Podsumowanie 24. kolejki La Liga
Liderzy nie tracą punktów, dym na Madrigal
Jeden z naszych użytkowników i redaktor serwisu swiatpilki.com, kluchman, podsumowuje 24 kolejkę ligi hiszpańskiej. Zapraszamy do lektury.
W poniedziałek późnym wieczorem zakończyła się dwudziesta czwarta kolejka Primera División. W ścisłej czołówce tabeli nie doszło do zmian i nadal w wyścigu o mistrzostwo trzy drużyny mają tyle samo punktów, ale już za plecami gigantów jak zawsze działo się sporo. W dalszej części tekstu skrótowo przedstawiamy wszystko to, co wydarzyło się w ostatnich dziesięciu meczach na hiszpańskich boiskach pierwszoligowych.
Elche CF 0-0 CA Osasuna
Sędziował: Alejandro José Hernández Hernández
Ostatnia kolejka La Liga rozpoczęła się od piątkowego pojedynku dwóch drużyn sąsiadujących ze sobą w dolnej połowie tabeli i sam ten fakt zapowiadał niemałe emocje. Zarówno Elche jak i Osasunie zależało na zwycięstwie, ale to ekipa gości w tym spotkaniu prezentowała się nieco lepiej zarówno w ataku, jak i w obronie. Pewna przewaga Osasuny nie przekładała się jednak na wynik, bo preferującym grę z kontrataku zawodnikom Javiego Gracii brakowało kreatywności. Bezsensowny faul Arribasa na Del Moralu w sześćdziesiątej minucie meczu dał podopiecznym Frana Escriby doskonałą szansę na objęcie prowadzenia. Co prawda rzutu karnego nie wykorzystał Coro, lecz mimo to cała sytuacja przelała czarę goryczy i zrodziła pomeczowe narzekania na sędziów w szeregach Osasuny. Los Rojillos nie otrzymali bowiem od arbitrów ani jednej jedenastki od września 2012 roku, a ponadto już ośmiokrotnie w tym sezonie piłkarze tej drużyny oglądali czerwone kartki. Niewątpliwie pozytywną wiadomością dla kibiców z Nawarry jest powrót do gry Nino, który wszedł na boisko w końcówce meczu. Tym samym doświadczony napastnik zaliczył swój pierwszy występ w tegorocznych rozgrywkach po tym, jak uporał się z poważną kontuzją kolana. Ostatecznie pomimo niemałych starań obu zespołów bramki tego wieczoru nie padły i mecz zakończył się sprawiedliwym podziałem punktów.
Atlético Madryt 3-0 Real Valladolid
1-0 Raúl García 3'
2-0 Diego Costa 5'
3-0 Godín 74'
Sędziował: Eduardo Prieto Iglesias
Do gry wrócił Thibaut Courtois, a Atlético przełamało serię trzech przegranych oficjalnych meczów z rzędu i bardzo łatwo poradziło sobie na własnym stadionie ze skazywanym na porażkę Realem Valladolid. Tym samym Rojiblancos na pewno trochę uspokoili swoich zaniepokojonych fanów tuż przed bardzo ważnym starciem z Milanem w Lidze Mistrzów. Podopieczni Diego Simeone znów zachwycili wysoką efektywnością przy stałych fragmentach gry, zdobywając po nich aż dwa gole. W sobotnim spotkaniu wszystko było jasne po zaledwie pięciu minutach gry, gdyż tyle czasu wystarczyło zmotywowanym gospodarzom do dwukrotnego skierowania piłki do bramki rywali. Atlético w pełni kontrolowało przebieg wydarzeń na boisku i nie mogło być mowy o tym, by Real Valladolid zdołał odrobić straty tak samo, jak dokonał tego kolejkę wcześniej. Zamiast tego na skutek dalszej dominacji Atlético wynik na 3-0 w drugiej połowie ustalił Diego Godín. Dla Urugwajskiego środkowego obrońcy było to już piąte trafienie w tym sezonie, biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki. Warto też wspomnieć, że Diego Costa wykorzystując zawieszenie Cristiano Ronaldo, zbliżył się do niego na zaledwie jednego gola w klasyfikacji strzelców, a w następnej kolejce będzie miał szansę nawet na objęcie prowadzenia w wyścigu o Trofeo Pichichi. Atlético udowodniło, że wcale nie zamierza odpuszczać walki o mistrzostwo, ale Los Colchoneros czekają wkrótce dość trudne mecze, w tym przede wszystkim niezwykle istotne ligowe derby z Realem Madryt. Na Estadio Vicente Calderón dbają także o przyszłość drużyny i swoje kontrakty odpowiednio do 2018 i 2019 roku przedłużyli strzelec pierwszej bramki w sobotnim meczu, Raúl García, a także przebywający na wypożyczeniu w Rayo Vallecano Saúl Ńíguez.
Levante UD 1-0 UD Almería
1-0 Barral 62'
Sędziował: Carlos Velasco Carballo
Po zaskakującym zwycięstwie nad Atlético piłkarze Almeríi z pewnością liczyli na korzystny rezultat w wyjazdowym meczu z Levante. Żaby są jednak w bardzo wysokiej formie i udowodniły to po raz kolejny, prezentując nie tylko jak zwykle dobrą grę w obronie, ale też sporo pomysłu w szybkich i bezpośrednich akcjach ofensywnych. Gospodarzom nie przeszkodził błąd sędziego liniowego, który przy jednej z ich akcji niesłusznie anulował trafienie Davida Barrala. Kilkadziesiąt minut niezbyt porywającego widowiska później Hiszpan po prostu precyzyjnym wolejem po raz drugi skierował piłkę do siatki i tym razem arbiter główny nie mógł mieć już najmniejszych wątpliwości, że powinien wskazać na środek boiska. Utrata gola nieco zmotywowała gości do bardziej otwartej gry i w końcu zaczęli oni zagrażać bramce Levante, lecz w tej znów stał Keylor Navas i znów popisał się interwencjami na najwyższym poziomie. Podopieczni Joaquína Caparrósa nie stracili bramki od trzech kolejek i choć nadal zajmują dziesiąte miejsce w tabeli, to mają już tyle samo punktów co siódma Sevilla. Co prawda drużyna z Estadio Ciudad de Valencia posiada mniejszy potencjał kadrowy od ekip bezpośrednio sąsiadujących z nią w tabeli, lecz trudno nie docenić jej efektywnego pomysłu na grę opartego na dyscyplinie taktycznej. Walka o tę siódmą lokatę i tym samym grę w europejskich pucharach zapowiada się na jeden z największych smaczków ostatniej fazy sezonu, a w następnej kolejce Levante na pewno będzie faworytem w spotkaniu z Realem Valladolid. Natomiast Almeríę czeka mający ogromne znacznie dla układu w dolnej części stawki pojedynek z Málagą.
FC Barcelona 6-0 Rayo Vallecano
1-0 Adriano 2'
2-0 Messi 36'
3-0 Alexis 52'
4-0 Pedro 56'
5-0 Messi 68'
6-0 Neymar 88'
Sędziował: Juan Martínez Munuera
Do kadry gospodarzy na sobotni mecz wreszcie wrócił Neymar. Drużyna pod jego nieobecność radziła sobie średnio, przez co nie ma już żadnego zapasu punktowego nad głównymi rywalami. Każda kolejna porażka lub remis może kosztować ekipę Gerardo Martino stratę pozycji lidera, a nawet mistrzostwa w końcowym rozrachunku. Mimo bardzo napiętej sytuacji w tabeli, mecz odbywał się trochę w tle wtorkowego pojedynku Barcelony z Manchesterem City, a także ostatnich doniesień katalońskich mediów odnoszących się do frekwencji na Nou Camp. Stadion aktualnego mistrza kraju jest zapełniany tylko w 67%, a średnia widownia wynosi niecałe 66 tysięcy. Jest to najgorszy wynik od sezonu 2008/09, kiedy drużynę obejmował Guardiola. I właśnie tutaj wiele osób widzi powód owej 'małej' liczby ludzi przychodzących na stadion - swego rodzaju nieufność Katalończyków do nowej miotły, a także późne godziny rozgrywania meczów. Na pewno jednak swój wpływ na frekwencję ma też mniej widowiskowy styl gry, przez co sympatycy klubu z mniejszą chęcią pojawiają się na obiekcie Barcelony.
Kto jednak zawitał na Camp Nou sobotniego wieczoru z pewnością nie będzie tego żałował. Absolutna dominacja drużyny gospodarzy przez pełne 90 minut została udokumentowana aż sześcioma bramkami. Niesamowicie aktywny Iniesta zaliczył chyba najlepszy dotychczas występ w sezonie, świetnie dogrywał kolegom Fàbregas, a znowu bardzo skuteczny był Messi, który zrównał się z Raúlem Gonzálezem w liczbie strzelonych bramek w historii La Liga. W tym meczu byliśmy świadkami kilku naprawdę znakomitych goli: ładny strzał Adriano już na samym początku spotkania, później doskonały lob, którym popisał się Messi, czy kapitalna akcja pomiędzy Fàbregasem, Iniestą i Pedro. W końcu w 88 minucie kibice otrzymali prawdziwą wisienkę na torcie w postaci fenomenalnej bramki wracającego po kontuzji Neymara. Barcelona zwyciężyła bardzo pewnie, utrzymując w ten sposób pozycję lidera i na pewno napędzając trochę stracha podopiecznym Pellegriniego, z którymi mierzyli się we wtorek.
A co można powiedzieć o drużynie gości? Niewiele - Rayo nie miało absolutnie nic do powiedzenia w tym meczu, a z ich strzałami pewnie radził sobie Víctor Valdés, ale wynik to przede wszystkim efekt świetnej gry gospodarzy, a nie błędów Franjirrojos. Drużyna prowadzona przez Paco Jémeza punktów niezbędnych do utrzymania w Primera División musi poszukać w najbliższych meczach. Trzeba jednak przyznać, że terminarz nie rozpieszcza graczy z Madrytu, gdyż teraz czekają ich pojedynki kolejno z Sevillą, Valencią i Realem Sociedad. Na chwilę obecną ekipa z Vallecas zajmuje dziewiętnastą pozycję, tracąc cztery punkty do póki co bezpiecznej Málagi.
Villarreal CF 0-2 Celta Vigo
0-1 Orellana 83'
0-2 Nolito 90'
Sędziował: David Fernández Borbalán
Faworytem spotkania rozgrywanego na El Madrigal z pewnością byli gospodarze, którzy jako beniaminek spisują się dotychczas naprawdę świetnie, czego efektem jest wysoka piąta lokata w ligowej tabeli. Nie można było jednak zupełnie przekreślać Celty, która prezentuje ostatnio bardzo wysoką formę i osiąga znakomite wyniki, a w sobotę chciała powalczyć o pełną pulę, co zapowiadał przed spotkaniem trener gości - Luis Enrique. Mecz rozpoczął się chyba zgodnie z przewidywaniami od dominacji gospodarzy, jednak ani dos Santos, ani Perbet nie potrafili celnie uderzyć na bramkę strzeżoną przez Yoela. W drugiej połowie udało się wreszcie trafić do bramki Celty, lecz gol Perbeta słusznie nie został uznany, bo wcześniej na pozycji spalonej znajdował się dogrywający Moi Gómez. Żółta Łódź Podwodna napierała coraz mocniej i mogło wydawać się, że w końcu 'wcisną' wymarzoną bramkę dającą upragnione trzy punkty. W 82 minucie stało się jednak coś, czego mało kto się spodziewał - z rzutu wolnego celnie dośrodkował Álex López, a piłkę do bramki Juana Carlosa, który zastępował kontuzjowanego Sergio Asenjo, dość szczęśliwie głową skierował Orellana. Chwilę później byliśmy świadkami bardzo niecodziennej sytuacji - jeden z kibiców Villarreal wrzucił na boisko puszkę z ulatniającym się gazem łzawiącym. Sędzia wstrzymał grę, a trybuny opustoszały. Po wznowieniu gospodarze po raz drugi w tym meczu przekonali się jak groźne mogą być stałe fragmenty gry. Świetnie z rzutu wolnego uderzył Nolito, który ostatecznie rozstrzygnął losy rywalizacji. Zwycięstwo Celty to mimo wszystko spora niespodzianka. Villarreal w czterech ostatnich kolejkach wygrał tylko raz i już czuje oddech goniącego go Realu Sociedad.
Granada CF 1-0 Real Betis
1-0 Piti 31'
Sędziował: José Antonio Teixeira Vitienes
W niedzielne południe na Estadio Nuevo Los Cármenes miejscowy zespół Grandy zmierzył się z Betisem. Był to mecz dwóch drużyn, które we wcześniejszych kolejkach nie prezentowały się najlepiej i było to widać na murawie. Gospodarze mieli serię trzech porażek z rzędu i tego typu rywal wydawał się odpowiednim dla Betisu, by nieco poprawić sytuację w tabeli. Nic z takich planów nie wyszło, bo to Granada była zespołem lepszym, zwłaszcza w pierwszej połowie i odzwierciedlenie tej przewagi można było zobaczyć na tablicy wyników po tym, jak doskonałe podanie z głębi pola od Tiago Iloriego i złe ustawienie defensywy rywala w znakomitym stylu wykorzystał Piti. Po przerwie Verdiblancos nieco poprawili swoją grę i choć nie zdołali zdominować pozornie kontrolującego wynik rywala, w ostatnich dwudziestu minutach mieli kilka szans na odrobienie strat. Mimo to Roberto zdołał zachować czyste konto nawet gdy jego drużyna grała w dziesiątkę po w pełni zasłużonej czerwonej kartce Daniego Beniteza. Granada przełamała słabą passę notując swoje historyczne pięćdziesiąte zwycięstwo w najwyższej klasie rozgrywkowej. Tymczasem wyobrażenie sobie przyszłego sezonu Segunda División bez Betisu w stawce jest coraz trudniejsze, a niedawne pewne zwycięstwo tej drużyny nad Espanyolem okazało się być jedynie jednorazowym incydentem. Marnym pocieszeniem dla fanów Verdiblanos jest tylko to, że rywale w walce o utrzymanie również niezbyt regularnie powiększają swój dorobek punktowy i zespół Gabriela Calderóna wciąż traci „tylko” dziesięć punktów do bezpiecznych lokat.
Getafe CF 0-3 Real Madryt
0-1 Jesé 5'
0-2 Benzema 27'
0-3 Modrić 66'
Sędziował: Pedro Jesús Pérez Montero
Pomimo bojowych zapowiedzi płynących z obozu Getafe nie było niespodzianki na Coliseum Alfonso Pérez. Zespół Luisa Garcii Plazy musi zacząć mniej mówić, a więcej pokazywać na boisku, bo Getafe regularnie spada w ligowej tabeli, a piłkarze tego klubu mogli już zapomnieć nie tylko jak to jest dobrze grać w piłkę, ale także jak smakuje zwycięstwo w meczu o punkty. Real Madryt po raz kolejny udowodnił, że nawet bez Cristiano Ronaldo potrafi grać bardzo skutecznie, a zastępujący Portugalczyka Jesé Rodríguez już w piątej minucie precyzyjnym strzałem dał swojej drużynie prowadzenie. Wychowanek Królewskich z meczu na mecz umacnia swoją pozycję w drużynie Carlo Ancelottiego i na pewno nie ułatwi włoskiemu trenerowi wyborów podstawowej jedenastki w dalszej fazie sezonu. Ponad dwadzieścia minut później znakomite podanie od Di Marii wykorzystał rozgrywający swój najlepszy sezon od czasu transferu z Olympique Lyon Karim Benzema i wynik stał się dla gości bardzo komfortowy. Może nieczujący dużej presji ze strony rywala i bardzo spokojny o końcowy rezultat Real Madryt swoją grą w sobotę nie powalił na kolana, lecz bardzo pewnie zrobił swoje, wygrywając ostatecznie trzema golami i utrzymując stutus quo w rywalizacji o tytuł. Biorąc pod uwagę, że kilka dni wcześniej Los Blancos bez problemów przypieczętowali awans do finału Copa del Rey, a na boisku pokazują coraz większą jakość, pewność siebie i tak często podkreślaną przez Carlo Ancelottiego równowagę, nadzieje na udany sezon muszą w Madrycie być coraz większe. Trzeba jednak pamiętać, że w każdych rozgrywkach o ostatecznym powodzeniu lub jego braku mogą zadecydować pojedyncze mecze.
Athletic Bilbao 1-2 RCD Espanyol
0-1 Sergio García 6'
1-1 Gurpegi 56'
1-2 Colotto 65'
Sędziował: Alberto Undiano Mallenco
Do dużej niespodzianki doszło na San Mamés, gdzie miejscowy Athletic przegrał pierwszy mecz na własnym stadionie w bieżącej kampanii. Spotkanie świetnie ułożyło się dla Espanyolu, który zaczął ten pojedynek bardzo odważnie i po precyzyjnym strzale Sergio Garcii już w szóstej minucie wyszedł na prowadzenie. Grający bez zawieszonego Andera Iturraspe gospodarze nie potrafili odnaleźć równowagi w środku pola i bezwzględnie korzystali z tego piłkarze Javiera Aguirre, wyprowadzając wiele groźnych kontrataków. Espanyol solidnie prezentował się także w defensywie i skutkiem tego Athletic trochę bił głową w mur. Bynajmniej nie znaczy to, że Baskowie nie mieli swoich szans i po dobrych interwencjach Kiko Casilli oraz strzale Aduriza w słupek przyszedł też upragniony gol wyrównujący autorstwa Carlosa Gurpegiego. Gospodarze dążyli do zwycięstwa, ale w 65 minucie meczu to środkowy obrońca Espanyolu, Diego Colotto, po raz drugi wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie. Lwy były w niedzielę zadziwiająco łagodne i nie przeprowadziły kolejnej w tym sezonie szaleńczej remontady. Zamiast tego w końcówce meczu drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę musiał obejrzeć Aritz Aduriz. Zespół prowadzony przez Ernesto Valverde zanotował jeden ze swoich najsłabszych i najbardziej bezbarwnych występów w tym sezonie, lecz mimo prawdopodobnie chwilowego spadku formy Baskowie na razie dość pewnie pozostają na czwartym miejscu w tabeli, a w najbliższy weekend będą mieli świetną szansę na przełamanie w meczu z Betisem.
Sevilla FC 0-0 Valencia CF
Sędziował: Alfonso Javier Álvarez Izquierdo
Główną postacią niezwykle ciekawie zapowiadającego się meczu pomiędzy Sevillą a Valencią został niestety sędzia Álvarez Izquierdo i prawdopodobnie byłby nią nawet przy lepszej dyspozycji piłkarzy obu drużyn, którzy zupełnie zawiedli i stworzyli słabe widowisko. W pierwszej połowie tego meczu żadna z rywalizujących ekip nie oddała nawet celnego strzału na bramkę przeciwnika, a goście nie zrobili tego dokonać również po przerwie. Faktem jest, że zawodnicy Valencii musieli radzić sobie bez kontuzjowanego Pablo Piattiego, który był ostatnio w niezłej formie, ale nie może być to usprawiedliwieniem dla tak słabego poziomu gry jego kolegów.
Sevilla zdołała uzyskać przewagę, gdy na początku drugiej połowy arbiter główny postanowił wyrzucić z boiska Ricardo Costę za zagranie ręką w polu karnym. Czerwona kartka dla portugalskiego obrońcy Blaquinegros była, ale jedenastki dla gospodarzy już nie, ponieważ sędzia z sobie znanych powodów nakazał grę z rzutu wolnego przed szesnastką. Później pan Izquierdo podyktował dość kontrowersyjnego karnego dla Sevilli, a nie zdecydował się na zagwizdanie kilku innych, bardziej ewidentnych. Ponadto w końcówce spotkania Denis Cheryszew musiał zejść do szatni z czerwoną kartką za symulowanie, choć jak pokazały powtórki, był ewidentnie faulowany. Wracając do karnego przyznanego drużynie Unaia Emery'ego w 62 minucie meczu trzeba podkreślić znakomitą interwencję Diego Alvesa, ale też bardzo słaby strzał Ivana Rakiticia, który zmarnował najlepszą okazję dla swojego zespołu, by w tym meczu odnieść zwycięstwo.
Niesamowitym jest fakt, że Sevilla od serii sześciu ligowych spotkań bez porażki bardzo łatwo przeszła do serii sześciu meczów bez zwycięstwa w La Liga. Jeszcze na początku roku wydawało się, że ekipa z Andaluzji ma szanse nawet na walkę o czwarte miejsce w tabeli. Dziś jest już raczej jasne, że jej ambicje muszą zostać znacznie zmniejszone.
Málaga CF 0-1 Real Sociedad
0-1 Vela 10'
Sędziował: Carlos del Cerro Grande
Słaba forma Málagi trwa nadal i niewiele wskazuje na to, by coś miało się w tej kwestii wyraźnie zmienić. Bernd Schuster znów musi zmagać się z kwestionowaniem jakości swojej pracy na Estadio La Rosaleda, ponieważ prowadzona przez niego drużyna znajduje się tuż nad strefą spadkową. Do kadry gospodarzy powrócił nareszcie Weligton, ale Brazylijczyk pełne dziewięćdziesiąt minut przesiedział na ławce rezerwowych.
Mecz zamykający tę serię spotkań zaczął się od ataków Realu Sociedad i po szybkiej ofensywnej akcji José Ángela prowadzenie Baskom dał Carlos Vela. Jak się później okazało, był to jedyny gol w tym spotkaniu i koniec dobrej gry gości, co nie znaczy, że na boisku wiało nudą. Wraz z upływem czasu coraz ofensywniej byli nastawieni gospodarze, a Txuri-Urdin satysfakcjonowało odgryzanie się głównie z kontrataku. Mimo starań Málagi i wejścia na boisko Dudy, Santa Cruza, czy Samuela, Andaluzyjczykom nie udało się znaleźć sposobu na pokonanie Claudio Bravo.
Trudno jest stwierdzić, że Real Sociedad bez dwójki podstawowych bocznych obrońców zagrał szczególnie dobry mecz albo uznać, że miał on poniedziałkowego wieczoru wszystko pod kontrolą. Zawodnicy Jagoby Arrasate nie zachwycili w dwumeczu z Barceloną w Copa del Rey i dokładnie tak samo od jakiegoś czasu jest w lidze, gdzie też wkrótce czeka ich starcie z Dumą Katalonii. Jednak dorobek punktowy Txuri-Urdin i ich sytuacja w tabeli muszą być satysfakcjonujące dla kibiców, na co niemały wpływ ma równie zmienna forma np. ekipy Villarrealu.
Tekst ukazał się także na swiatpilki.com.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze