Raúl kończy 35 lat
Wszystkiego najlepszego, <i>capitán</i>!
Niewielu jest zawodników, którzy podpisywać mogą się samym imieniem. Niewielu jest też takich, których w pełni definiuje już sam numer na plecach. Raúl, czy też jak kto woli numer 7, obchodzi dziś swoje 35. urodziny.
Pamiętnik Raúla, 5 listopada 1994
Kiedy strzeliłem gola Atlético, natychmiast pobiegłem w stronę ławki rezerwowych, aby uściskać Daniego. Jest tak dobrym piłkarzem, jak przyjacielem. Było mi trochę wstyd, bo odkąd zadebiutowałem, on siedział na ławce. Wydaje mi się, że niewiele razy będę celebrował gole w taki sposób. Kiedy przytuliłem Daniego, przytuliłem jednocześnie wszystkich tych, którzy walczyli, aby dojść do miejsca, do którego dotarłem ja. Strzeliłem pierwszego gola na Bernabéu, i to drużynie Atlético. Świetna sprawa. Taka jest piłka i nikt nie może się z tego powodu czuć źle. Spojrzałem w stronę południowej bramki, żeby pomachać rodzicom i Fermínowi, chociaż było to pozdrowienie symboliczne: siedzieli bardzo wysoko, bliżej samego Piotra Apostoła, niż murawy…
Ciężko mi dziś usnąć, choć pamiętam, co powtarzał mi w ciągu ostatnich dni Cappa: jedyne, co może mi się teraz przytrafić, to przebudzenie z tego snu. Dzwonią do mnie stacje radiowe, dostaję mnóstwo zaproszeń na wywiady, do programów telewizyjnych… Niektórzy dzwonią do mnie, podając mi tytuły gazet, które ukażą się jutro – piszą, że osiągnąłem chwałę w wieku 17 lat. A ja, gdy mi to mówią, nie mogę przestać zadawać sobie pytania: czy to wszystko mogło być takie proste?
Więcej niż derby
Od momentu ligowego debiutu w pierwszej drużynie Realu Madryt, 29 października 1994 roku w meczu przeciw Saragossie, Raúl zapisał się w pamięci wszystkich tych, którzy kochają futbol. Debiut na La Romareda zrobił z niego niczym metal szlachetny, podczas gdy był wówczas najmłodszym zawodnikiem grającym w hiszpańskiej lidze.
Pomimo tego, że nawet błędy na boisku wyglądały w jego wykonaniu pięknie, i dla Raúla przyszedł moment zwątpienia. Tydzień po debiucie, gdy wszyscy chwalili go bez chwili przerwy, przed meczem z Atlético zaczął mieć wątpliwości. Nie wiedział, czy obejrzy go z trybun, czy – w najlepszym wypadku – z ławki rezerwowych, czyli z miejsca, które mało lubił i jeszcze mniej odwiedzał. Raúlowi nie podobało się też to, jak szybko zmieniały się osoby wokół – spojrzenia niektórych natychmiast stały się cieplejsze i ci, którzy wcześniej traktowali go z największą obojętnością, nagle stali się mili i zaczęli interesować się tym, co u niego słychać.
W tamtym momencie nie obchodziło go jednak nic poza listą jedenastu zawodników, którzy od pierwszej minuty mieli wyjść na boisko w spotkaniu z Atleti i zapomnieć o porażce przeciw Saragossie – tej, która zaskoczyła Raúla w dniu jego debiutu, i do której sam się przysłużył, pudłując podczas czterech okazji. To go bolało.
Zmartwienia okazały się jednak niepotrzebne. Pierwszy mecz na Bernabéu równał się dla Raúla także z pierwszym golem, którego strzelił tamtej nocy. Kto by pomyślał, że pierwszą bramkę dla Realu wówczas 17-letni Raúl zdobędzie na Santiago Bernabéu w spotkaniu przeciw drużynie, którą nosił w sercu praktycznie od momentu, gdy zrozumiał co to piłka.
Zmiana? Chyba nie ja!?
Inną wartą zapamiętania datą jest 20 listopada 1994. Real wygrał wówczas 2-1 z Valencią w 11. kolejce Primera División, a Raúl został po przerwie w szatni stadionu Mestalla – bez protestów. Była to pierwsza z licznych zmian, które zniósł nie mówiąc ani słowa.
Rok 1995 rozpoczął się dla Raula niepewnie. Mecze przeciw Barcelonie i Deportivo La Coruńa obejrzał z ławki rezerwowych. Nienawidził tego, ale wciąż milczał. Dla Valdano i Cappy z kolei karą było już samo znoszenie go, podczas gdy na niej siedział. Raúl nie oglądał meczu. Spędzał go wbijając wzrok w obydwóch trenerów. Wystarczyło, że Valdano wydał rezerwowym polecenie, aby zaczęli się rozgrzewać, a Raúl już próbował bić rekord świata na 100 metrów. „Wyglądałem jak Carl Lewis”, przyznał po latach Raúl.
Nie na sprincie podczas rozgrzewki jednak wszystko się kończyło. Po kilku minutach Raúl zaczynał biegać w tą i z powrotem przed oczami Valdano, patrząc na niego wzrokiem, jak gdyby miał za chwilę spytać: „To kiedy wchodzę?”. Uporczywy do granic możliwości. Aż do tego stopnia, że Valdano odpowiadał nieusłyszawszy nawet pytania: „Zaczekajże chwilę, nie bądź taki niecierpliwy!”.
- Raúl, muszę ci coś powiedzieć – usłyszał któregoś dnia od Cappy.
- Słucham?
- Zdecydowaliśmy, że w ostatnich kolejkach zagrają starsi, bardziej doświadczeni. Ty robisz to świetnie, ale będziesz wchodził w końcówkach…
Rozmowa z drugim trenerem Realu Madryt była ciepła i uprzejma. Taką pamięta ją Cappa, taką zapamiętał ją także Raúl – z jedną tylko uwagą: „Starsi? «Do licha z tobą!», pomyślałem. Byłem przekonany, że dałbym radę. Zniosłem to, bo dla wszystkich był to wyjątkowy moment. Ale w środku wiedziałem, że jeszcze przed zakończeniem sezonu o mnie usłyszą. W tamtej chwili przypomniałem sobie pierwsze spotkanie z Valdano i to, gdy powiedział mi, że za mniej więcej 2 lata będę grał w Primera División. «Rok zniosę, ale dwóch na pewno nie!», pomyślałem”.
Raúl był i pozostał niezawodny, jeśli chodzi o te maleńkie detale, które ostatecznie ukształtowały go jako piłkarza. Gra doprowadza go do szaleństwa, motywuje go, wzmacnia. Piłka powoduje, że Raúl staje się sobą. Od samego początku, gdy debiutował w dzielnicowej drużynie San Cristóbal, aż do teraz – bez względu na kolor koszulki, bez względu na rywala, bez względu na spotkanie czy trenera.
Być może najlepiej oddaje jego osobowość mecz z Albacete w sezonie 1995-1996, kiedy nikomu nie musiał już absolutnie niczego udowadniać. Real wygrywał 1-0, gdy Valdano zdecydował się zdjąć Raúla z boiska na 7 minut przed zakończeniem spotkania. Jego mina nie ukrywała zdenerwowania, jednak zdawało się, że wszystko na tym się zakończy – na kolejnym grymasie na jego twarzy, spowodowanym tym, że nie pozwolono mu zagrać do końca. Otóż nie. Albacete wyrównało na chwilę przed zakończeniem spotkania, a spojrzenia Raúla, jakie rzucił wówczas trenerowi, ten nie zapomni chyba nigdy.
Po latach, gdy Valdano nie był już trenerem Realu Madryt, spytał Raúla:
- Co chciałeś mi powiedzieć poprzez tamto spojrzenie, kiedy Albacete strzeliło nam wyrównującego gola?
- „Teraz to znoś. Właśnie to dzieje ci się za zdjęcie mnie!”.
Pamiętnik Raúla, 7 listopada 1994
Dziś doświadczyłem czegoś niesamowitego. Emilio Butragueńo i jego żona Sonia zaprosili mnie do siebie na obiad. Jestem w drużynie dopiero od dwóch tygodni, a El Buitre siada i rozmawia ze mną o piłce. Aż ciężko mi w to uwierzyć, to jest jak sen. Wstydzę się wypowiedzieć w jego stronę jakiekolwiek słowo. Wczoraj zagrałem przeciw Atleti z siódemką – numerem, który on nosił na plecach przez całe swoje życie. Ja byłem na boisku, a on nie został nawet powołany. Onieśmiela mnie fakt, że odbieram mu jego miejsce w składzie. Butragueńo oglądał mecz z trybun, a ja czułem, że spoczywa na mnie ogromna odpowiedzialność. Zagrać w koszulce z numerem symbolu madridismo nie jest byle czym, choć mam do czynienia z tyloma nowymi dla mnie sytuacjami, że zdecydowałem się o nich nie myśleć.
Gościnności, z jaką Emilio przyjął u siebie mnie i Fermína nigdy nie zapomnę. Zjedliśmy obiad w ogrodzie, zaraz obok basenu. Jaki on ma dom! Zastanawiam się, czy i ja kiedyś będę mógł tak mieszkać. Strasznie mi się podobało to, że dom Emilio otoczony jest naturą. No i te psy, które biegają po ogrodzie. Jestem wielkim miłośnikiem tych zwierząt i sam mam trzy – nazywają się Bobby, Curro i Ringi. Co rano żegnają mnie, kiedy wychodzę z domu.
Butragueńo uwielbia owczarki niemieckie, bo są bardzo szlachetne. Uważa, że pies jest w stanie umrzeć za swego właściciela, choć nie wie, czy człowiek byłby w stanie zrobić to dla drugiego człowieka. Ja myślę tak samo.
Rozmawiałem z Butragueńo o wielu sprawach i spotkanie okazało się pasjonujące. Emilio ostrzegł mnie przed wszystkim tym, co w piłce dobre i złe. Ze wszystkiego, co mi powiedział, najbardziej zapamiętałem jedno zdanie: „Raúl, słuchaj. Dużo słuchaj. Obserwuj, analizuj i wtedy podejmuj decyzje. Ale przede wszystkim naucz się słuchać i nigdy nie myśl, że wiesz wszystko”.
Koniec ery Butragueńo, początek ery Raúla
W piłce nie mają znaczenia sentymenty, dlatego i piłkarska kariera Butragueńo doczekała smutnego końca. Najpierw coraz częściej był zmieniany, później zasiadł na ławce, a skończył na trybunach. El País tak opisało sytuację, w której Raúl zastąpił El Buitre w pierwszej jedenastce:
„Butragueńo zasiadł w wyznaczonym dla zawodników miejscu na trybunie i po raz pierwszy zaczął przypominać starszego piłkarza, jednego z tych, którzy nagle coś tracą i znajdują się u drzwi wyjściowych swojej kariery. Mecz przeciw Atlético był wielkim spotkaniem, wyznaczającym moment entuzjazmu i przemian w ówczesnym Realu: Butragueńo siedział na trybunie, a Raúl biegał po boisku z jego numerem. Tamtej nocy strzelił pięknego gola, asystował przy kolejnym i był bohaterem zagrania, po którym Real otrzymał rzut karny. Raúl natychmiast zyskał wielką sławę”.
To, że właśnie Jorge Valdano – prywatnie wielki przyjaciel Butragueńo – był tym, który najpierw posadził go na ławce, a później w ogóle przestał powoływać, stawiając w jego miejscu Raúla, było gorzkim obowiązkiem. Choć debata Butraqueńo tak, czy Butragueńo nie bardzo szybko ucichła. Madridismo rozumiało, że El Buitre dał już klubowi wszystko to, co najlepsze, i niewiele dobrego miał wciąż do zaoferowania.
W dniu debiutu, po przegranym meczu z Saragossą, Raúl podszedł do Butragueńo i powiedział: „Nie miałem szczęścia. Nie trafiłem…”. Emilio odpowiedział mu: „Nie martw się, zagrałeś doskonale. W ciągu 90 minut udowodniłeś, że jesteś zawodnikiem Primera División. Tego nie osiąga pierwszy lepszy”.
W poniedziałek, dwa dni po meczu, na trening Raúla przyszedł jego ojciec. Uzbroił się w odwagę i zaraz po nim podszedł do Butragueńo, który wsiadał właśnie do swojego auta.
- Przepraszam, panie Butragueńo, jestem ojcem Raúla. Chcę tylko się przywitać i prosić pana, aby nauczył mojego syna wszystkiego, czego tylko może. Pan jest legendą tego klubu.
- Bardzo miło mi pana poznać, ale pana syn nie potrzebuje wielu lekcji. Jest niesamowicie inteligentny i już wie bardzo dużo. Niech pan się o niego nie martwi, będzie wielkim zawodnikiem.
Mecz przeciw Saragossie, podczas którego zadebiutował w Primera División, Raúl zapamięta już na zawsze. Podobnie, jak spotkanie z Atlético, kiedy strzelił dla Realu swoją pierwszą bramkę. Dziś, w dniu swoich 35. urodzin, może zapamiętać kolejne spotkanie. Jeśli Hiszpania pokona w półfinale Euro 2012 Portugalię, ma szanse na trzeci w ciągu ostatnich 4 lat finał na wielkim turnieju. Jeśli zaś do niego dotrze i go wygra, Raúl zapewne będzie jednym z pierwszych, którzy pogratulują kolegom przejścia do historii.
ĄFeliz cumpleańos, Raúl!
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze