RealMadryt.pl w Barcelonie: Słaby ograł jeszcze słabszego
Kilka pomeczowych refleksji z serca Katalonii
1. Droga na stadion i wejście na sektor
O dziwo, pamiętając wrażenia z poprzedniego ligowego Gran Derbi w Barcelonie, tym razem obyło się bez skrajnie gburowatych incydentów ze strony mieszkańców stolicy Katalonii. Mimo że nasze koszulki były bardzo widoczne, to wczoraj rykoszetem nie dostało się naszym matkom czy siostrom. Wyciągnęli wnioski :). Samo wejście na nasz sektor również było zgoła odmienne, tyle że tym razem in minus. Już nie wystarczyło zwykłe pomachanie biletem. Służby ochronne obmacały nas od głowy po pięty. Jako że nie mieliśmy żadnych rac, maczet czy świńskich łbów, to bezproblemowo zostaliśmy wpuszczeni na sektor gości Camp Nou.
2. Efektowna kartoniada
Trzeba przyznać, że, tak jak zwykle, oprawa w wykonaniu 98 tysięcy ludzi robi piorunujące wrażenie. Tym razem jej głównym tematem było wsparcie dla schorowanego Tito. Gest godny takiego meczu. W pełni popieramy.
3. Pierwsza połowa, czyli taktyczne nieporozumienie
Po otrzymaniu wiadomości o wyjściowych składach, już czymś nam śmierdziało. Nasze obawy niestety ciałem się stały i na boisku oglądaliśmy, podobnie jak wy, jeden wielki chaos. Mając dwóch szybkich, jak nie najszybszych piłkarzy na świecie, gra skrzydłami kompletnie nie wychodziła. Gołym okiem było widać, że brakowało zgrania i nawet takiego boiskowego feelingu. Nasi zawodnicy operowali piłką w żółwim tempie, mało było gry z klepki. A jak wiadomo, bez tego nawet w okręgówce jest czasami ciężko. Nie mówiąc już o tym, że futbolówka mogła dojść do naszej „dziewiątki”. Raz, że nie było ku temu okazji, a dwa, że nie mieliśmy ‘dziewiątki’…
Osobny akapit poświęcamy pozycji Sergio Ramosa. Długo zastanawialiśmy się nad sensem eksperymentowania w składzie podczas Klasyku. W zasadzie do teraz nie wiemy, co uderzyło do głowy Ancelottiemu. Sam kapitan przyznał, że o swojej pozycji dowiedział się dzień przed spotkaniem. Serio?
4. Illarra i Benzema odmieniają Real
Druga połowa to już całkiem inna para kaloszy. Dobre zmiany, jakie wykonał Carletto, wyraźnie poprawiły obraz gry naszej drużyny. Bardzo dużo jakości w środku pola dał Illarra. Owszem, zanotował parę strat, ale po chłopaku widać, że wie co należy do jego obowiązków w środku pola. Przyspieszył grę, czego brakowało w całych 45 minutach pierwszej części meczu. Świetnie w mecz wszedł również wprowadzony Benzema. W zasadzie to nie wiemy, czy chociaż raz nie zagrał z pierwszej piłki. Także przyspieszył tempo rozgrywania akcji Królewskich. Szkoda tej poprzeczki, bo z naszej perspektywy widzieliśmy już piłkę w siatce i smutnych culés pod nami. Najlepszy mecz Karima w tym sezonie.
5. Messi grał?
Przed spotkaniem rozmawialiśmy z dziennikarzem TVP Sport, Jackiem Laskowski, i zapytaliśmy czy ktoś może przyćmić Messiego i Cristiano. Pan Jacek odparł, że wcale nie byłby zdziwiony, gdyby cztery bramki strzelili obrońcy. Takich fajerwerków nie było, ale niewiele się pomylił w swoich przypuszczeniach.
Nie był to absolutnie mecz Messiego, który momentami wyglądał jak dziecko we mgle, nie mówiąc o zmarnowanej setce, którą zwykł zamieniać na gola z zamkniętymi oczami. Camp Nou nie przestawało wspierać Argentyńczyka, głośno skandując jego nazwisko po nieudanych zagraniach.
6. Standardowe gwizdy i dodatkowa ich porcja dla Bale’a
O tym, w jaki sposób witają naszych zawodników kibice Dumy Katalonii rozpisywać się nie trzeba. Zdziwiło nas jednak to, że największą porcję gwizdów i obelg otrzymali nie Cristiano czy Pepe, a Bogu ducha winny Walijczyk. Być może culés spodziewali się lepszego spotkania w jego wykonaniu, podobnie jak my? Stąd ten niesmak?
7. Chapeau bas, Alexisie
Bramka filigranowego napastnika Blaugrany zaskoczyła wszystkich, na czele z Varane’em i Diego Lópezem. Ogólnie była zupełnie nietrafiona. Taka ładna, a mecz taki brzydki i momentami strasznie nudny.
8. Ultras Sur nie podróżują
Podobnie jak przed rokiem, tak i teraz na naszym sektorze próżno było szukać najbardziej zagorzałych fanatyków Realu Madryt z grupy Ultras Sur. Wiemy, że tradycja kibicowska w Hiszpanii różni się nieco od tej w Polsce, ale na tak ważny pojedynek, wypadałoby przejechać te paręset kilometrów i dopingować swoją drużynę na wyjeździe. Znów przyszło nam oglądać mecz w gronie madridistas z całego świata. Intonowaliśmy liczne, znane nam przyśpiewki, ale Rosjanie czy Irlandczycy siedzący obok nas sprawiali wrażenie, że słyszą je pierwszy raz w życiu. Mimo to trochę kumatych ludzi było i momentami udawało się skleić coś fajnego.
9. 30 minut w ciszy stadionu
Po ostatnim gwizdku sędziego wiadomo, kilka pamiątkowych fotek i długa do hotelu? Nic z tych rzeczy. Służby bezpieczeństwa przytrzymywały nas na sektorze ponad pół godziny, niby w obawie o nasze zdrowie i życie. W międzyczasie obejrzeliśmy indywidualny trening Carlesa Puyola, który wykonał kilka ćwiczeń na motorykę i lekki rozruch.
10. Culés zadowoleni, culés nieagresywni
Przed rokiem sporo przykrych rzeczy działo się podczas naszej drogi powrotnej do hotelu. Zapewne spowodowane to było frustrującym gospodarzy remisem 2:2. Tym razem Katalończycy byli w lepszych humorach, dzięki czemu nasze camisety były w lepszym stanie i spacer do hotelu przebywał w dużo przyjaznej atmosferze.
11. Fiesta na Rambli
Po krótkim odświeżeniu udaliśmy się w wiadomym celu i wiadomych humorach na słynną (między innymi dzięki słowom Wojtka Kowalczyka) barcelońską ulicę La Rambla. Tam rzecz jasna zastaliśmy wielu uchachanych kibiców Blaugrany, którzy co chwile spontanicznie intonowali liczne przyśpiewki. Do ich fiesty przyłączyć się nie mogliśmy, ale…
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze