Advertisement
Menu
/ swiatpilki.com

Podsumowanie 31. kolejki La Liga

Co się działo na hiszpańskich boiskach?

Jeden z naszych użytkowników i redaktor serwisu swiatpilki.com, kluchman, podsumowuje 30. kolejkę ligi hiszpańskiej. Zapraszamy do lektury.

W poniedziałek zakończyła się trzydziesta pierwsza kolejka hiszpańskiej Primera División i choć fani futbolu na pewno emocjonują się już zbliżającymi meczami Ligi Mistrzów, warto na dłuższą chwilę powrócić do wydarzeń z ostatnich dni. Poniżej jak zawsze można zapoznać się z komentarzami i skrótami wszystkich dziesięciu spotkań rozegranych w ramach ostatniej serii spotkań.

RCD Espanyol 0-1 FC Barcelona
0-1 Messi (k.) 76'
Sędziował: Carlos Clos Gómez


Nieskuteczność Neymara i Gerarda Piqué kosztowała Barcelonę wiele nerwów w meczu na Cornellá-El Prat z walecznie nastawionym Espanyolem. Gospodarze, choć niewątpliwie posiadają mniejsze umiejętności czysto piłkarskie, pokazali mnóstwo ambicji i zaangażowania przeciwko lokalnemu rywalowi i niewiele brakowało, by uzyskali za to nagrodę w postaci choćby jednego punktu. Espanyol bronił się nieźle i z głową, nie pozwalając zepchnąć się głęboko pod własne pole karne. Miał też trochę szczęścia przy sytuacjach strzeleckich rywali. Nie miał za to szczęścia do sędziego Closa Gómeza, który podjął dwie decyzje w istotny sposób wpływające na przebieg meczu. W pierwszej połowie Javier Mascherano faulował na granicy pola karnego Javiego Lópeza, co pozostało bez reakcji arbitra. W drugiej wiele kontrowersji wzbudziła sytuacja, po której doszło do odgwizdania rzutu karnego dla Barcelony.

Po stracie gola Espanyolowi trudno było zareagować. Tym bardziej, że przez cały mecz wypracował sobie on raczej niewiele okazji do zdobycia gola, spośród których najlepszą zmarnował Pizzi. Poza tym kilka minut po stracie bramki, Espanyol stracił tez bramkarza Kiko Casillę, gdy ten odbił piłkę ręką poza polem karnym. Ponieważ Javier Aguirre nie miał już więcej zmian do wykorzystania, rolę golkipera przejął Javi López. Nominalny prawy obrońca Los Pericos nie dał się pokonać między innymi Alexisowi Sánchezowi, lecz nie zmieniło to faktu, że Barça znów wygrała i nadal ma bardzo duże szanse na zdobycie mistrzostwa.

SKRÓT MECZU


Celta Vigo 1-0 Sevilla FC
1-0 Nolito (k.) 87'
Sędziował: Juan Martínez Munuera


Po sześciu zwycięstwach z rzędu Sevilla znalazła pogromcę. Przez większość meczu na Estadio Balaidos inicjatywę posiadała Celta, a zespół prowadzony przez Unaia Emery'ego pomimo gry dwójką napastników, liczył raczej na kontrataki. Taktyka podobna do tej zastosowanej przeciwko Realowi Madryt, tym razem nieco zawiodła, do czego na pewno przyczyniła się nieco słabsza niż zwykle dyspozycja Rakiticia. Abstrahując jednak od średniej gry Chorwata, podział punktów mógłby być w tym spotkaniu inny, gdyby sędziowie uznali w pierwszej połowie prawidłowego gola strzelonego przez Kevina Gameiro, lub gdyby piłkarze gości potrafili wykorzystać choć jedną z kilku innych okazji. W całym meczu gracze Celty pomimo posiadania optycznej przewagi, mieli wiele problemów z przebiciem się przez szczelny mur graczy z Estadio Ramón Sánchez Pizjuán. Szczególnie widoczne było to w pierwszych czterdziestu pięciu minutach.

Trudno zatem dziwić się temu, że na pomeczowej konferencji prasowej szkoleniowiec Andaluzyjczyków poświęcił sędziowaniu sporo uwagi. Tym bardziej, że kontrowersje w tym meczu nie skończyły się na wspomnianym wyżej nieuznanym trafieniu Gameiro. Również podyktowanie decydującego o wyniku spotkania rzutu karnego dla Celty za zagranie ręką Federico Fazio, budzi wiele wątpliwości, ponieważ stoper Sevilli prawdopodobnie był w tej sytuacji faulowany.

SKRÓT MECZU


Athletic Bilbao 1-2 Atlético Madryt
1-0 Muniain 6'
1-1 Diego Costa 22'
1-2 Koke 55'
Sędziował: José Antonio Teixeira Vitienes


Atlético po bardzo dobrej grze wygrało na San Mamés i definitywnie potwierdziło swoje aspiracje mistrzowskie. Początek tego meczu nie był najszczęśliwszy dla Los Colchoneros, gdyż po podaniu od Aritza Aduriza gospodarzy na prowadzenie wyprowadził Iker Muniain. Baskowie nie potrafili jednak wykorzystać korzystnych okoliczności i kolejne minuty charakteryzowały się zdecydowaną przewagą gości. Athletic bez zawieszonego Andera Herrery zupełnie nie radził sobie z agresywną i zwartą drugą linią drużyny Diego Simeone. Skutkiem tego Atlético po odbiorach piłki w środku pola zaczęło stwarzać sytuacje strzeleckie i Diego Costa przy swojej drugiej próbie doprowadził do remisu. Gol wyrównujący nie wpłynął na przebieg meczu. Nadal zdecydowanie lepiej prezentowała się ekipa z Madrytu, ale na kolejne trafienie trzeba było poczekać do drugiej połowy spotkania.

W odniesieniu zwycięstwa Atlético nie przeszkodziły nawet błędy sędziego, który nie odgwizdał dla gości rzutu karnego po faulu Aymerica Laporte'a na Diego Coscie, a następnie chcąc pokazać czerwoną kartkę francuskiemu stoperowi Los Leones, nie zastosował przywileju korzyści, a przecież sam na sam z Gorką Iraizozem wychodził wtedy Koke. Nie znaczy to oczywiście, że gospodarze nawet grając w dziesiątkę nie próbowali odrobić strat. Byli oni tego nawet całkiem bliscy, gdy po podaniu od Gaizki Toquero strzał głową oddał Aduriz, a fenomenalną paradę zaliczył Thibaut Courtois. Mimo to trzeba podkreślić, że Atlético zagrało jeden ze swoich najlepszych meczów w ostatnich tygodniach i pomimo wielu przeciwności zdobyło w pełni zasłużone trzy punkty.

SKRÓT MECZU


Real Madryt 5-0 Rayo Vallecano
1-0 Ronaldo 15'
2-0 Carvajal 55'
3-0 Bale 68'
4-0 Bale 70'
5-0 Morata 78'
Sędziował: Carlos Delgado Ferreiro


Dobra forma Rayo z ostatnich tygodni to było za mało, by pokonać Real Madryt na Estadio Santiago Bernabéu. Królewscy w pełni panowali na boisku od początku do końca meczu. Strzał głową Saúla Ńígueza po rzucie rożnym, kiedy piłka odbiła się od słupka, był właściwie jedyną sytuacją, w której goście byli bliscy zdobycia gola. Z kolei Real chętnie i skutecznie korzystał z jak zawsze ofensywnego usposobienia rywali i ich bardzo wysoko ustawionej linii obrony. Dzięki temu mecz zakończył się przekonywującym wysokim zwycięstwem gospodarzy, pomimo zmarnowania przez nich kilku tak zwanych "setek". Ponadto swoje pierwsze trafienie na Bernabéu zanotował Daniel Carvajal i nareszcie udany występ zaliczył Gareth Bale. Szczególnie gol Walijczyka po sprincie z piłką spod własnego pola karnego musiał zrobić wrażenie.

Mimo to w tym wszystkim dało się wyczuć atmosferę rozczarowania po wydarzeniach z wcześniejszych dni i godzin. W końcu bezpośredni rywale Realu w walce o mistrzostwo już wcześniej dopisali sobie kolejne trzy punkty i to po teoretycznie jednych z najtrudniejszych starć, jakie mieli przed sobą do końca sezonu. Wygrana z Rayo Vallecano pozwoliła Los Blancos tylko na wydłużenie nadziei i poprawę nastroju na kilka dni przed spotkaniem z Borussią Dortmund w Lidze Mistrzów, gdzie ewentualny końcowy triumf Realu Madryt, w przeciwieństwie do rozgrywek ligowych, wciąż zależy tylko od gry jego samego.

SKRÓT MECZU


Real Valladolid 1-0 UD Almería
1-0 Manucho 5'
Sędziował: Fernando Teixeira Vitienes


Almería zawiodła w starciu z bezpośrednim rywalem w walce o utrzymanie w lidze. Zespół, który ostatnio dobrze radził sobie przeciwko wyżej notowanym ekipom, okazał się być kompletnie bezradny, kiedy pozbawiono go możliwości wyprowadzania kontrataków. Gol szybko zdobyty przez Manucho całkowicie ustawił to spotkanie. Real Valladolid był dużo lepszy, kontrolował przebieg meczu i powinien wygrać zdecydowanie wyżej. Powinien, lecz wczesnym niedzielnym popołudniem nawet zazwyczaj bardzo skuteczny Javi Guerra potrafił skiksować w nieprawdopodobny sposób.

Wynik nie odzwierciedla w pełni przebiegu gry, ale Juan Ignacio Martínez i tak może być zadowolony. Jego drużyna zaliczyła jeden z najlepszych występów w sezonie, a tak rzadko stosowane przez Real Valladolid ustawienie z dwójką środkowych napastników sprawdziło się znakomicie. Jeśli doda się do tego wyjątkowo aktywnego na prawej stronie Antonio Rukavinę, powodów do zadowolenia jest jeszcze więcej. Serbski obrońca ostatni raz grał tak dobrze w poprzednich rozgrywkach. Przy tym wszystkim trzeba jednak pamiętać, że rywalem Los Pucelanos była w tym meczu tylko Almería. Real Valladolid kosztem sobotniego rywala nareszcie opuścił strefę spadkową, ale by już do niej nie powrócić, potrzebuje więcej równie udanych spotkań.

SKRÓT MECZU


CA Osasuna 1-1 Real Sociedad
0-1 Chory Castro 7'
1-1 Oriol Riera 58'
Sędziował: David Fernández Borbalán


Posadzenie na ławce rezerwowych Griezmanna, Rubéna Pardo, czy Canalesa, nie wyszło na dobre Jagobie Arrasate. Jego drużyna świetnie zaczęła mecz z Osasuną, ale później gra Realu Sociedad była już tylko gorsza. Zapewne nie tak fani Txuri-Urdin wyobrażali sobie odpowiedź swoich ulubieńców na porażki Athleticu Bilbao i Sevilli. Wracając jednak do początku spotkania i gola zdobytego przez Gonzalo Castro, wypada wspomnieć o dziesiątej w tym sezonie asyście Carlosa Veli, bowiem dzięki niej Meksykanin został czwartym piłkarzem w bieżącej kampanii, który ma na swoim koncie dwucyfrową liczbę zarówno goli, jak i podań zakończonych trafieniami kolegów z zespołu. Wcześniej tej sztuki dokonali tylko Gareth Bale, Ivan Rakitić i Lionel Messi.

Z czasem dość bezbarwny i wyrównany mecz przerodził się w festiwal fauli, kontuzji, żółtych kartek i groźnych stałych fragmentów gry w wykonaniu piłkarzy Osasuny. Los Rojillos głównie w ten sposób zagrażali bramce gości i w końcu dopięli swego. Po kilku mniej udanych próbach, Oriol Riera zdołał umieścić piłkę w siatce, a zdecydowanie ambitniejsi od rywali gospodarze zaczęli szukać zwycięskiego gola. Jednak zanim zdołali oni doprowadzić chociaż do remisu, niewiele brakowało, by przegrywali 0-2. Na szczęście dla Osasuny po strzale Ińigo Martíneza z okolic środka boiska, piłka odbiła się od poprzeczki, a David Zurutuza nie potrafił trafić w światło bramki z kilku metrów. Ostatecznie pomimo nerwowej końcówki Real Sociedad zdołał utrzymać remis. Wynik niewiele dający obu tym zespołom, ale na pewno bardziej martwiący drużynę Javiego Gracii, która po długiej przerwie powróciła do strefy spadkowej.

SKRÓT MECZU


Villarreal CF 1-1 Elche CF
0-1 Damián Suárez (k.) 31'
1-1 Jonathan Pereira 43'
Sędziował: Alberto Undiano Mallenco


Nie widać postępów w przeciętnej grze Villarrealu. Zespół Marcelino Garcii Torala stracił lekkość i finezję ładnych kilka tygodni temu i zupełnie nie potrafi ich odnaleźć. Żółta Łódź Podwodna często gra za wolno, zbyt przewidywalnie. Wyraźnie brakuje jej Caniego w formie sprzed kontuzji. Mimo wszystkich problemów Villarreal wyglądał nieco lepiej od Elche i powinien być w stanie wygrać. Nie wygrał w dużym stopniu przez bezsensowny faul Perbeta na Botíi, czym Francuz potwierdził, że zdecydowanie lepiej odnajduje się w polu karnym przeciwnika, niż własnym. Rzut karny wykorzystał Damián Suárez i choć jeszcze przed przerwą wyrównał Jonathan Pereira, gospodarzy nie było tego dnia stać na nic więcej.

Villarreal większość swoich szans zmarnował w pierwszej połowie. Druga część meczu była już bardziej wyrównana. Pewnym usprawiedliwieniem dla gospodarzy może być brak kontuzjowanego Giovaniego dos Santosa i rozpoczęcie spotkania na ławce zarówno przez Ikechukwu Uche, jak i Ólivera Torresa. Nie zmienia to jednak faktu, że zespół z El Madrigal zmarnował niepowtarzalną szansę, by odrobić punkty jednocześnie do Athleticu Bilbao, Sevilli i Realu Sociedad. Gdyby Villarreal wygrał ten mecz, powróciłby na piąte miejsce w tabeli. Remis oznacza pozostanie na dopiero siódmym, a już w następnej kolejce piłkarzy tej drużyny czeka niezwykle trudny sprawdzian na Estadio Vicente Calderón.

SKRÓT MECZU


Valencia CF 1-3 Getafe CF
1-0 Vargas 7'
1-1 Lafita 24'
1-2 Marica 27'
1-3 Pedro León 88'
Sędziował: Jesús Gil Manzano


Piętnaście kolejek czy też cztery miesiące. Tyle trwała seria meczów bez zwycięstwa Getafe w Primera División. Przełamanie przyszło w dość nieoczekiwanym momencie, bo w meczu na Estadio Mestalla. Początkowo nic nie wskazywało na niespodziankę w tym spotkaniu. Posiadająca inicjatywę Valencia zdołała objąć prowadzenie już w pierwszych minutach i być może Blanquinegros gubiła nadmierna pewność siebie. W końcu po zdobyciu bramki Los Ches nadal przeważali. Cóż jednak z tego, skoro Getafe zdołało odwrócić wynik w ciągu zaledwie stu osiemdziesięciu sekund, a Ángel Lafita może pochwalić się autorstwem jednego z najładniejszych trafień w tej kolejce.

Im dłużej trwał mecz, tym wyraźniejsza stawała się przewaga dążących do odrobienia strat gospodarzy, w czym na pewno pomogło zejście z boiska w drugiej połowie znów zawodzącego Jonasa i pojawienie się na nim Paco Alcácera czy też Feghouliego. Getafe mogło pozwolić sobie na cierpliwość i grę z kontrataku. Gościom nie brakowało też szczęścia, gdyż piłka dwukrotnie odbijała się od poprzeczki bramki strzeżonej przez Jordiego Codinę. W końcówce meczu Azulones wyprowadzili decydujący cios, gdy w sytuacji sam na sam z bramkarzem wynik podwyższył Pedro León. Niezadowolenia z wyniku, uciekających szans na grę w europejskich pucharach i prowokacji skrzydłowego Getafe, nie wytrzymał kapitan Valencii, Jérémy Mathieu, który za uderzenie rywala został ukarany czerwona kartką.

SKRÓT MECZU


Granada CF 0-2 Levante UD
0-1 David Navarro 48'
0-2 Pedro López 88'
Sędziował: Alfonso Javier Álvarez Izquierdo


Granada nie potrafiła poradzić sobie ze szczelną defensywą Levante. Pomimo długiego utrzymywania się przy piłce gospodarze zdołali oddać zaledwie jeden i to niezbyt groźny celny strzał na bramkę rywali. Być może mecz potoczyłby się inaczej, gdyby sędzia Álvarez Izquierdo jeszcze przy wyniku bezbramkowym podyktował rzut karny dla Granady za zagranie ręką Davida Navarro. Co prawda początkowo to zrobił, lecz po chwili zmienił zdanie i nakazał wznowienie gry z rzutu rożnego. Ponieważ jedenastki nie było, Levante mogło kontynuować swoją ulubioną cierpliwą grę, opartą na defensywie i wyczekiwaniu szans na kontratak.

Tych szans nie brakowało i choć gol zdobyty przez Davida Navarro na początku drugiej połowy padł po dość przypadkowej akcji, te okoliczności z pewnością nie miały najmniejszego znaczenia dla Granotas, którzy zmusili przeciwników do podejmowania coraz większego ryzyka. Im ofensywniej grała Granada, tym groźniejsze były kontrataki Levante. Doskonałą okazję do podwyższenia wyniku zmarnował David Barral, ale w końcówce meczu mający mnóstwo swobody Pedro López nie pomylił się i definitywnie zapewnił swojej drużynie komplet punktów. Styl w jakim goście osiągnęli to zwycięstwo, z pewnością nie był porywający, jednak najważniejsze, że udało im się przełamać złą passę z ostatnich czterech kolejek.

SKRÓT MECZU


Real Betis 1-2 Málaga CF
1-0 Lolo Reyes 30'
1-1 Juanmi 83'
1-2 Darder 87'
Sędziował: Antonio Miguel Mateu Lahoz





Niełatwa jest droga Betisu w walce o utrzymanie. Do i tak bardzo licznego grona kontuzjowanych dołączył jeden z bohaterów poprzedniego meczu Verdiblancos – Salva Sevilla. Doświadczony rozgrywający złamał rękę i nie zagra w piłkę przez około miesiąc. Poza ciągłą plagą urazów piłkarzom Betisu w tym sezonie na pewno nie pomagały chaos, improwizacja, nerwowe ruchy i brak stabilności w klubie. Wystarczy przypomnieć, że pracę na Estadio Benito Villamarín w ostatnich miesiącach straciło: dwóch trenerów, dwóch dyrektorów sportowych, czy też wyznaczony przez sąd administrator klubu. Dlaczego o tym piszę? Gdyż w minionym tygodniu do dymisji podali się także prezes i wiceprezes Betisu. Tym samym w krótkim czasie do zmian doszło na większości najważniejszych stanowisk w tym klubie. Trzeba przyznać, że Miguel Guillén znalazł sobie „świetny” moment na wprowadzenie kolejnego zamieszania. Tak czy inaczej nowym człowiekiem numer jeden w Betisie od kilku dni jest Manuel Domínguez Platas.

Trudno powiedzieć, jaki wpływ na zespół mają wydarzenia w klubowych biurach. Faktem jest jednak, że poniedziałkowa porażka z Málagą być może definitywnie przypieczętowała smutny los Verdiblancos, których tylko cud może uchronić od gry w Segunda Division, a przecież w tym meczu nic nie zapowiadało takiego zakończenia. Co prawda po nieco ponad dziesięciu minutach gry świetną okazję na pokonanie Antonio Adána zmarnował Roque Santa Cruz, ale był to ostatni strzał gości w pierwszej połowie. To Betis w grze ofensywnej miał nieco więcej pomysłu, a może raczej szczęścia i po średniej jakości strzale zza pola karnego Lolo Reyesa gospodarze objęli prowadzenie. Nie najlepiej w tej sytuacji interweniował Willy Caballero, któremu chyba przypomniały się koszmary z początku sezonu.

Później gospodarze mieli kilka co najmniej dobrych szans na podwyższenie wyniku. Sam Rubén Castro mógł strzelić głową nawet dwie bramki. Nieskuteczność Betisu zemściła się na nim okrutnie. Podopieczni Bernda Schustera w ostatnich dwudziestu minutach ruszyli do zdecydowanego ataku i zdołali przeprowadzić błyskawiczną remontadę, a w międzyczasie zrehabilitował się Willy Caballero, zostając ostatecznie jednym z ojców trzeciego wyjazdowego sukcesu Boquerones z rzędu. Ostatnim gwoździem do trumny Verdiblancos był rzut karny z dziewięćdziesiątej minuty spotkania. Najlepszy strzelec w ekipie Gabriela Calderóna, Rubén Castro, zdecydowanie nie miał swojego najlepszego dnia i tym razem trafił w poprzeczkę. Jeśli ktoś odniósł wrażenie, że gdzieś już to widział, to ma rację. Dokładnie to samo przytrafiło się Hiszpanowi w kluczowym momencie styczniowego starcia z Osasuną.

SKRÓT MECZU


Tekst ukazał się także na swiatpilki.com.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!