Zagrożenia ze strony United
Główne niebezpieczeństwa dla madryckiego szturmu na Ligę Mistrzów
1. Celność goleadora – Robin van Persie
Manchester United to przede wszystkim siła ofensywna. Tak jak w przypadku Realu Madryt, Czerwone Diabły nie błyszczą wyjątkowym stylem gry, są jednak piekielnie skuteczne. Podopieczni sir Alexa Fergusona są w stanie rozgnieść każdego rywala bez konieczności rozegrania dobrego spotkania, na co ogromny wpływ ma Robin van Persie.
Ten bramkostrzelny napastnik pojawił się na Old Trafford w lecie 2012 roku, będąc już zmęczonym brakiem walki o tytuły w Arsenalu. Wielki sezon w jego wykonaniu, zakończony z koroną króla strzelców Premier League z 30 bramkami i 17 asystami na koncie, nie pomógł w zdobyciu jakiegokolwiek trofeum przez The Gunners, a RVP postanowił zmienić otoczenie. Nie była to łatwa decyzja, kuszony był bowiem ofertami od połowy europejskich gigantów.
Ostatecznie to Fergusonowi udało się ubrać urodzonego w Rotterdamie napastnika w diabelskie barwy kosztem 28 milionów euro. Van Persie szybko odpowiedział na okazane mu zaufanie w najlepszy z możliwych sposobów: zdobywając gole. Po 26. kolejce, RVP ma już na koncie 19 trafień i prowadzi w tabeli strzelców z dwoma bramkami przewagi nad Urugwajczykiem Luisem Suárezem i czterema nad Hiszpanem Michu. Wyrobił średnią 0,73 goli na mecz, strzelając na wszelkie możliwe sposoby - lewą nogą (11), prawą (7) oraz głową (1). Ma również odwagę wykonywać jedenastki, zanotował w ten sposób dwa trafienia.
Występując w czerwonej koszulce podtrzymuje poziom, który osiągnął jeszcze jako Kanonier, zdobywając tym samym respekt obrońców rywali. Roberto Mancini, trener City, po meczu w którym United zdobyło trzy gole (dwa Rooneya i jeden Van Persiego), powiedział o Holendrze: „On był tym, który decydował o różnicy pomiędzy zespołami”. Defensywa Królewskich powinna zatem być nieustannie skoncentrowana na byłym Kanonierze, bo nie będzie on potrzebował wielu okazji by ją ukarać.
2. Rewanż na Old Trafford
Gdy losowanie dotyczy drużyn na najwyższym poziomie, wyrównanych w wielu aspektach, kolejność spotkań w dwumeczu zazwyczaj schodzi na dalszy plan. Uważa się, że wielkie ekipy są w stanie powtórzyć na wyjeździe to, czego dokonują u siebie. Zgoda, rewanż na własnym obiekcie wydaje się przewagą, istnieje jednak wiele przykładów, które temu przeczą, jak choćby półfinałowy rewanż pomiędzy Realem Madryt i Bayernem Monachium, w którym w rozczarowującym stylu Królewscy stracili możliwość występu w finale, ulegając zespołowi z Bawarii w rzutach karnych.
Taka kolejność losowania może jednak okazać się decydująca, biorąc pod uwagę formę obu drużyn poza domem w momencie pojedynku. W trzecim sezonie Mourinho w Realu wyraźnie widać spadek skuteczności w grze w roli gości.
Los Blancos rozegrali w tym sezonie dwanaście meczów na wyjeździe, z bardzo negatywnym efektem jak na kandydata do końcowego tryumfu. Obecnemu mistrzowi udało się wygrać zaledwie pięć razy (to nawet nie połowa), przy dwóch remisach i pięciu porażkach. Można tym samym stwierdzić, że szanse na obronę tytułu ulotniły się na wyjazdach.
Skoro Real Madryt nie jest w stanie poprawić tej tendencji, oczekiwania na wyjście zwycięsko z meczu na stadionie tak skomplikowanym jak pełne gorącej atmosfery Old Trafford, mogą okazać się płonne. To zaś w takich rozgrywkach jak Champions League może przynieść fatalne konsekwencje, bo nie wydaje się, że dwumecz będzie rozstrzygnięty już w Madrycie.
3. Szybkość Czerwonych Diabłów
W tę środę Santiago Bernabéu będzie miało okazję oglądać mecz przyprawiający o zawroty głowy. Jeśli gospodarze i Anglicy zagrają mecz na swoim poziomie, to kibice na stadionie będą przypominać widzów meczu tenisa, nieustannie ruszając szyją, w celu nadążenia za grą.
Zarówno Mourinho, jak i Ferguson lubią opierać drużynę na solidnej obronie i ostrym przejściu do ataku najszybszą możliwą drogą. Można to było zaobserwować choćby w spotkaniu z Sevilla, podczas którego Cristiano Ronaldo zapoczątkował kontrę, którą po kilku sekundach sam wykończył. 80 metrów od miejsca przejęcia piłki.
W tym aspekcie Real Mourinho jest najlepszy. Przeważa o losach meczu kontratakiem, wykorzystując pocisk CR7 i krążących wokół niego Özila, Higuaína czy Benzemę. Jednakże zespół z Manchesteru dysponuje również silną bronią. Czerwone Diabły nie zastanawiają się długo, gdy rywal traci piłkę. Celem jest rzucenie się na bramkę rywala, pozostawiając po drodze jego kolejnych zawodników. W tym zadaniu Rooney i Van Persie będą wspomagani skrzydłami w postaci Valencii, Naniego czy Wellbecka.
Jako że pierwszy mecz jest na Bernabéu, znając José Mourinho, raczej nie można spodziewać się oblężenia bramki strzeżonej przez Davida De Geę od pierwszego gwizdka. Zespół Królewskich będzie raczej starał się zdobyć miejsce do szybkiego przedostania się pod pole karne United i albo zawodnikom Realu uda się odnaleźć tego dnia właściwą precyzję, albo przeciwnie, straty piłki w niebezpiecznych strefach zostaną wykorzystane przez zespół z Manchesteru.
4. Wayne Rooney
Po przyjściu Van Persiego, sprowadzonego by stworzyć parę w ataku United, zespół z Manchesteru nie zależy już tyle od Wayne’a Rooneya, jednak „złe dziecko” Premier League wciąż pozostaje kluczowym ogniwem w schemacie Fergusona. To znajdujący się w ekstremalnie wysokiej formie Holender skupia na sobie grę, ale jego kolega z ataku nie zostaje zbyt daleko w tyle. „10” Manchesteru United w tym sezonie zdobyła jak dotychczas 10 bramek.
Rooney czuje się wygodniej dzieląc odpowiedzialność za strzelanie goli. Podział obowiązków z Van Persiem daje mu większą swobodę na boisku. Może w ten sposób schodzić do środka pola i pomóc środkowej linii w rozegraniu akcji, zaskakując tym samym obrońców rywali atakiem z głębi pola.
Wychowany w Croxteth (Liverpool) Wazza nie jest wygodnym napastnikiem dla obrońców rywali. Z pewnością Sergio Ramos i Pepe, o ile ten drugi wystąpi w pierwszej jedenastce, będą musieli stoczyć ciężką batalię by upilnować Anglika. W końcu nie bez powodu Wayne Rooney to najlepiej opłacany gracz z Premier League.
5. Presja na zdobycie La Décimy
Ostatnie (a może pierwsze) z zagrożeń, którym będzie musiał stawić w środę czoło Real Madryt nie ma nic wspólnego z zespołem angielskim. Jest nim ogromna presja, by unieść dziesiąty puchar Ligi Mistrzów.
- Minęło wiele czasu od dziewiątego tytułu, i wszyscy powtarzają: La Décima, La Décima, La Décima. Słowa te wypowiedział Sergio Ramos, dając do zrozumienia, że zawodnicy również czują napięcie i oczekiwania przed wyzwaniem, jakim jest zawładnięcie Europą ponad dekadę po poprzednim trumfie. Jak dla każdego wielkiego zespołu, również dla Manchesteru United Liga Mistrzów to jeden z głównych celów każdego sezonu, jednakże nacisk na zwycięstwo nie jest tak pilny, jak w Madrycie.
Nie minęło wiele czasu od ostatniego tytułu Champions League Czerwonych Diabłów. Jeszcze z Cristiano Ronaldo w składzie, zespół sir Alexa Fergusona zdobył to trofeum w 2008 roku w Moskwie, pokonując w finale Chelsea. W ciągu kolejnych czterech sezonów Manchester United dwukrotnie dochodził do finału (2009 i 2011), w obu przypadkach ulegając jakości FC Barcelona. Z kolei Real Madryt najbliżej osiągnięcia europejskiego szczytu był ostatnio w półfinałach w roku 2011 i 2012, lecz musiał uznać wyższość odpowiednio Barcelony i Bayernu Monachium.
Obsesja na punkcie odzyskania tronu w Europie tyle lat później, zwiększona przez znikome szanse podopiecznych Mourinho w lidze, może okazać się dla Królewskich fatalna, jeśli nie zdołają rozegrać tego dwumeczu właściwie.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze