Advertisement
Menu
/ RealMadryt.pl

Bananowy Madryt: Kryzys z bliska i gorączka przed Klasykiem

Kolejna część cyklu

Od ostatniego wpisu minęło trochę czasu. Przez ostatnie, jeżeli mnie pamięć nie myli, ponad dwa tygodnie nasunęło mi się kilka luźnych refleksji mniej lub bardziej związanych z piłką. W dzisiejszym odcinku, ostatnim przed sobotnim Klasykiem, będzie wszystkiego po trochu – od rzeczy związanych z codziennym życiem w stolicy Hiszpanii, po kwestie zahaczające w bezpośredni sposób o potyczkę z Barceloną. Tak więc pora umilić wam (albo jeszcze bardziej obrzydzić) czas polskiej złotej jesieni (tutaj, mimo zeszłotygodniowego ochłodzenia, wciąż temperatura utrzymuje się na poziomie 20-25 stopni). Zapraszam do lektury.

Kryzys
Przed przybyciem do Madrytu byłem doprawdy ciekaw, jak wygląda odmieniany w kontekście Hiszpanii przez wszystkie przypadki kryzys gospodarczy. Po miesiącu z lekkim okładem powoli zaczynam dochodzić do pewnych wniosków. Być może bieda nie kłuje tu w oczy na każdym kroku (w innych regionach jest bez cienia wątpliwości bardziej namacalna), jednak widok śpiących na ulicach lub w budkach z bankomatami bezdomnych nikogo tutaj nie dziwi. W niektórych miejscach kloszardzi nocują nawet w grupach. Liczba żebraków również nie jest mała, do tego jednak jesteśmy przyzwyczajeni w Polsce w większym stopniu. W metrze natomiast spotkać można proszących o pieniądze ludzi, którzy przed rundką z kubeczkiem w ręku wygłaszają płomienne przemowy dotyczące stanu państwowej gospodarki. W ostatecznym rozrachunku na pewno nie powiem jednak, że w Madrycie wieje ubóstwem i ebolą. Mimo to, muszę przyznać, że do tej pory nie znalazłem miejsca, w którym przepych byłby tak widoczny jak w centrum Warszawy.

Już poprzednio pisałem o planowanym przez studentów w całym kraju strajku. Najbardziej zagorzałymi zwolennikami zmian w systemie edukacji są wydziały, które uchodzą za lewicowe, czyli w tym przypadku prawa i nauk politycznych. Kształcenie na każdej uczelni państwowej jest w Hiszpanii płatne. Rząd chce skrócić studia pierwszego stopnia o rok, choć te zostały skrócone już jakiś czas temu, jednocześnie podnosząc cenę. To jednak nie wszystko. Idzie za tym zwiększone zapotrzebowanie na absolwentów studiów drugiego stopnia, na które ludzi zwyczajnie nie stać. W niektórych jednostkach, w związku z protestem, odwołano część zajęć. Zagłębiając się nieco w temat, stwierdzam jednak, że w tym roku jest dużo spokojniej. Tym razem obyło się bez podpalania kontenerów i bójek z policją. Tak czy inaczej, w dobie kryzysu, łatanie budżetowych dziur poprzez zwiększanie czesnych za naukę na, bądź co bądź, publicznych uczelniach wydaje mi się dość podłą praktyką.

(W wolnym tłumaczeniu: „Wydział Nauk Antyspołecznych”).

Myślę, że dalsze ukrywanie, iż w Madrycie jestem w ramach programu Erasmus+ nie ma już zbytniego sensu. Mogę więc pokrótce opisać również poziom prowadzenia zajęć. Cóż, większość bloków ma charakter czysto teoretyczny. W Polsce dużo większy nacisk kładzie się na praktykę. Obecność nie jest sprawdzana, a każdy słuchacz ma prawo podejść do egzaminu. Coś na wzór naszych wykładów. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że, na postawie moich obeserwacji, pod względem jakości edukacji nie odstajemy. Niemniej różnica w wyposażeniu sal jest jak najbardziej widoczna. Strajki strajkami, ale mimo czarnych chmur zbierających się nad stanem kształcenia w Hiszpanii, rzesze studentów wyraźnie odczuwają chęć odreagowywania znoszonych mąk i praktycznie co weekend urządzają sobie na terenie miasteczka uniwersyteckiego zakrapiane spotkania. Coś w stylu juwenaliów, tylko w nieco bardziej przaśnych klimatach.

Jak natomiast wyglądają w Hiszapanii ceny? Cóż, jeśli przyjeżdżasz tylko na kilkudniowe wakacje, nie odczujesz wielkiej różnicy. Prawda jest jednak taka, że o ile jedzenie jest nieznacznie droższe, z wyjątkiem barbarzyńskich cen owoców, o tyle cała reszta jest o wiele droższa niż w Polsce. Ja mam to szczęście, że moje lokum jest bardzo dobrze usytuowane i praktycznie we wszystkie interesujące mnie miejsca jestem w stanie dostać się pieszo w pół godziny. Bilet miesięczny na metro dla ludzi powyżej 23. roku życia kosztuje około 50-60 euro, dla mnie kwota z kosmosu. Wynajem mieszkań czy pojedynczych pokoi również nie jest groszową sprawą. Ja za swoją kwaterę płacę 400 euro miesięcznie, choć mam o tyle dobrze, że lokalizacja jest doprawdy świetna, mam własną łazienkę, a wszystkie koszta (internet, rachunki) są już wliczone. Tak czy inaczej jest to dość odczuwalne dla kieszeni. Przeciętna cena wynajmu oscyluje właśnie w granicach 300-400 euro. W większości przypadków należy jednak doliczyć jeszcze mimo wszystko opłaty. Tańszy za to w ostatecznym rozrachunku jest alkohol, a przynajmniej piwo i wino. Na ceny mocniejszych trunków nie zwracałem uwagi. Ogólnie rzecz biorąc, jeśli chodzi o wino, to trafniejszym byłoby stwierdzenie, że po prostu w Polsce jest ono wyjątkowo drogie. Praktycznie we wszystkich zachodnich krajach jest tańsze. Ojczyzna Cervantesa z pewnością nie rozpieszcza natomiast palaczy. Paczka papierosów to przeciętnie koszt 4,50 euro. Co ciekawe, tytoń w spożywczakach jest trudno dostępny. Ludzie zaopatrują się w maszynach, kioskach lub bardzo popularnych tu sklepach tytoniowych.

Homofobia
To, co bardzo rzuciło mi się w oczy to tolerancja względem homoseksualistów. W Hiszpanii widok obściskujących się i całujących gejowskich czy lesbijskich par nie jest niczym nadzwyczajnym. Nikogo to tutaj specjalnie nie dziwi. O ile w Polsce nie brakuje klubów nocnych dla homoseksualistów, o tyle przeznaczone dla nich całe dzielnice czy hotele to coś niespotykanego w naszej ojczyźnie. Podsumowując, im dalej na wschód Starego Kontynentu, tym bardziej maleje tolerancja. Mam swoje przemyślenia na ten temat, jednak to raczej nie jest odpowiednie miejsce na ich przedstawianie. Tak więc osąd tego stanu rzeczy pozostawiam wam.

Życie nocne
Mieszkańcy Madrytu zdecydowanie bardziej wolą wychodzić z domu w piątki niż w soboty, co oczywiście nie oznacza, że w soboty ulice są puste. Parki, ławki na ulicach, place, bary – wszędzie pełno ludzi. Przed klubami nocnymi zbierają się kilometrowe kolejki. I pisząc o kilometrach, jeśli przesadzam w ocenie długości, to nieznacznie. Sam jednak nie pchałem się do środka żadnej dyskoteki, ponieważ nie za bardzo przepadam za takimi miejscami. Ograniczyłem się do roli obserwatora. Na Puerta del Sol w środku nocy również maszeruje masa ludzi. Naganiacze i nielegalni imigranci nie pozwolą ci przejść niezauważonym. Mimo że w okolicy często patroluje policja, wyszukująca osób bez pozwolenia na pracę w Hiszpanii, ci nie mają żadnych oporów przed proponowaniem ci kupna twardych narkotyków czy skorzystania z usług prostytutek rezydujących w barze za rogiem.

Jedną z różnic kulturowych, która dała mi do myślenia, jest fakt, że życie nocne tutaj nie jest przeznaczone jedynie dla młodych. Spacerujący o 1 w nocy starsi ludzie to coś normalnego. Osoby w podeszłym wieku żywo komentują to, co dzieje się dookoła, bez malkontenctwa. Zdałem sobie sprawę, że starość nie musi się ograniczać wyłącznie do rozwiązywania krzyżówek, stania w kolejkach do lekarza i oglądania „Klanu” czy „Jaka to melodia”. Podobne obrazki sprawiają, że serce rośnie. Mając na karku 60 czy 70 lat nie trzeba się godzić jedynie z biernym oczekiwaniem na śmierć.
Mimo piątku, na Sol wyjątkowo pusto.

Gorączka przed Klasykiem
Teraz trochę o sprawach związanych z piłką. W poniedziałek tłumy fanów Królewskich, wśród nich ja, zebrały się pod Santiago Bernabéu w oczekiwaniu na otwarcie kas biletowych. Sprzedaż biletów na starcie z Barceloną miała rozpocząć się o godzinie 10.00, ale kibice stali pod obiektem Realu już po godzinie 8.00. W międzyczasie zaczepił mnie nawet pewien dziennikarz, pracujący dla którejś z Hiszpańskich telewizji (niestety nie zdołałem zwrócić uwagi jakiej), który niezrażony moją nietutejszą twarzą i blond włosami, zapytał mnie, czy udzielę mu krótkiego wywiadu. Jako że jeszcze miałem nadzieję na nabycie wejściówki, poczułem przypływ siły i parcie na szkło i bez wahania się zgodziłem. W skrócie powiedziałem, że mam nadzieję na nabycie biletu, że mecz będzie trudny, że mam nadzieję, iż Królewscy wygrają. Na koniec poproszono mnie o wytypowanie wyniku. Choć nie lubię tego typu zabaw (nie jestem wróżką!), schowałem asertywność do kieszeni i skłoniłem się ku opcji 2:0 dla Realu Madryt. O godzinie 10.00 kasy wciąż były zamknięte. Otwarto je o godzinie 11.00, jednocześnie komunikując, że... wejściówek nie ma, ale zainteresowani mogą zakupić bilet na potyczkę z Liverpoolem. Dwie godziny czekania, żeby po godzinie poślizgu dowiedzieć się, że tak naprawdę stałem tylko po to, żeby udzielić idiotycznego wywiadu.
Stałem gdzieś w połowie.

Tak więc na chwilę obecną z bólem stwierdzam, że wciąż nie wiem, czy będę obecny na Klasyku. Ceny u koników na trzy dni przed meczem były barbarzyńskie. Najniższą stawkę, którą udało mi się wynegocjować to 210 euro za wejściówkę, która w kasach kosztowała 70 euro... Jutro wybieram się pod Bernabéu jeszcze raz, w nadziei, że lichwa zacznie się obawiać, iż nie da rady sprzedać biletów za fortunę, której żąda. Tak czy inaczej nawet jeśli kupię już upragniony bilet wstępu do raju, nie mam żadnej pewności, że nie zostanę oszukany. W kasach dowiedziałem się, że jedynym sposobem na sprawdzenie autentyczności jest... próba przejścia przez bramkę. Jeśli wydam majątek na fałszywy bilet, cóż... wy będziecie się przez tydzień ze mnie śmiać, ja natomiast przez tydzień będę płakał i złorzeczył.

Liverpool w barze
Wczorajsze spotkanie z Liverpoolem postanowiłem obejrzeć w barze. Nie wydziwiałem zbytnio i po prostu poszedłem do lokalu, który znajduje się tuż przy wyjściu z klatki schodowej. Choć restauracja nie pękała w szwach, atmosfera była bardzo przyjemna. Barman nie krył się ze swoją sympatią względem Barcelony i sam często wchodził w zabawne dyskusje z klientami, w tym ze mną. Po przerwie powiedziałem mu dla żartów, że wsadzimy Liverpoolowi jeszcze trzy gole, a następnie powtórzymy to w sobotę. „Przyjdź tutaj obejrzeć Klasyk, ja stawiam”, usłyszałem w odpowiedzi. Jeśli więc nie zdołam nabyć ostatecznie biletu...

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!