Advertisement
Menu
/ RealMadryt.pl

Taktycznie: Real Madryt – Atlético

Analiza derbowego starcia

Choć nie będzie to należeć do rzeczy miłych, trzeba wrócić ostatniej porażki Królewskich z Atlético. Czas na rzut taktycznego oka na ostatnie madryckie derby.

Pierwsza połowa
Początkowe minuty zgodnie z oczekiwaniami wyglądały tak: Real rozgrywa wszerz boiska, a Atlético dzięki odpowiedniemu „timingowi” pressingu niweczy jakiekolwiek poczynania rywala. Jednak już na początku spotkania mogliśmy zauważyć kilka taktycznych zagwozdek.

Po pierwsze – boczni obrońcy Realu Madryt nie istnieli. Bardzo niewiele piłek na połowie rywala, przy dosyć głęboko ustawionej linii obrony Atleti nie działa na ich korzyść. Wytłumaczyć to można na dwa sposoby: po pierwsze bardzo sprawnie przesuwała się druga linia, dzięki czemu skrajni pomocnicy od razu doskakiwali pressingiem do bocznych defensorów Realu i po drugi wynikało to ze stylu gry Bale’a – Walijczyk na prawej stronie gra bardzo szeroko, blokując wejście z głębi innemu graczowi, zaś grający po drugiej stronie Portugalczyk Coentrão grał zachowawczo i asekuracyjnie, co nie działo się bez przyczyny.

Ciągłym kłopotem Królewskich jest brak defensywnego pomocnika z prawdziwego zdarzenia. Boczni obrońcy często grają zbyt asekuracyjnie, bo w głowie „siedzi” im, że w razie straty piłki będą zbyt daleko własnej bramki, by pomóc w obronie swojej drużynie. Kluczem jest nasz DM – w przypadku kontry przeciwnika ów zawodnik wchodzi między parę środkowych obrońców, tworząc z nimi trójosobowy blok defensywny, dzięki czemu obrona zachowuje ciągłość i jest w stanie zmniejszyć prawdopodobieństwo skutecznego kontrataku.

Kolejnym problemem są osamotnieni skrzydłowi. Jak można było przewidzieć, skrzydłowy w momencie otrzymania piłki jest natychmiast atakowany przez dwóch zawodników, bocznego obrońcę i bocznego pomocnika. Pozostawiony na pastwę losu zawodnik zwykle tracił futbolówkę, a wysiłki całego zespołu kończyły się na niczym.

Tutaj trzeba powiedzieć o istotnym, znaczącym braku w grze Realu. System 4-3-3 jaki preferują Blancos opiera się na trójce głębiej ustawionych środkowych pomocnikach oraz na wyżej grających, trzech stricte ofensywnych napastnikach, czyli słynnym tercecie BBC. Kluczem w skuteczności tego systemu jest umiejętność łączenia poszczególnych formacji i zawodników ze sobą. Prościej mówiąc – umiejętności płynniejszego przejścia z obrony do ataku, z fazy rozgrywania wśród obrońców do fazy, w której można stworzyć realną szansę do zdobycia bramki. Realowi takiej umiejętności brakuje. W meczu z Atlético nie było to jeszcze aż tak widoczne ze względu na znakomitą grę Cristiano Ronaldo – Portugalczyk szalał między liniami, niemal cały czas był w ruchu. Wykonał największą liczbę podań w tzw. final third, czyli ostatnich mniej więcej 35 metrów od bramki rywala. Cała gra nie może jednak spoczywać na jednym zawodniku.

Szanse po stracie
Warto zwrócić uwagę, w jakich okolicznościach Królewscy stwarzali sobie sytuacje (zwłaszcza w pierwszej połowie, ale też i drugiej). Większość tych okazji była efektem szybkiego, tzw. instynktownego pressingu, a więc takiego który następuje zaraz po stracie piłki. Co prawda, trudno jest uznać, że było to zalecenie Ancelottiego, bo ten pressing pojawiał dopiero przy niekorzystnym wyniku, którzy działał na ambicję Blancos. Tak czy inaczej, najgroźniejsze akcje Królewskich przeprowadzone zostały właśnie po szybkim odbiorze piłki. Przykładem może być akcja bramkowa, po której odgwizdano rzut karny i ostatecznie padł gol dla Realu Madryt.

Druga połowa
Jeśli ktoś się spodziewał zmian w drugiej połowie, po marnej pierwszej, rozczarował się. I nie chodzi o zmiany tylko personalne – choć te też zawiodły. Drużyna zagrała jakby z mniejszą chęcią do gry, wolniej, mniej agresywnie, co miało odzwierciedlenie na boisku – to Atleti częściej dyktowało tempo gry, to oni stwarzali sobie okazje. Znów dali o sobie znać boczni obrońcy – Juanfran i Siqueira. Broniący w płaskim 4-4-2 Real Madryt raz po raz nie był w stanie upilnować wchodzących z głębi pola ofensywnie usposobionych obrońców. Odpowiedzialni za to byli broniący na bokach Bale i James (w drugiej połowie Isco). Po jednym z takich wejść padła bramka finalna, na 2:1 dla Atlético. Tu po raz kolejny uwidocznił się brak klasycznego DM’a – Juanfran uciekł Isco , wycofał piłkę na szesnasty metr, Arda Turan z łatwością i spokojem wykończył akcję. Przed stoperami nie było nikogo, kto by zgarniał piłki zagrywane w ten sposób. Powtórka z Anoeta z ostatniej kolejki.

Podsumowanie
Najgorsze w tej porażce jest to, że Real Madryt gra bez zmian, cały czas tak samo. Taki sam zespół widzieliśmy z Superpucharze Hiszpanii, taki sam w meczu z Córdobą i Realem Sociedad, a teraz taki sam z Atlético. Ciągle te same błędy – fatalna obrona w bocznych sektorach, brak penetracji pola w grze ofensywnej i koszmarne w wykonaniu Królewskich stałe fragmenty gry, zwłaszcza rzuty rożne. Jedyne co się zmieniło, to świetna gra Cristiano Ronaldo i coraz lepsza gra Jamesa, który małymi kroczkami posuwa się naprzód. Przed nami mecz ze szwajcarskim FC Basel. Radzę nie lekceważyć przeciwnika – to ambitny zespół, z kilkoma osobowościami, który może napsuć krwi Blancos. A przy obecnej grze podopiecznych Carlo Ancelottiego o to może być nie trudno.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!