Taktycznie: Jak Hiszpan uratował Anglików
Obszerna analiza meczu z Manchesterem autorstwa <i>ZonalMarking.net</i>
Ustawienie zespołów
Statystyki
Mecz Realu Madryt z Manchesterem United zakończył się wynikiem 1:1. Oba zespoły strzeliły gola po uderzeniu głową, rozstrzygnięcia nie było i przyjdzie na nie poczekać do końca dwumeczu.
José Mourinho postawił na Raphaëla Varane’a na środku obrony i Karima Benzemę na szpicy – poza tym jego skład był taki, jak oczekiwano. Sir Alex Ferguson znowu wybrał bardzo ofensywny wariant z atakującą czwórką, w której skład weszli na przykład Danny Welbeck i Shinji Kagawa. W obronie z kolei zabrakło Nemanji Vidicia, jego miejsce zajął Jonny Evans.
Real dominował w posiadaniu piłki, czy ogólniej – posiadaniu boiska, a także w liczbie oddanych strzałów, jednakże obie drużyny miały szanse na tyle dobre, aby przechylić szalkę meczu na swoją korzyść.
Strategia Fergusona
Wiedzieliśmy, jak zagra Real Madryt, ale mniejsze pojęcie mieliśmy o tym, co zrobi Ferguson. Strategia United mogła poruszyć pamięć Mourinho i obudzić wspomnienia z Interu Mediolan, który w zwycięskim sezonie 2009/10 grał bardzo podobnie do Anglików. Była tam też czwórka atakujących (trzech napastników i jedna „dziesiątka”), a dwóch z napastników miało grać po bokach i skupić się na zadaniach defensywnych, chroniąc zarazem bocznych obrońców United.
Wayne Rooney i Welbeck mają niemałe spektrum ofensywnych zagrań, ale nie tego oczekiwał od nich tego dnia Ferguson. Nie chodziło o to, żeby wrzucać na boisko jak najwięcej atakujących, ale aby znaleźć kogoś, kto mógłby pełnić podobną rolę do Ryana Giggsa, gdy ten był młodszy, czy, szukając bliżej, Antonia Valencii albo Parka Ji-Sunga – wszyscy specjalizowali się w kontrataku, dokładając do tego grę obronną i prawdopodobnie będąc w formie, rozpoczęliby również te spotkanie od pierwszych minut.
Ostrożność i kontry
Gra United charakteryzowała się rozwagą i spokojem. Czekali na tyłach, zapraszając Real do pressingu (biorąc pod uwagę pomeczową konferencję Fergusona – trochę za bardzo się do tego przyłożyli). Dopiero gdy Real zaczynał naciskać, Manchester próbował wychodzić z kontratakami – w ten właśnie sposób stworzyli sobie stały fragment gry, po którym padła bramka. Ów ostrożność okazała się kluczowa, bo dzięki niej Real nie potrafił wykorzystać miejsca za plecami przeciwników, gdyż tego po prostu nie było, a co za tym idzie zespół Mourinho pozbawiony został swojej najlepszej broni – kontrataku. Trudno sobie przypomnieć choć jeden w wykonaniu Realu.
Czerwony Diabły grały po męsku także przy wykonywaniu własnych rzutów różnych – Real jest bezwzględny, jeśli ktoś popełnia błędy w tym aspekcie, błyskawicznie transportuje piłkę do ataku, strzelając z podobnych sytuacji wiele bramek. Była co prawda jedna niebezpieczna kontra Realu, który przyszła po rzucie rożnym United, ale ostatecznie decyzja Fergusona, zakładająca liczne uczestnictwo jego zawodników przy rzutach rożnych, okazała się słuszną, gdy bramkę strzelił Welbeck.
Zatrzymywanie Ronaldo
Wyjątkowe trudne pytanie, rzecz jasna, stanowiło przed meczem to, jak United będzie starało się zatrzymać Cristiano Ronaldo? Tak jak się spodziewano, odpowiedzią Fergusona na Ronaldo miał być Phil Jones. Jego zadanie polegało na podążaniu za Portugalczykiem na całym boisku. Poza tym najważniejsze zadanie względem Ronaldo ułatwiała Jonesowi już jego nominalna pozycja – podobnie jak przy neutralizacji Garetha Bale’a kilka tygodni temu, został ustawiony jako prawy defensywny pomocnik, tak aby blokować ewentualne zejścia do środka Portugalczyka.
Potem, gdy Ronaldo strzelił już wyrównującą bramkę, mówiąc uczciwie, plan United względem niego działał całkiem nieźle. Tak, strzelał na bramkę rywali mniej więcej tyle co zwykle, ale najczęściej robił to z dystansu, trzy razy zaś uderzał z rzutu wolnego. W końcu zmuszony był zmienić stronę boiska, opuścił tę lewą, aby trafić na niepreferowaną przez siebie prawą. Przy ukracaniu jego zejść do środka nie lada udział miał również Rafael, który to wiele razy musiał brać udział w obronie w pierwszej części meczu, ale w drugiej bardzo rzadko testowano jego umiejętności. Znowu Jones, mimo że jego robota nie przysporzy mu sławy, spisał się bardzo dobrze.
Di María versus Evra
Jednakże i United miało problemy, dokładniej – dwa problemy. Pierwszy swe źródło znajdywał na przeciwległej do omawianej wyżej stronie boiska, dokładnie tam, gdzie grał Ángel Di María. Argentyńczyk także schodził z piłką do środka i oddawał uderzenia, z tą różnicą, że używał do tego lewej nogi. Prawdopodobnie był jednym z najjaśniejszych punktów swojego zespołu, dlatego dziwi dość szybkie usunięcie go z boiska przez Mourinho.
Powinniśmy byli wiedzieć, że United będzie miało z nim problemy. Kolejny raz widać analogię do meczu z Tottenhamem – Jones grał bardzo wysoko na prawej stronie, Michael Carrick pozostał w środku, aby przypilnować Mesuta Özila, a lewa strona Evry pozostała odkryta. Wówczas wykorzystał to Aaron Lennon, będąc zarazem najgroźniejszym ogniwem w zespole Ostróg, teraz sytuacja powtórzyła się z Di Maríą.
Evra rozpocząwszy mecz, starał się trzymać bardzo blisko El Fideo (w pewnym momencie obaj znaleźli się tak daleko, że razem przekroczyli linię końcową boiska na stronie Realu), ale w drugiej połowie pozostał bliższy swojej oryginalnej pozycji. Argentyńczyk zaś oddał dwa groźne strzały ze środka boiska. Wyrwę na lewej stronie Manchesteru wykorzystywał też Sami Khedira, przesuwając się tam ze środka pomocy – może i nie jest przesadnie kreatywnym zawodnikiem, ale statystyki potwierdzają, że środowego wieczoru wykreował pięć szans kolegom (nikt inny nie stworzył więcej niż trzech), przede wszystkim dlatego, że miał czas i miejsce na wykonywanie prostych, skutecznych podań.
Coentrão versus Rooney
Kolejnym problemem, który wyniknął niejako ze skupienia większej uwagi na Ronaldo, było miejsce pozostawione dla Coentrão. Rooney nie miał komfortu gry na prawej stronie – czasem tylko zabierał się do przodu, aby rozpocząć kontrę, ale jego podania były na ogół niecelne. Jeszcze więcej kłopotów powstało przez pomyłki Rooneya w defensywie – zrobił takie trzy. W pierwszych dziesięciu minutach szarżował do tyłu, żeby wspomóc kolegów z obrony w walce z Ronaldo (Rafael i Jones już go wtedy podwajali) i zostawił przez to Coentrão samego – ten chwilę później oddał groźne uderzenie. Dalej, następną ze złych decyzji Rooneya było jednokrotne odpuszczenie krycia Di Maríi. Anglik miał dość czasu, żeby dogonić Argentyńczyka, ale zostawił mu sporo miejsca i ten mógł dogrywać piłkę w pole karne do Ronaldo, przy czym trzeba zaznaczyć, że chwilę wcześniej zmienił się z nim stronami. Znowu w drugiej połowie Rooney pozwolił Fábio się obiec i dojść do sytuacji strzeleckiej – wtedy to De Gea obronił strzał w ekwilibrystyczny sposób i uratował Manchester od utraty bramki.
Można powiedzieć, że wymienione wyżej sytuacje były najbardziej niebezpiecznymi z tych, które wykreował sobie w tym meczu Real. Symptomatyczne, że za wszystkie z nich w jakiś sposób odpowiedzialny był Rooney.
Welbeck i przełamanie United
Na drugiej flance stacjonował Welbeck i spisywał się wiele, wiele lepiej. Mierzył się z teoretycznie słabszym bocznym obrońcą i nie miał problemów z wyprzedzaniem go na pełnej szybkości, co wiodło ku sytuacjom bramkowym.
Wyżej od Welbecka stąpał Kagawa, który nie brał udziału w każdej akcji, ale i tak zagrał parę fajnych akcji dwójkowych z Van Persim i ogólnie jego wkład w grę, gdy był przy piłce, należy ocenić pozytywnie. Japończyk dobrze rozumiał, na czym polega jego rola, grając w środku po to, aby odebrać trochę wolności pomocnikom Realu i zaraz potem rzucić piłkę za ich plecy do swoich kolegów. Właśnie w tym był tak dobry w Dortmundzie i mimo że przeciw Realowi nie wykorzystał w pełni swojego potencjału, to dobrze widzieć, że Ferguson operuje nim, jak należy.
Druga połowa
W drugiej odsłonie Ferguson poddał zespół małej rotacji – zamienił miejscami Kagawę i Welbecka. Zrozumiały ruch, jeśli weźmiemy pod uwagę, że strefa Arbeloi była świetnym miejscem na eksperymenty, a Welbeck utrzymywał na tyle dobre tempo, aby być częściej i dalej pod grą. Poza tym podłączanie się Kagawy do gry w środku po zejściach z boku mogło pomóc United w przetrzymywaniu piłki.
Sytuacja w drugiej połowie była taką samą, jak ta w pierwszej, tyle że wyolbrzymioną do granic możliwości. United cofnęło się głębiej i starało przełamać przeciwnika. Po prawdzie najlepsza okazja dla Czerwonych Diabłów przyszła tuż po przerwie, kiedy po odebraniu piłki szybko przetransportowano ją do Evry, tego zaś w mało wybredny sposób zatrzymał dopiero Varane.
Zmiany
Zmiany w meczu miały tak jakby trzy fazy. Pierwsza, kiedy Mourinho wykonał klasyczną dla siebie roszadę i wprowadził Higuaína za Benzemę. Żaden z nich nie potrafił stworzyć poważnego zagrożenia pod bramką rywali, co w dobry sposób obrazuje największą obecnie słabość Realu, ale też spokój, z jakim grali stoperzy Manchesteru.
Druga, gdy Ferguson wpuścił na obie flanki wypoczętych zawodników, to jest Giggsa i Valencię, obaj zagrali po dwadzieścia minut jako szeroko rozstawieni pomocnicy. Nic dziwnego, że wybór Szkota padł właśnie na tych zawodników, zastąpili bowiem bardzo zmęczonych Rooneya i Welbecka.
I trzecia, kiedy Mourinho chciał wprowadzić trochę dodatkowego spokoju do strefy pomocy. Luka Modrić zastąpił Di Maríę, a na prawe skrzydło przesunął się Özil. Do takiej zmiany dochodzi zazwyczaj wtedy, gdy Real chce przetrzymywać piłkę, nie zaś penetrować boisko po stronie rywali. Później na plac gry wszedł też Pepe za Xabiego Alonso, prawdopodobnie z uwagi na niebezpieczeństwo kartkowe Hiszpana. Mourinho, mimo dokonanych zmian, nie sprawiał wrażenia człowieka, któremu zależy na zwycięstwie.
Szanse bramkowe
Wiele zależało też w tym meczu od indywidualnego wkładu atakujących w polu karnym. Na ten przykład Van Persie mógł doprowadzić United do zwycięstwa, ale nie wykorzystał żadnej z dwóch szans, które miał pod koniec spotkania.
Prawdziwą gwiazdą pola karnego był jednak De Gea. Oczywiście stoperzy zagrali dobrze, ale Real i tak nie rezygnował ataku – to doprowadziło do dwóch interwencji najwyższej klasy w wykonaniu młodego Hiszpana. Swoim występem pokazał, dlaczego Ferguson ściągnął go do Anglii. W jakiś sposób ten mecz pokazał też, że De Gea nie jest naturalnym bramkarzem dla Manchesteru United. Zawsze był zdolny do podobnej gry, ale w United bramkarz nie musi często popisywać się efektownymi interwencji (poprzedni z nich, Edwin van der Sar, nie był tak zwinny, za to lepiej spisywał się przy wysokich piłkach i w grze piłką, czyli czymś, czego w Manchesterze szukają najbardziej). Przez grę dla tak dominującego zespołu Hiszpan nie jest w stanie częściej wykazywać się zaletami, robi to tylko wtedy, gdy United znajdują się pod ścianą.
Wnioski
„Rozczarowującą rzeczą dla mnie było to, że w pierwszej połowie tamci usiedli na nas zbyt mocno. Mieli wielu zawodników w okolicy pola karnego – nie zdrowo, nie dobrze jest coś takiego oglądać”, powiedział po meczu Ferguson. To udowadnia, że United przyjęło na siebie więcej pressingu, niż chciano tego przed meczem. Remis zaś uzyskali przede wszystkim dzięki dobrej postawie De Gei. Mimo to parę rzeczy im w tym spotkaniu wyszło – Ronaldo zagrał nieźle, ale nie pokazał pełni swoich umiejętności, stoperzy spisali się dobrze, a Welbeck stanowił duże zagrożenie.
„Zmienili sposób gry. Starali się nas blokować bardzo, bardzo głęboko… Czekali na stały fragment gry albo kontratak, żeby strzelić drugą bramkę, ale dobrze też przy tym bronili”, tak sprawę widzi trener Królewskich. Real nie zrobił wystarczająco wiele, żeby złamać defensywę United i było wyraźnie widać, że brakuje im typowego napastnika, i jest to chyba obecnie ich największa bolączka.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze