RealMadryt.pl w Cardiff: Ostatnie przygotowania
Konferencja prasowa i ostatni trening przed meczem z Sevillą
Za niespełna dwadzieścia godzin na Cardiff City Stadium Królewscy w meczu o Superpuchar Europy przeciwko Sevilli oficjalnie rozpoczną sezon 2014/2015. A ponieważ po raz pierwszy od dawna uczynią to w roli mistrzów Starego Kontynenty, w stolicy Walii nie mogło zabraknąć również przedstawicielstwa RealMadryt.pl.
Już w drodze jasnym stało się, że taki a nie inny skład drużyn sprawi, że to 300-tysięczne miasto przeżyje prawdziwy najazd hiszpańskich kibiców. O ile autobus z Luton do Londynu był jeszcze zróżnicowany pod kątem pasażerów, to już ten z Londynu do Cardiff niemal w całości wypełniony został mieszkańcami Półwyspu Iberyjskiego. Młodzi i starsi, podróżujące pary i całe rodziny z dziećmi – każdy, kto tylko mógł, w plan wakacyjnego odpoczynku wplótł dopingowanie swojej drużyny w potyczce o kolejne międzynarodowe trofeum. Nic więc dziwnego, że korytarze hostelu, w którym się zatrzymałem, co chwilę rozbrzmiewają mową Cervantesa.
W centrum Cardiff obwieszone zapowiadającymi mecz transparentami latarnie zwiastują zbliżające się piłkarskie święto, jednak dopiero rzut okiem na znajdujący się kilka kilometrów dalej stadion będący areną jutrzejszych zmagań nie pozostawia wątpliwości – to tutaj spotkają się dwie najlepsze drużyny ubiegłego sezonu, a sam stadion, choć stosunkowo skromny, bo mieszczący normalnie niecałe 30-tysięcy widzów, jest na ich przyjęcie gotowy. To jednak dopiero jutro. Dziś zaś, zwyczajowo dzień przed meczem, odbyły się konferencje prasowe obu trenerów oraz ostatni trening każdej z ekip.
Zanim mogłem się na nie dostać, musiałem wpierw odebrać akredytację. Szybka wizyta w centrum akredytacyjnym (czy kogokolwiek dziwi, że tu również zdecydowanie dominował język hiszpański?), cierpliwe odstanie swojego w kolejce (szybciej, spieszę się na konferencję Emery’ego) i miałem wydrukowaną przepustkę do większości interesujących mnie stref. Znaczy, tak mi się przynajmniej wydawało, w rzeczywistości jednak czekało mnie jeszcze odebranie dodatkowych wejściówek już na samym stadionie. I tu zaczęły się schody (dosłownie i w przenośni). Zanim znalazłem punkt odbioru dłuższy czas spędziłem na zwiedzaniu różnych zakamarków walijskiego obiektu, oczywiście cały czas sprawiając wrażenie, jakbym doskonale wiedział, dokąd idę. Ale nie ma tego złego – ostatecznie udało mi się znaleźć (no dobrze, trochę mi w tym pomogli) pożądane miejsce, a w między czasie zawędrowałem do zlokalizowanego na najwyższym piętrze biura UEFA, z którego wyszedłem bogatszy o informację i połączenie z ich Wi-Fi. Jak się potem okazało na całe szczęście, bowiem sieć przeznaczona dla dziennikarzy, choć ogólnodostępna, nie działała. Na pocieszenie w sali dla prasy był za to telewizor, prąd i Internet przez kabel, niemniej sami przyznacie, że choć warunki wystarczą do komfortowej pracy, to jednak szału nie ma. Gdzie ten lejący się szampan i złote klamki, który obiecywano mi, gdy kilka lat temu zaczynałem pisać dla naszej strony?
Przed stadionem spora grupa kibiców oczekiwała na przyjazd piłkarzy, ja natomiast udałem się do sali konferencyjnej. Złapałem program meczowy oraz małe radio, przez które na żywo nadawane miało być tłumaczenie konferencji na, w zależności od potrzeb, język hiszpański lub angielski i zasiadłem w oczekiwaniu. Stół gotowy? Gotowy. Kamery gotowe? Gotowe . No, to możemy zaczynać. Nim jednak przyszła kolej Królewskich, w krzyżowy ogień pytań wzięte zostały, wzorem Rafała Steca, piłki, które zadecydują o wyniku jutrzejszego spotkania. Łatwo nie było, ale wybrnęły ze wszystkich trudnych tematów. ;) O przybyciu podopiecznych Ancelottiego dowiedziałem się dzięki żywiołowej reakcji wspomnianych już kibiców. Szybka ewakuacja na zewnątrz przyniosła pożądany efekt:
Marcelo i Fabio, Ronaldo, Bale, Varane, Sami, James.
Niedługo później na konferencji pojawił się Carlo w towarzystwie Casillasa i Bale’a. Tu już bez niespodzianek – Iker nie zrażał się krytyką, Bale wyrażał radość z powrotu do domu , a Ancelotti sprawiał wrażenie nie mniej dociekliwego od samych dziennikarzy . I tylko przy pytaniu o pozycję bramkarza w nadchodzącym sezonie wolał zachować powściągliwość .
Po konferencji przyszedł czas na ostatni punkt dnia – trening. Krótka odprawa i piłkarze podzielili się na dwie grupy. Wszyscy sumiennie wykonywali ćwiczenia. Wszyscy… i tylko Marcelo sprawiał wrażenie, jakby czasem nie ogarniał. W krótkim podsumowaniu – Navas latał , Ramos mókł, a Marcelo ćwiczył styl kataloński. Czy sędzia widzi jak mnie boli? Ja natomiast znalazłem w między czasie chwilę, by zamienić dwa słowa z Leszkiem Orłowskim i rozstrzygnąć niejasną, przynajmniej dla mnie, kwestię Hames czy Dżejms. Z obserwacji pana Leszka wynika, że wszyscy dziennikarze i ludzie z otoczenia Królewskich mówią Hames, więc i ja przyjmuję tę wersję jako obowiązującą. Dziękuję i pozdrawiam. :)
To był długi i owocny dzień. Na chwilę zostawiamy Cardiff City Stadium, by powrócić do niego jutro o 20:45. Oby był wtedy świadkiem ogromnej radości wszystkich planujących zgromadzić się na nim madridistas.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze