Advertisement
Menu
/ własne, ACB.com

Madryt zagra w finale

Królewscy pokonali Unicaję po raz trzeci (79:89)

Kosztował wiele sił, zaangażowania i nerwów, lecz wreszcie trafił w ręce koszykarzy Realu Madryt. Awans do finału Ligi Endesa. Trzecie półfinałowe zwycięstwo z Unicają, dające gwarancję gry w następnym etapie, odniesione zostało po bardzo zaciętej rywalizacji – dopiero po dogrywce (79:89). Świetny występ zaliczyła dwójka kapitanów, Felipe Reyes i Sergio Llull. Obaj zdobyli po dwadzieścia dwa punkty.

Dość zaskakującą wiadomością była obecność w pierwszej piątce Marcusa Slaughtera, zajmującego miejsce Nikoli Miroticia. Niestety, Amerykanin po zaledwie minucie opuścił parkiet, kulejąc po niefortunnym stąpnięciu, i nie wrócił już na niego ani na chwilę, skracając tym samym rotację zespołu, co stało się kłopotliwe szczególnie pod koniec spotkania. Zacznijmy jednak od początku.

Intensywność, wielokrotnie przywoływana podczas tegorocznych play-offów, tym razem osiągnęła umiarkowany poziom. Wydawało się, że koszykarze, świadomi oczekującego ich ogromnego wysiłku, budowali akcje w wolniejszym niż ostatnio tempie. Królewscy, choć nie był to ich styl, przez pierwsze dziesięć minut osiągnęli siedmiopunktową przewagę (17:24).

Zmiany w madryckim zespole były widoczne. Defensywa funkcjonowała jak za starych, dobrych czasów. Zawodnicy byli bardzo skoncentrowani, nie odpuszczali rywali, spychali ich do linii. Agresywny pressing z obu stron sprowokował kilka spięć i nie do końca właściwych decyzji arbitrów. Atmosfera stała się naprawdę gorącą, a rywalizacja wybitnie zacięta (35:37).

Real Madryt stracił prowadzenie dopiero pod koniec trzeciej kwarty, po bardzo wyczerpujących minutach. Wówczas to dało się poczuć, ile dla zawodników obu drużyn, jak i miejscowych kibiców, znaczy udział w ligowym finale. Powietrze przesiąknięte było pasją, ambicją, ale i zdenerwowaniem. Końcowa syrena była bowiem coraz bliżej.

Królewscy wypracowali kilka punktów przewagi dzięki celnym rzutom z dystansu i to oni przez ostatnie dziesięć minut byli bliżsi zwycięstwa. Unicaja czaiła się tuż za plecami, gotowa dać z siebie wszystko, aby dogonić rywala. Joan Plaza zasugerował nawet podopiecznym, że madrytczycy myślą już o finale i należy to wykorzystać. Trudno stwierdzić, czy rzeczywiście tak było, ale dwie minuty przed końcem nagle przestali trafiać, dzięki czemu gospodarze doprowadzili do dogrywki.

Doliczony czas gry należał do kapitanów Realu Madryt. Waleczny Felipe Reyes i skuteczny Sergio Llull wzięli na swe barki odpowiedzialność całego zespołu i wypracowali przewagę, na którą przeciwnicy nie byli już w stanie odpowiedzieć. Madrytczycy po raz trzeci z rzędu zagrają w finale Ligi Endesa. Zmierzą się z Valencia Basket Club albo FC Barcelona.


79 – Unicaja (17+18+20+18+6): Granger (4), Toolson (17), Kuzminskas (9), Caner-Medley (13), Vázquez (8) – Sabonis (-), Urtasun (-), Calloway (3), Suárez (12), Hettsheimeir (6), Stimac (7).

89 – Real Madryt (24+13+19+17+16): Llull (22), Fernández (9), Darden (-), Slaughter (2), Bourousis (8) – Reyes (22), Mirotić (2), Rodríguez (9), Carroll (11), Mejri (4).

Skrót spotkania | Statystyki | Drabinka

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!