Strata punktów na własne życzenie
Królewscy remisują na El Madrigal
Real Madryt remisuje na El Madrigal z Villarrealem 1:1 i po raz drugi w przeciągu trzech dni pozwala zmniejszyć przewagę punktową wiceliderowi z Barcelony, która wciąż wynosi jednak sześć punktów. Jak na spotkanie lidera z drużyną rozpaczliwie walczącą o uniknięcie spadku do Segunda División, która w dodatku na dwa dni przed spotkaniem zwolniła trenera, działo się wyjątkowo dużo.
Trener Lotina na pewno nie chciał tego meczu pięknie przegrać, więc swój zespół ustawił defensywnie z zadaniem szukania okazji na gola poprzez kontrataki. Gracze gospodarzy w pierwszej części meczu doskonale realizowali tę taktykę, celowo oddając inicjatywę Królewskim i czekając na swoją szansę. Podwajani zawodnicy Mourinho niezbyt radzili sobie z taką sytuacją, co dało w efekcie wyrównaną grę w pierwszych minutach meczu.
Najlepszą okazję na objęcie prowadzenia dla gospodarzy miał Nilmar, już w dziewiętnastej minucie, wykorzystując błąd Ramosa i stając sam na sam z Ikerem Casillasem. Bramkarz Królewskich wyszedł jednak z tego starcia zwycięsko. Jedyne zagrożenie, jakie stwarzali zawodnicy z Madrytu, pochodziło ze stałych fragmentów gry, jednak piłka zawsze lądowała w rękach bramkarza gospodarzy. W miarę upływu czasu, jeszcze przed przerwą, Królewscy coraz bardziej kontrolowali grę i coraz częściej rozgrywali piłkę tuż przed polem karnym przeciwnika. Jednak wynik po gwizdku zapraszającym na przerwę pozostał bezbramkowy.
Jeszcze w trzydziestej minucie boisko opuścił Lass Diarra, który już w czwartej minucie meczu otrzymał żółtą kartkę i Mourinho z obawy zastąpił go Callejónem. Hiszpan na boisku spędził... piętnaście minut. Ostro sfaulowany przez jednego z piłkarzy gospodarzy nie wyszedł na drugą połowę. W jego miejsce na boisku pojawił się Hamit Altintop.
W drugiej części zawodnicy gospodarzy nie zaczęli nawet udawać, że zależy im w tym meczu na czymś więcej niż remisie i Królewscy poczynali sobie coraz śmielej, mimo iż gra wciąż pozostawiała sporo do życzenia. Sczelnie zamknięty obręb szesnastki dzielnie odpierał niemrawe ataki lidera. Aż wreszcie wybiła sześćdziesiąta druga minuta meczu i piękna akcja Ozila i Ronaldo, zakończona golem tego drugiego.
Niestety, po raz drugi podopieczni Mourinho nie potrafili udokumentować tej przewagi drugą bramką i wyraźnie spuścili z tonu, niejako zapraszając Villarreal do śmielszego wyjścia pod pole karne Casillasa. To się zemściło bardzo szybko - jedenaście minut później rzut wolny wykonywany niemal z tego samego miejsca, co ten niedzielny, zakończony pięknym strzałem Cazorli, przez Sennę także miał swój - niestety dla Królewskich - szczęśliwy finał.
Później nastąpił festiwal kartek i wykluczeń - boisko opuścili Özil i Ramos, Real Madryt grający w dziewiątkę nie zdołał ponownie wyjść na prowadzenie.
Abstrahując od pracy arbitra - Real Madryt nie wyciąga wniosków z popełnianych błędów. Takie wrażenie pierwsze przychodzi na myśl, gdy oglądało się wczorajszy mecz. Nie ma formy, brak jest świeżości, pomysłu na grę. Widoczne jest także przemęczenie u niektórych zawodników. Przewaga, która wydawała się dawać komfort pracy aż do samego końca, stopniała do sześćiu punktów. Jeden tydzień wystarczył, aby do ligi hiszpańskiej powróciły emojce. Sobotni remis z Realem Sociedad może oznaczać coś więcej niż stratę punktów.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze