji metra Oporto. Niestety była wypełniona po brzegi, więc przeszliśmy do „zaprzyjaźnionego” lokalu po drugiej stronie ulicy (zdjęcie). Usłyszeliśmy wiele ciekawych historii i anegdot. Hiszpan polecił nam również restauracje w Madrycie, do których warto się udać. Na pewno wykorzystamy tę wiedzę przy okazji kolejnych wizyt! Pewnie zapytacie co to za Japończyk na zdjęciu - tego wieczoru towarzyszył nam spontanicznie poznany w hostelu, Keita ;)
Na Barajas wylądowaliśmy w czwartek 26 lutego po godz. 15 (zdjęcie). Lotnisko jest ogromne, a więc samo wyjście i dojazd metrem do centrum zajmuje ponad godzinę. Wieczór poświęciliśmy na spacer i oswojenie się z miastem. Już drugiego dnia udaliśmy się na Tour Bernabéu. W porównaniu do ubiegłego roku w klubowym muzeum doszło do kilku zmian - pojawiły się oczywiście puchary za La Décimę i Klubowe Mistrzostwa Świata, ale i nieznacznej zmianie uległa trasa wycieczki. Widok z korony Santiago Bernabéu, jak i z murawy to coś magicznego i zachwyca za każdym razem! (zdjęcie 1, zdjęcie 2, zdjęcie 3, zdjęcie 4,zdjęcie 5, zdjęcie 6)
Kolejnego dnia udaliśmy się między innymi w kierunku Vicente Calderon. Towarzyszył nam Banan, którego znacie z cyklu Bananowy Madryt - pozdrawiamy! :) Obiekt rywala Realu zza miedzy nie robi jakiegoś wielkiego wrażenia. Być może dlatego, że oglądaliśmy go wieczorem i nie był nawet oświetlony? Trybuna pod którą biegnie droga to jednak ciekawe rozwiązanie. (zdjęcie)
Niedzielny mecz z Villarrealem rozpoczynał się dopiero o 21, więc wcześniej było jeszcze trochę czasu na wędrówki po mieście. Wszyscy jednak czekali już z niecierpliwością na główny punkt wyjazdu. Pod stadion udaliśmy się w okolicach godziny 19. W metrze i na miejscu można było spotkać tłumy kibiców przebranych w koszulki i wyposażonych w różne akcesoria Los Blancos. (zdjęcie) W oczekiwaniu na otwarcie bramek zobaczyliśmy udający się na stadion autokar Villarrealu, a kilka chwil wcześniej na parking podjechał pojazd z zawodnikami gospodarzy.
Przed wejściem jeszcze fota całej ekipy – raz jeszcze pozdrowienia dla Banana – (zdjęcie) i można było zameldować się na trybunach. Kilkanaście minut przed rozpoczęciem spiker wyczytał składy, potem z głośników popłynął Himno del Centenario w wykonaniu Placido Domingo. Piłkarze wyszli na murawę przy dźwiękach „Hala Madrid ...y nada más” - ciarki przechodziły po plecach! Pierwsza połowa nie była porywająca, brakowało zaangażowania podopiecznych Ancelottiego w grę. Po przerwie po golu Cristiano z karnego wydawało się, że będzie już z górki. Niestety, scenariusz był zgoła odmienny i pierwszy remis w lidze w obecnym sezonie stał się faktem. Mimo niekorzystnego wyniku był to piękny wieczór, a magia Estadio Santiago Bernabéu wyzwala niezwykłe emocje!
Po opuszczeniu stadionu udaliśmy się pod parking, z którego kolejno odjeżdżali oficjele oraz piłkarze Realu (między innymi Ramos, Pepe, Jese, Arbeloa, Khedira, Illarra).
Co ciekawe, wśród oczekujących tam kilkudziesięciu kibiców pojawili się zawodnicy Villarrealu, między innymi Mario Gaspar. (zdjęcie)
Kolejnego dnia byliśmy już niestety w drodze powrotnej do Polski. Cztery dni spędzone w Madrycie to był jednak piękny czas, choć upłynął zdecydowanie zbyt szybko!
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze