Liga ACB: Madryt w Królewskich barwach
Koszykarze zaczynają od zwycięstwa
Wymarzony start. Real Madryt, w meczu otwierającym zmagania koszykarzy w Lidze ACB 2010/11, ogrywa Asefa Estudiantes stosunkiem 84:79, sięgając po pierwsze zwycięstwo w sezonie oraz broniąc Trofeum Wspólnoty Autonomicznej Madrytu, udowadniając tym samym wyższość wśród drużyn ze stolicy.
Autorem premierowego trafienia w nowym sezonie został Felipe Reyes, kapitan Królewskich. To nie jednak on był bohaterem pierwszej kwarty. Uznać nim można gracza wracającego do ACB, Sergio Rodrígueza. Hiszpański rozgrywający był wszędzie. Szukał rzutów z dystansu, odważnie wbijał się pod kosz, umiejętnie rozgrywał. To on prowadził drużynę w pierwszych minutach.
Mecz już od początku oglądało się bardzo ciężko. Dużo chaosu, przypadkowości. Była jednak także zaciętość, co zatrzymywało potencjalnego kibica przed ekranem telewizora. Po pierwszej kwarcie remis, po dwadzieścia trzy.
Nim koszykarze Realu Madryt zdążyli się obejrzeć, tracili już siedem punktów (25:32). Spory udział w uformowaniu tej przewagi miał Germán Gabriel, wręcz ośmieszający wszystko to, co działo się w strefie podkoszowej rywali. Korzystał z ogromnego zamieszania, w większości przypadków prowokowanego przez D'ora Fischera, bardzo niezdecydowanego i niepewnego w swoich poczynaniach. Gubił się w defensywie, jak mało kto. Jedynym rozsądnym wytłumaczeniem jego obecności na boisku były zbiórki – osiem w całym meczu, a wszystkie, co ciekawe, w obronie.
W przerwie koszykarzom w białych trykotach brakowało pięciu punktów do wyrównania (44:39). Messina, mając na ławce dwóch etatowych rozgrywających, postawił na Sergio Llulla, który rozegrał calutką trzecią kwartę na „jedynce”. Wpłynęło to z pewnością na szybszą grę, mogącą się podobać. Była lepiej zorganizowana, zawodnicy częściej znajdywali sobie czyste pozycje, odbywało się sporo rotacji bez piłki. Co więcej, Real Madryt wreszcie wyszedł na prowadzenie, a uczynił tego Carlos Suárez, celnym rzutem z dystansu (49:52). Po nim derby rozpoczęły się na dobre.
Dwoma trójkami ostrzelali gości koszykarze Estudiantes, na co odpowiedział, także trzema punktami, Suárez. Kilka fauli, kilka celnych rzutów i tym razem w przerwie między kwartami pięcioma punktami prowadzili Królewscy (57:62).
Real Madryt doskonale zdawał sobie sprawę, że przeciwników należy odseparować od strefy podkoszowej, lecz, mimo starań, oni zawsze znaleźli lukę, aby wcisnąć się z piłką i oddać celny rzut. Byli pod tym względem uparci do bólu. Przewaga Los Blancos była jednak wciąż aktualna i miała się dobrze (62:69).
Choć główną rolę kilkakrotnie próbowali przejąć arbitrzy spotkania, końcówka należała do koszykarzy. Była wojna nerwów, było sporo fauli taktycznych, były niecelne rzuty osobiste i łatwe punkty Jorge Garbajosy, przekreślające wszelkie starania Estudiantes.
Królewscy zaczynają od zwycięstwa, a podziękowania należą się w szczególności Carlosowi Suárezowi, który pomógł ograć swoją byłą drużynę liczbą dwudziestu jeden zdobytych punktów. O stylu gry nie można jeszcze za wiele powiedzieć, bowiem takowego nie ma. Zespół się stara, a to jest chyba obecnie najważniejsze.
79 – Asefa Estudiantes (23+21+13+22): Oliver (3), Ellis (1), Asselin (11), Welsch (12), Clark (8) – Driesen (2), Granger (10), Gabriel (16), Jasen (10), Sergio Sánchez (6).
84 – Real Madryt (23+16+23+22): Suárez (21), Reyes (14), Rodríguez (11), Fischer (4), Llull (12) – Prigioni (-), Mirotić (-), Veličković (5), Garbajosa (6), Vidal (3), Tucker (8).
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze