Klęska w oparach absurdu
Madryt Barcelona 0:2
Zawiódł się ten, kto myślał, że znów od pierwszej minuty zneutralizujemy Dumę Katalonii. Obecność Seydou Keity zrobiła swoje, Josep Guardiola najwyraźniej odrobił pracę domową z zakresu taktyki. Nasza drużyna prezentowała się pod tym względem gorzej niż w finale Copa del Rey, widać było więcej chaosu, nie wspominając już o braku Carvalho na środku defensywy. Ba, w pierwszej odsłonie można wręcz było odnieść wrażenie, iż w tym spotkaniu to Barcelona zachowuje się dokładnie tak, jak Real Madryt zachowywał się w meczu o Puchar Króla, Dani Alves wziął zaś na siebie rolę głównego faulującego.
Tym razem to Barcelona udanie neutralizowała Królewskich i to ona zaczęła po trzydziestu minutach opadać z sił, my przycisnęliśmy, a naszym rywalom zaczęły puszczać nerwy. O ile po meczu finałowym obie drużyny zgłaszały pretensje do miana tej, która zagrała ładniej, o tyle tym razem taki pomysł nie przyjdzie do głów raczej ani jednej, ani drugiej. Nie zasługuje na określenie „ładna gra” ani chaotyczny styl (czy też jego brak) Realu Madryt, ani piłka Barcelony, angażująca często ośmiu zawodników zagęszczających środek pola i broniących dostępu do pola karnego Víctora Valdésa. Niemniej jednak, w pierwszej połowie, a zwłaszcza w pierwszych trzydziestu minutach, Duma Katalonii częściej gościła pod bramką Casillasa niż my pod bramką Valdésa.
Frustracja sięgnęła zenitu po zakończeniu pierwszej połowy. Przepychanki Keity z Arbeloą na pewno nie zasługują na pochwałę, ale też trudno któregoś zawodnika szczególnie za to potępiać. Natomiast kiedy Pinto postanowił się wtrącić z pięściami do męskiej pogawędki wzmiankowanej dwójki, o mało co skończyłoby się to bójką. Rezerwowy bramkarz Barcelony słusznie dostał za to czerwoną kartkę. No ale, jak to mówią, nie śmiej się, dziadku, z cudzego wypadku.
Z perspektywy kibica niezaangażowanego druga połowa była zdecydowanie lepsza od pierwszej. Była lepsza także z perspektywy madridisty… do 61. minuty, kiedy to czerwoną kartką ukarany został Pepe. Można oczywiście oskarżyć jego „ofiarę” o teatralne aktorstwo (wszak pozbierał się podejrzanie szybko), ale też zamysł Portugalczyka określić da się tylko jako bezmyślny. A czy był faul, niechaj każdy oceni sam (przyznaję, że z innych dostępnych w internecie powtórek trudno wyciągnąć tak jednoznaczne wnioski jak z tej).
Nic dziwnego, że mająca przewagę jednego zawodnika Duma Katalonii ruszyła do ataku, w pewnym momencie tylko gigantyczne szczęście uratowało nas przed utratą gola po strzale Pedra na praktycznie pustą bramkę. Czego nie dokonał Pedro, tego jakieś dziesięć minut później dokonał Messi. On też dobił Królewskich.
Począwszy od czerwonego dubletu dla dwóch Portugalczyków Barcelona zaczęła przeważać, ale mecz jako widowisko – zaczął się sypać. Czy to sędzia położył mecz, czy on nam go przegrał? Czy powinien pokazać więcej kartek piłkarzom Barcelony? Na to pytanie niech każdy odpowie sobie sam. Niemniej jednak, choćbyśmy nie wiem jak potężne pretensje wyrażali pod adresem sędziego, niezaprzeczalnym faktem jest, iż nie zagraliśmy nawet w połowie tak dobrze jak w dwóch poprzednich spotkaniach. Zagraliśmy… dziwnie, wręcz absurdalnie. A sytuacje takie jak aktorska gra Busquetsa (tu zdecydowanie należała się kartka) dopełniły Montypythonowskiego klimatu meczu.
Piłkarzem meczu należałoby chyba obwołać na równi z Messim, zdobywcą dwóch goli, Ibrahima Afellaya, bo w jakiś niepojęty sposób to właśnie jego pojawienie się na murawie dało naszym rywalom impuls do walki. To Holender asystował przy pierwszym golu, to on kilka razy nieprzyjemnie szarpnął naszą defensywę. Poza tym Afellay ani nie usiadł na plecach Albiola, ani nie wygarniał piłki ręką spod nóg jednego z piłkarzy Realu Madryt, bodajże Marcelo – obu tych rzeczy dopuścił się Argentyńczyk.
Co nie zmienia faktu, że pretensje powinniśmy mieć w głównej mierze do siebie. Barcelona była dziś do pokonania. Ale musiałaby z nią zagrać inna, choćby troszkę inna drużyna.
Wyjściowe składy
Real Madryt: Iker Casillas; Álvaro Arbeloa, Sergio Ramos, Raúl Albiol, Marcelo; Pepe, Lassana Diarra, Xabi Alonso; Cristiano Ronaldo, Ángel Di María, Mesut Özil
FC Barcelona: Víctor Valdés; Daniel Alves, Gerard Piqué, Javier Mascherano, Carles Puyol; Seydou Keita, Sergio Busquets, Xavi; David Villa, Lionel Messi
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze