Klasyk
Przed półfinałem EURO Niemcy - Włochy
Pomiędzy 119. a 121. minutą walki Niemców z Włochami, 4 lipca 2006 roku na FIFA World Cup Stadium w Dortmundzie, ziemia zatrzęsła się cztery razy. Cztery razy Niemcy szli w ziemię, cztery razy na wyżyny wypiętrzali się Włosi.
Najpierw Grosso, boczny obrońca, pięknym uderzeniem rozdziewiczył bramkę gospodarzy Mundialu. Na 2:0, odzierając Niemców ze złudzeń, stawkę podbił wielki Del Piero. Były to trzęsienia pierwsze i ostatnie.
A co z zatrzęsieniem drugim i trzecim. Ano właśnie. Z lewej flanki jakiś Niemiec wrzucił piłkę we włoskie pole karne. Do główki wyskoczył jakiś niemiecki zakapior, żywcem efekt tragicznych niesławnego doktora Mengele eksperymentów. Piłki nie sięgnął. Lepiej od niego w powietrznej walce ustawił się o co najmniej dwie głowy niższy Fabio Cannavaro. Grande Fabio. Włoski obrońca wybił piłkę głową jakieś dwadzieścia metrów za italską "szesnastkę". Trzęsienie drugie.
Fabio, tuż po wygranej, monumentalnej walce w powietrzu o piłkę, natychmiast rusza do przodu. Niczym czołg na turbodoładowaniu zasuwa w stronę lecącej futbolówki. Świata poza nią nie widzi, ona nie widzi nic. Spada na kolejnego Niemca, ten przestraszony chyba, nie potrafi jej opanować. I wjeżdża w niego Wielki Fabio Cannavaro. Według mej skromnej osoby najlepszy środkowy obrońca świata ostatnich dwudziestu, co najmniej, lat. Wjeżdża na pełnej, czysta, adrenalina, mocno gazowana. Piłę, oczywista, wygrywa... i niesamowity spokój zachowuje, oddaje Kochankę do kolegi, który wie lepiej, jak ją dopieścić.
Był to trzęsienie trzecie.
Chwilę później "Alex" posyła Niemców w piekielną otchłań. 2:0.
A ile pojedynków epickich tych dwóch, tak różnych historią, tożsamością, charakterem narodów było wcześniej? Poszukajcie, przypomnijcie. A dziś rozdział następny pięknej historii zostanie napisany. I odegrany.
Niemcy silni jak już dawno nie byli. Bramkarz, który chciałby być lepszy od Santo Subito. Środkowy obrońca, który chciałby być lepszy od Ramosa i Pepe razem wziętych. Środkowy defensywny, który pragnie przyćmić samego Xabiego Alonso. Wolny w pomocy elektron, który gra dla Realu i może być wielkim kiedyś, bo wszelkie zadatki ma. Środkowy rozgrywający, który przekonał dwa lata temu Mourinho, że do Realu nadaje się lepiej niż David Silva. I dwaj terminatorzy w ataku. I trener, który pewnie kiedyś do Madrytu zawita.
Włoscy Gladiatorzy natomiast spokojnie robią swoje. Postawili się Hiszpanii, z kwitkiem odprawili Anglię w miejsce, skąd futbol pochodzi, więc wrócił futbol do domu, jak niepyszny, jak to ma w zwyczaju.
Catenaccio już Włosi nie grają, ładnie kombinują, pod ręką Cesare Prandelliego futbol, po prostu, ogarniają. Mają i Buffona, i niezłą linię obrony, z Chiellinim na czele. Pirlo rządzi niemożebnie, ma wokół siebie ofiarnych pomocników, zawsze. Z przodu szalony czarny bawół Mario, szalony koń Antonio, i ułożony Di Natale. Z zaskoczenia nas biorą ci Włosi wszyscy.
Sąsiedzi faworytem. Lecz nawiedza mnie przeczucie - "Italiańce" nie tylko się "Niemiaszkom" postawią, ale i krzywdę wyrządzić mogą. Łatwo Dze Dżermyns, jak to ojcowie futbolu mówią, dziś w Warszawie nie będzie. Kolejne Powstanie? Włoskie, tym razem?
Zapraszamy.
Grande Fabio. Siempre.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze