Przed meczem z Levante
Spotkanie w ramach piątej kolejki La Liga
Patrząc na ostatnie wyniki Realu Madryt, można zaobserwować pewną tendencją zwyżkową - z każdym kolejnym spotkaniem Królewscy zdobywają coraz więcej bramek. Sezon zaczął się od bezbramkowego remisu z Mallorcą, następnie przyszło minimalne zwycięstwo z Osasuną (1:0), później wyjazdowa wygrana z Realem Sociedad (2:1), a w ostatni wtorek wysokie zwycięstwo z Espanyolem (3:0). Nie licząc meczu w Lidze Mistrzów, bo przecież przed nami piąta kolejka, ale La Liga, piłkarze Realu Madryt wykazują się wręcz zegarmistrzowską precyzją, jeśli chodzi o regularne poprawianie wyników bramkowych. Idąc tym tropem, logicznym wydaje się być, że w dzisiejszym spotkaniu z Levante nasi ulubieńcy powinni wbić rywalowi cztery bramki. Oczywiście nie jest to zadanie niemożliwe, ponieważ na początku tego sezonu beniaminek z Walencji ma najgorszą defensywę w lidze (stracił już dziesięć bramek), ale jak wiadomo, futbolem nie zawsze rządzą zasady logiki.
Llevant Unió Esportiva założony został 9 września 1909 roku w Walencji. Wszystko jednak zaczęło się od dwóch klubów - Real Gimnástico CF i FC Levante, które w 1939 roku połączyły się, tworząc właśnie Levante UD. Sama nazwa klubu pochodzi od słowa lewanter - silnego wiatru lokalnego wiejącego z kierunku Morza Śródziemnego, który często pojawia się w okolicach stadionu zespołu. Jeśli chodzi o sukcesy klubu, nie ma ich zbyt wiele. Najważniejszymi z nich są chyba zajęcie pierwszego miejsca w Segunda División (2003/04) oraz zdobycie Pucharu Wolnej Hiszpanii (1937). Co do tego drugiego tytułu istnieją jednak pewne wątpliwości, ponieważ niektóre źródła uznają go po prostu za Puchar Hiszpanii, ale oficjalnie Hiszpańska Federacja Piłkarska takie rozwiązanie odrzuca. Obecny sezon jest dla Levante piątym w najwyższej klasie rozgrywkowej, w której najlepsze miejsce w swojej historii (dziesiąte) zajęli w sezonie 1963/64. Bardzo ciekawie wygląda natomiast statystyka dotycząca najwyższych zwycięstw i porażek. Drużyną, która zebrała od Granotes największe baty, jest FC Barcelona (5:1 w sezonie 1964/65). Natomiast swoją najwyższą porażkę Levante zanotowało w meczu z Realem Madryt (0:5 w sezonie 2004/05).
Drużyna z mającego ponad 25 000 miejsc stadionu Ciutat de València podchodzi do dzisiejszego spotkania z Królewskimi z aż siedmioma osłabieniami. Z różnych powodów na pewno nie zagrają dzisiaj wypożyczony z Manchesteru City ekwadorski napastnik Felipe Caicedo, były zawodnik Villarrealu, Javi Venta, doświadczony Juanfran, Vicente Iborra, Héctor Rodas, wychowanek Realu Madryt, Valdo oraz Miguel Pérez. Trener Luis García wyrobił się tym samym na styk z podaniem 18-osobowej kadry powołanych zawodników. Kogo zatem można wyróżnić spośród tych piłkarzy, którzy staną dzisiaj na przeciwko Blancos? Na pewno doświadczonego Sergio Ballesterosa, dobrze znanego wszystkim Asiera del Horno czy byłego bramkarza Málagi, Gustavo Munúę. Wszystko jednak wskazuje na to, że dzisiaj na bramce stanie Manolo Reina, który w poprzednim meczu z Almeríą zastąpił między słupkami swojego starszego kolegę, który w trzech pierwszych kolejkach puścił aż dziesięć bramek, po raz pierwszy w tym sezonie zachował czyste konto, a samo Levante zainkasowało trzy punkty.
Jak z kolei wygląda sytuacja w obozie Realu Madryt? Na przestrzeni tych kilku ostatnich dni najważniejsza informacja dotyczyła wymiany murawy na Santiago Bernabéu, co z oczywistych względów nie będzie mieć żadnego wpływu na dzisiejszy mecz. Wydaje się, że w Madrycie nikt nie widzi w Levante godnego rywala, który mógłby urwać Królewskim punkty, o czym najlepiej świadczy fakt, że na wczorajszej przedmeczowej konferencji prasowej José Mourinho nie otrzymał ani jednego pytania dotyczącego swojego najbliższego rywala. Zresztą sam portugalski trener jest bohaterem dzisiejszych okładek, po tym jak z zaniepokojeniem oświadczył, że niektóre zespoły oddają Barcelonie mecze bez jakiejkolwiek walki. Wobec tych wszystkich informacji Levante spadło na drugi plan, ale wydaje się, że sam Mourinho podchodzi do tego meczu bardzo poważnie, bowiem zamierza postawić dzisiaj na swoją żelazną jedenastkę. Portugalczyk na każdym kroku podkreśla, że rotacji będzie mógł dokonywać dopiero wtedy, gdy zespół będzie zgrany, dlatego teraz musi stawiać przede wszystkim na stabilizację i grę tymi samymi zawodnikami.
Nie ma wątpliwości, że Real Madryt podchodzi do dzisiejszego meczu w roli lidera (u bukmacherów kurs na to spotkanie wynosi 10 do 1,25), ale jak wiadomo, nie ma pojedynków, które same się wygrają. Jeśli jednak mielibyśmy wybierać najłatwiej zapowiadający się mecz spośród tych, jakie do tej pory rozegrano, to bez wątpienia wskazalibyśmy właśnie na Levante. Granotes nie dość, że podchodzą do tego spotkania z licznymi absencjami, to są drużyną z największą liczbą straconych bramek w La Liga (dziesięć), co kontrastuje ze statystykami Królewskich (zaledwie jedna stracona bramka). Wydaje się zatem, że Cristiano Ronaldo i Gonzalo Higuaín staną dziś przed szansą zakończenia debaty na temat ich dyspozycji raz na dobre, a wspomniane we wstępie cztery bramki wcale nie są tak odległym celem.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze