Advertisement
Menu
/ goal.com

De La Red: Chciałbym kiedyś trenować pierwszą drużynę Realu Madryt

Wywiad z byłym zawodnikiem Królewskich

Rubén De La Red jest pierwszym trenerem drużyny Cadete B. Jego podopieczni spisują się znakomicie, zajmują pozycję lidera i jeszcze nie przegrali w tym sezonie. Portal Goal.com przeprowadził wywiad z Hiszpanem.

Jaki był pierwszy rok na stanowisku trenera?
Prawdę mówiąc był bardzo udany i intensywny. Te miesiące dały mi dużo radości. Kiedy rzeczy dobrze się układają, a chłopcy są zaangażowani, wszystko staje się bardzo łatwe.

Co się panu najbardziej podoba?
To, że muszę podejmować decyzje we wszystkim. Wybieram, co trenujemy, a czego nie, wyznaczam cele i pierwszą jedenastkę… Wszystko!

To nie to samo, co doradzanie przy podejmowaniu decyzji…
Oczywiście! Role pierwszego i drugiego trenera są zupełnie inne. Jestem zadowolony z tego, że przez dwa lata mogłem być drugim trenerem, ponieważ nauczyłem się tego, jak ważne jest posiadanie dobrego pomocnika.

Co pana najwięcej kosztowało przy zmianie funkcji?
Ogromna różnica jest przy dyrygowaniu drużyną. Jesteś osobą, która się wyróżnia, musisz rozmawiać z chłopakami, dbać o formę wypowiedzi, o to, co się mówi i w jaki sposób się to robi… Jeden zły ton, słowo, które nie pasuje, mogą nadać zupełnie inne znaczenie wiadomości.

Jaka była droga od zakończenia kariery piłkarskiej do objęcia stanowiska trenera drużyny Cadete B?
Teraz już wiem, że miałem wirusa, który wpłynął na mój mięsień sercowy. Mam tam taką jakby bliznę i stąd bierze się arytmia. Mogę uprawiać sport, ale nie na poziomie profesjonalnym, ponieważ to mogłoby być niebezpieczne. Kiedy musiałem zrezygnować z kariery piłkarskiej, przyszedłem do Valdebebas i klub zaoferował mi możliwość obserwowania wszystkich drużyn. Spędziłem od tygodnia do dziesięciu dni obserwując metody, jakie stosują trenerzy. Później zwolniła się posada trenera Castilli, zajął je Alberto Toril, a ja mogłem zostać drugim trenerem Juvenilu A. W taki sposób naprawdę się uczysz i zdajesz sobie sprawę, ile pracy trzeba wykonać. Zakończyliśmy sezon w 2011 roku i zostaliśmy razem, chociaż ja chciałem awansować już na stanowisko pierwszego trenera. W połowie sezonu zmienili trenera, a Ramis awansował. Mogłem się od niego sporo nauczyć.

W dniu pana pożegnania, Valdano powiedział, że mógłby się pan dużo nauczyć od José Mourinho. Miał pan okazję pracować z Portugalczykiem?
Nie. Rozmawialiśmy o jakimś rodzaju pomocy albo po prostu o obserwowaniu jego, żeby się uczyć, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło.

Jak oceniłby pan sposób, w jaki klub potraktował pana po tym, jak zakończył pan karierę piłkarską?
Czułem się bardzo dobrze, klub traktował mnie świetnie i widziałem, jak starają się ułatwić mi pracę w zawodzie, który nie był mój.

Wspomniał pan o tym, jak ważne jest kierowanie grupą. Jak się pan czuł, kiedy pierwszy raz wszedł pan do szatni i co powiedział pan wówczas chłopcom?
Uff! (śmiech) Byłem odrobinę zdenerwowany, to prawda… To są młodzi chłopcy, ale nie bardzo młodzi! Nie chciałem wygłaszać długiej mowy, tylko kilka rzeczy i starałem się być pewny tego, co mówię, chciałem być przekonujący. Kiedy ktoś mówi prosto z wnętrza, robi to z pewnością siebie, bardziej dociera do zawodników.

Pamiętają pana jako piłkarza?
Tak! Niektórzy tak! I widzisz, jak patrzą na ciebie z podziwem za to, co zrobiłeś. Dla innych nie ma to takiego znaczenia… albo ja tego nie dostrzegam (śmiech).

Kiedy zaczął pan pracę w Juvenilu A czuł pan pewien magnetyzm ze strony zawodników…
Tak! Oni byli bardziej na bieżąco z wydarzeniami, byli starsi. Teraz już minęły dwa lata i chłopcy są młodsi. Ale ci, którzy interesują się piłką nożną, znają „starszych” zawodników.

Przestał pan już myśleć jak piłkarz, tak jak to było niedawno?
Tak, na początku dużo mnie to kosztowało, bo wszystko było świeże. Z czasem, pracując każdego dnia jako trener, po trochu zapominałem o tej piłkarskiej wizji. Teraz oglądam piłkę nożną i mecze pod innym kątem.

Jest duża różnica między prowadzeniem Juvenilu A i Cadete B?
Tu chodzi o formowanie zawodników. Przychodzą z Infantilów, to są jeszcze dzieci. W Juvenilu A pojawia się już czysta rywalizacja, oni są prawie profesjonalistami. W takim wieku oni mogą już myśleć o Primera División. Muszą mieć już w głowie profesjonalny świat piłki nożnej. Tam dopada ich rzeczywistość, natomiast w Cadete B dzieciaki żyją ciągle marzeniami.

Nad czym trzeba najbardziej pracować w takiej drużynie, jak Cadete B?
Każdy etap ma swoje cele. Oni umieją grać, ponieważ w innym wypadku nie byliby w Realu Madryt. My, trenerzy, pracujemy, żeby poprawiali się w grze zespołowej, ale także na poziomie indywidualnym. Muszą także poznać grę, sposób, w jaki powinni się poruszać, jakie decyzje podejmować, to są podstawy. Możesz dużo tłumaczyć, ale to zawodnik na końcu decyduje. To jest tak, jak na uniwersytecie. Profesor daje ci wskazówki, a ty się do nich stosujesz lub nie.

Temat wartości stał się znów modny po ostatnim Klasyku. Jak się uczy dzieci wartości Realu Madryt?
Nie mamy wyłączności na edukację dzieci, one uczą się przede wszystkim w domu i szkole. Tutaj staramy się wskazać im pewną drogę. Są pewne wymagania, staramy się sprawić, żeby wiedzieli, gdzie są. Klub ma długą historię i zawsze pracował w ten sposób, dlatego jest tak wielki. Chłopcy muszą umieć wygrywać i przegrywać, szanować kolegów i przeciwników, grać czysto. Muszą się nauczyć, że wymaga się od nich tego, żeby zawsze wygrywać i dobrze grać. Nie można się wahać, trzeba dawać im przykład na boisku i poza nim… Trzeba szukać jak najlepszego zachowania nie tylko w roli zawodników, ale także jako zwykłych ludzi.

Jakie ustawienie pan preferuje?
Z Torrejónem graliśmy 4-2-3-1, ale zmienialiśmy to. Lepiej wyglądamy w ustawieniu 4-4-2. Tak graliśmy przez całą ligę, chociaż jeden z chłopców może grać na pozycji mediapunty. Przede wszystkim chodzi o to, że to ustawienia nie są sztywnymi ramami, a jedynie służą temu, żeby zawodnicy odpowiednio się poruszali w zależności od swojej charakterystyki.

W La Fábrice istnieje wolność wyboru taktyki czy jest jakiś schemat, którego należy się trzymać?
Są rzeczy, koncepcje, których wszyscy musimy się trzymać, ale są też takie, w których mamy pełną swobodę. Nie mogą nam wszystkiego narzucić, ponieważ nie dałoby się ocenić naszej pracy. Tak jest lepiej. Są pewne wskazówki, ale trener sam musi pokazać, w jaki sposób widzi piłkę nożną.

Minęło pół roku na stanowisku pierwszego trenera. Czujesz się gotowy na awans w karierze trenerskiej?
Tak! Chciałbym się rozwijać i każdego roku robić krok do przodu. Nie jest tak samo, jak w przypadku piłkarzy, gdzie idzie się rok po roku. Tutaj możesz za jednym razem przeskoczyć cztery lata i wskoczyć do elity. Chodzi o to, żeby obdarzono mnie zaufaniem. To nie zależy ode mnie, ale od osób, które zajmują się La Fábriką. Uważali, że jestem gotowy na Cadete B, ale czy na Juvenil A? Nie wiem ponieważ nie spróbowałem jeszcze. Mam chęci na awans, to moje marzenie.

Jest pan bardzo entuzjastycznie nastawiony. Nie wiem czy wyobraża się pan w roli trenera pierwszej drużyny Realu Madryt?
Tak, oczywiście! (śmiech) Moim marzeniem jest trenowanie kiedyś pierwszej drużyny. Nie wiem, kiedy. Może za pięć lat, może za dziesięć, a może za czterdzieści, jestem ciągle młody. Jednak oczywiście mam takie marzenie. Nigdy nic nie wiadomo. Spójrz na Guardiolę, który nagle awansował i udowodnił, że ma odpowiednie umiejętności. Dał wszystkim lekcję, jak być trenerem. Dzięki temu wszyscy czegoś się nauczyliśmy. Czasem przychodzą takie momenty, trzeba być w odpowiednim miejscu, dużo pracować i, przede wszystkim, udowadniać swoją wartość. Żeby zostać pierwszym trenerem Realu Madryt, musisz się wyróżniać.

Skupmy się znów na teraźniejszości. Co ma Cadete B, że jest niepokonanym liderem, a wszyscy obserwatorzy tak dobrze się o nim wypowiadają?
A co mówią? (śmiech)

Mówią o tym, co można zobaczyć. Chodzi o to, że w drużynie są nieźli zawodnicy, którzy wiedzą jak grać w piłkę…
Tak, oczywiście… Wszystkiego po trochu. Praca zespołowa, defensywna, z zaangażowaniem wszystkich pozwala nam być niepokonanymi.

Niektórzy z pana zawodników, jak Cadenilla czy Sotillos, byli wicemistrzami na turnieju Alevínów w Aronie kilka lat temu. Wzbudzili wtedy duże zainteresowanie. Wyróżniłby pan któregoś z piłkarzy?
Nie! Mam kompletną drużynę i nie ma żadnego zawodnika, który zagrałby 100 procent minut. Grają wszyscy, a kiedy zmieniasz kogoś, zespół tego nie odczuwa, to jest ważne. Przyszedłem tutaj z radością, ale piłkarze dali mi jej jeszcze więcej przez swoje umiejętności i chęci do gry. Drużyna nie jest liderem przez jednego czy dwóch zawodników.

A jaki jest Luca Zidane? Ma warunki, aby dotrzeć na szczyt?
Jest dobrym bramkarzem, ponieważ jest w Realu Madryt. Nie patrzy się na nazwisko ojca, ale na samego chłopca. Dla nas jest Lucasem Fernándezem i staramy się traktować go tak, jak innych. Mamy trzech bramkarzy i 22 zawodników z pola. Wszyscy są dla nas tacy sami. Czas pokaże czy Luca dotrze na szczyt. Tak, jak w przypadku wszystkich graczy.

Czerwona kartka dla Enzo szybko pojawiła się w mediach. Luca i Enzo są narażeni na dużą presję?
Nie! Mówią o nich tylko ci, którzy ich nie znają. Ja miałem tak samo, jak byłem w pierwszej drużynie Realu Madryt. Przyjaciele pytali mnie o kolegów z zespołu. Luca jest traktowany przez kolegów jako jeden z nich.

Z jego ojcem spotkałeś się, gdy grałeś w Castilli. Był tam wówczas Diego López. Diego zapuścił się już do szkółki, żeby się z panem zobaczyć?
Nie, jeszcze się nie zapuścił. Adaptuje się chłopak w Madrycie! (śmiech) Jestem pewien, że któregoś dnia przyjdzie. Jest bardzo przyjacielski i pogodny. Zawsze lubił obserwować młodsze kategorie wiekowe, żeby się uczyć.

I na koniec. Diego López był z tobą w jednej drużynie. Tamta Castilla awansowała do Segunda División. Co wyróżniłby pan w tamtej drużynie?
Mam cudowne wspomnienia z tamtego roku! Awansowałem bezpośrednio z Juvenilu A do Segunda División B. Dużo kosztowało mnie wywalczenie miejsca w podstawowym składzie. Na końcu sezonu grałem już więcej meczów. Diego López zapewniał nam spokój z tyłu. Ma prawie dwa metry wzrostu i wszystkie górne piłki były jego. Poza tym, mimo takich warunków fizycznych, jest bardzo zwinny, potrafi wybronić trudne uderzenia po ziemi. Nie wiem, jak on to robi. To samo pokazywał w Sevilli.

Wyróżnia się także pod względem osobowości…
Tak! Diego jest profesjonalistą, przeżył już dużo w futbolu, dobrze pracuje, dba o siebie, pracuje na siłowni, każdego dnia chce tam być. Ta ambicja i profesjonalizm są bardzo ważne. Zawsze chce być w najlepszej dyspozycji, niezależnie od tego czy gra, czy nie.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!