Niemiecki Real Madryt - część 1
„Nam wystarczy jeden telefon, abyś przeszedł odprawę celną bez paszportu”<br />
Felieton oficjalnego magazynu UEFA - Champions.
--------------------------
Real Madryt ceni ciężką pracę, dyscyplinę i lojalność. Stawianie na piłkarzy z Niemiec wydaje się więc tego logiczną konsekwencją. A jednak trzeba uważać, ponieważ są Niemcy i … Niemcy.
Obecnie w białych barwach gra dwóch piłkarzy reprezentacji Niemiec. Obaj pierwszej klasy: rozgrywający i defensywny pomocnik. Czy to powtórka z historii?
Ponad trzydzieści lat temu taki sam duet, rozgrywający i defensywny pomocnik, zapoczątkował historię niemieckich piłkarzy w Realu Madryt. I o ile Sami Kheidira nie wyjdzie najgorzej na wzorowaniu się na Paulu Breitnerze, to Mesut Özil drogi Güntera Netzera powinien wystrzegać się jak ognia. No chyba, że również lubuje się w zaniedbywaniu obowiązków czy wycieczkach w zakazane rejony wielkich miast.
Gdy we wrześniu ubiegłego roku Sami Khedira wrócił do Niemiec na mecze krajowej kadry, a miał już za sobą pięć tygodni pobytu w Madrycie, nie mógł wyjść z podziwu nad organizacją królewskiego klubu. - Gra dla Realu to zupełnie inna rzeczywistość. Mówi się, słusznie zresztą, że Niemcy są zorganizowani i mają wszystko zaplanowane, ale Real to zupełnie inny poziom - opowiadał młody piłkarz, nawiązując do izolacji od świata zewnętrznego i perfekcyjnie przygotowanego treningu. - Nie musisz się o nic martwić, dosłownie. Wszystko zostało już przygotowane, o wszystko ktoś zadbał.
Słowa Khediry zdawały się odbijać jak echo zdania wypowiedziane przez Paula Breitnera prawie czterdzieści lat temu. „Zawsze był w pobliżu ktoś, kto wyręczał piłkarza w jakiekolwiek, najdrobniejszej nawet, kłopoczącej kwestii, w problemach życia codziennego. Zepsuł się samochód, potrzeba biletów do teatru, opiekunki do dziecka, biletów lotniczych dla kogoś z rodziny? Nie ma najmniejszego problemu, o wszystko zadba za ciebie klub. Jeżeli nie działa ci żelazko w mieszkaniu, dzwonisz do klubu i po dziesięciu minutach melduje się pracownik, który żelazko naprawia. Mogłem skupić się tylko na futbolu.”
Gwiazdy i buntownicy.
Gdy w 1977 roku, po trzech latach spędzonych w Madrycie, Breitner wrócił do Niemiec, przeżył swoisty szok kulturowy. Przy każdej okazji przypominał krajanom, że w stolicy Hiszpanii wszystko jest większe i lepsze, poczynając od metod treningowych i opieki medycznej, a na przygotowaniu taktycznym i szkoleniu zawodników kończąc. I to nie tylko w kwestiach boiskowych, lecz życiowych również. „Real zatrudniał konsultantów finansowych, którzy doradzali piłkarzom, coś takiego bardzo przydałoby się w Niemczech”, pisał Breitner w książce wydanej w 1980 roku.
Takiej reakcji można spodziewać się po młodym, nieokrzesanym jeszcze chłopaku, jak Sami Khedira właśnie, ale Breitner? Czy on mógłby tak bardzo ulec czarowi Realu Madryt? To przecież wygadany, obyty w świecie, wojowniczy buntownik. Ba, gdy dołączał do królewskiego klubu mówiło się, że mocno sympatyzuje ze skrajną lewicą, co przecież w naturalny sposób kłóciło się z postrzeganiem Realu w tamtym czasie. Realu, jako symbolu frankistowskiej Hiszpanii.
Te peany Breitnera na cześć Realu Madryt świetnie obrazują, jak bardzo prawdziwy wizerunek człowieka odbiega od potocznej opinii o nim. I równie świetnie służą jako przykład na to, jak bardzo prawdziwy wizerunek klubu jest odległy od pochopnego postrzegania go przez ogół.
Już ośmiu Niemców, licząc Özila i Khedirę, grało w białych barwach przy Concha Espina 1. Ich historia, niemiecka historia w stolicy Hiszpanii udowadnia, kogo, tak naprawdę, publika na Estadio Santiago Bernabéu darzy większą miłością. I nie są to, o dziwo, kapryśni gwiazdorzy, a ciężko harujący wojownicy.
Bowiem Real Madryt jest, w głębi duszy, tak naprawdę niemieckim klubem. Wbrew obiegowej opinii, na pierwszym miejscu stawia ciężką pracę, lojalność, dyscyplinę i twardość charakteru. W madryckiej hierarchii ważności ekstrawagancja i artyzm, które mogą być utożsamiane z Barceloną, stoją niżej. I właśnie dlatego kibice Los Merengues byli tak miło zaskoczeni, gdy zdali sobie sprawę, że z pozoru buntowniczy i wolny duchem Breitner był pragmatykiem, ceniącym sobie bardziej wynik niż styl. I dlatego właśnie madrytczycy mieli problemy z zaakceptowaniem Güntera Netzera, kóry jako pierwszy przetarł dla Teutonów szlak na półwysep Iberyjski.
Netzer trafił do Realu z Borussii Mönchengladbach w czerwcu 1973 roku, zaledwie niecałe trzy tygodnie po zniesieniu przez Hiszpanię zakazu zatrudniania piłkarzy z zagranicy. Tamto prawo obowiązywało od roku 1962, a jego zadaniem było wspieranie rozwoju lokalnych, hiszpańskich gwiazd oraz zawodzącej na arenie międzynarodowej reprezentacji.
„Madrileńos byli podejrzliwi wobec Netzera, ponieważ od początku wydawał im się piłkarzem o profilu barcelońskim” - w książce o tytule White Storm, dotyczącej historii Realu Madryt, pisze znawca hiszpańskiego futbolu Phil Ball.
Ta nieufność przybrała na sile jeszcze przed pierwszym kopnięciem piłki przez Netzera dla Królewskich, ponieważ już w dniu prezentacji piłkarza w Madrycie wystąpiły niesprzyjające mu okoliczności. Niemiec zapomniał paszportu, gdy wyjeżdżał z domu w Düsseldorfie, aby zdążyć na samolot do stolicy Hiszpanii. Zdał sobie z tego sprawę dopiero na lotnisku.
- Cóż, jest pan osobą publicznie znaną, może pan więc opuścić nasz kraj bez paszportu - stwierdził urzędnik na lotnisku. - Problem w tym, że bez tego dokumentu nie zostanie pan wpuszczony na terytorium Hiszpanii.
Netzer zadzwonił więc do siedziby madryckiego klubu i poinformował jego władze, że nie zdąży na prezentację i trzeba będzie ją odwołać. Całą sytuację wyjaśnił przedstawicielowi klubu, który mówił biegle po angielsku.
- Mój drogi, jak myślisz, kim my jesteśmy? - zapytał, zgodnie z relacją w oficjalnej autobiografii piłkarza, pracownik Realu Madryt. - I kim ty jesteś, aby kłopotać nas w taki sposób?
Netzerowi zabrakło języka w gębie, usłyszał więc, co następuje. - Ucz się więc szybko, chłopcze. My jesteśmy Realem Madryt. My nie jesteśmy Borussią Mönchengladbach, nie jesteśmy jednym z tych prowincjonalnych klubów. Real Madryt nie odwoła tego wydarzenia, tej prezentacji, z powodu Güntera Netzera.
- OK. Rozumiem, ale nie wiem, co robić, skoro nie mogę dostać się do waszego kraju bez paszportu - odpowiedział skonfundowany Netzer.
- Nie, nadal nie rozumiesz. My jesteśmy Realem Madryt. Pakuj się na pokład samolotu i przybywaj tutaj. Nam wystarczy jeden telefon, abyś przeszedł odprawę i chodził po hiszpańskiej ziemi bez paszportu.
1. Fot.: Breitner i Netzer, pierwsi Niemcy w Realu Madryt.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze