Zdrowia, szczęścia i… Madrytu!
Raúl obchodzi 33. urodziny
I ponownie nadszedł ten dzień. Niektórym koniec czerwca kojarzy się z egzaminami, innym z początkiem wakacji, a mi zaś z tym, że co roku 27. dnia tego miesiąca ponownie będę miała okazję ku temu, by cofnąć się o kilkanaście lat wstecz po to, aby i sobie, i Wam przypomnieć to, jak rozpoczynał karierę jeden z zawodników najbliższych sercom większości z nas.
Tym razem, wciąż opierając się na książce „Raúl. El futuro”, chciałabym abyśmy cofnęli się do dnia 25 października 1994. „Tamtej nocy dosłownie się w tobie zakochałem”, powiedział Raúlowi Jorge Valdano, ówczesny trener Królewskich. Real Madryt rozegrał tego dnia towarzyskie spotkanie z Karlsruhe i był to drugi mecz, w którym Raúl zagrał w pierwszej drużynie madryckiego zespołu. Siedemnastoletni wówczas Raúl zawdzięczał to swojej postawie podczas mającego miejsce 6 września tego samego roku debiutu w pierwszym składzie, w towarzyskim spotkaniu z Oviedo.
Pamiętnik Raúla, 5 września 1994
Mojej mamie zaświeciły się oczy, gdy powiedziała mi, abym podszedł do telefonu, bo chce ze mną rozmawiać Del Bosque. Byłem zaskoczony. Pomyślałem: „Co takiego znowu narobiłem?”. To była ogromna radość móc pojawić się w Ciudad Deportiva wiedząc, że odbędę trening z pierwszą drużyną. Natychmiast przypomniała mi się wtedy mina mojej mamy, gdy przekazywała mi słuchawkę, abym porozmawiał z Del Bosque. Mimo że chodziło o mecz towarzyski, już mogę powiedzieć, że miałem na sobie koszulkę pierwszej drużyny Realu Madryt i wciąż nie mogę w to uwierzyć.
Minęła podróż, nerwy i mecz; jestem z powrotem w domu, leżę w swoim łóżku i wszystko to wydaje mi się tak normalne, że aż mnie ten fakt martwi. W domu nikt nic nie rozumie. Ja udaję, że tak, ale kłamię: też za bardzo nie rozumiem tego, co mi się przytrafiło. Jednego jestem pewien: muszę dalej myśleć o tym, aby rozegrać wielki sezon w Segunda B, bo to posłuży mi jako punkt wyjścia, aby o mnie mówili… Niektórzy mówią, że w wieku zaledwie 17 lat nie mogę grać w Segunda B i to mnie motywuje. Niech się wypchają! Ja szanuję wszystkich i wiem już jakie to uczucie trenować w Ciudad Deportiva z takimi zawodnikami jak Dani, Iván, brat Alfonso, Gerardo, aby wymienić tylko kilku z tych, o których słyszy się same cudowne rzeczy, bo grają naprawdę dobrze. Wiele osób mówi o narodzeniu kolejnej Quinty del Buitre, dlatego też trzeba iść powoli i zawsze uważać, gdzie się stawia kolejny krok. Do dzisiaj słyszę ludzi rozmawiających o tym, co mówiło się o Pardezie, gdy dołączył do klubu. Był jak bóg. Ja też chcę wspiąć się tam, na samą górę, i dlatego ustawiam się najniżej jak mogę, jakbym był zerem, chociaż wierzę w siebie w każdej sytuacji. W środku wiem, że wszystko pójdzie dobrze. Ponadto, wszystko udaje mi się wspaniale: wczoraj napisałem najlepszy egzamin w swoim życiu. Nie wiedziałem nic, ale usiadłem do pisania poprawki z matematyki z niesamowitym spokojem. Aż sprawiałem wrażenie, że naprawdę coś umiałem… Koledzy patrzyli na mnie jak na Marsjanina. I myślę, że bardziej z powodu mojego zachowania na egzaminie, niż dlatego, że opowiedziałem im o wyjeździe do Oviedo.
Dużą rolę w karierze Raúla, poza debiutem w Oviedo, odegrał także chwilę później debiut w drugiej drużynie młodzieżówki Realu, w Palamós. Co ciekawe, na debiucie się skończyło, gdyż zaraz po nim Raúl został pełnoprawnym zawodnikiem pierwszego składu.
„Jedziesz do Karlsruhe z pierwszą drużyną”
To właśnie wracając z meczu w Palamós, podczas nocnego postoju w Barcelonie, gdy Raúl był o krok od zaśnięcia, otrzymał jeden z tych telefonów, które nie od razu do niego dotarły. Myślał, że może to być dowcip któregoś z kolegów żartownisiów, chcących odebrać Raúlowi kilka cennych minut snu. Tak jednak nie było…
Tym, kto przerwał drzemkę siedemnastolatka był Rafael Benítez, wówczas trener młodzieżówki Realu. Chciał zakomunikować Raúlowi kolejną przyjemną wiadomość: „Jedziesz do Karlsruhe z pierwszą drużyną”. Niewiele zajęło Raúlowi przyjęcie informacji, chociaż to, jak bardzo zszokowany był decyzją trenerów, objawiło się kilka dni później w Ciudad Deportiva. Zadał wówczas tak niemądre pytanie, że głupio poczuł się już wymawiając kolejne głoski płynących z jego ust słów: „W której szatni mam się przebrać? Tam gdzie duzi, czy w naszej?”, mając oczywiście na myśli szatnię canteranos. Co zaś najciekawsze, nie usłyszawszy odpowiedzi, powędrował samotnie do szatni młodzieżówki.
Na boisku ze swoimi rówieśnikami Raúl spędził zaledwie 5 minut. Po rozgrzewce Rafa Benítez odesłał go na boisko znajdujące się obok: tam, gdzie trenowali wybrańcy – wybrańcy z pierwszej drużyny. „Bądź silny!”, usłyszał od trenera. Po raz kolejny Raúl szalał na boisku pomiędzy Laudrupem i Redondo, szukając długiego słupka Buyo. To było ewidentnie jego miejsce, choć wewnątrz uważał, że wezwali go tylko dlatego, iż zabrakło kogoś innego. Z dnia na dzień coraz bardziej oczywistym stawał się fakt, że powód był zupełnie inny.
„Urodzony zwycięzca, odważny, inny. I to spojrzenie…”
„Patrzyłem na Raúla i nie mogłem przestać myśleć o Sergio Barjuanie, chłopaku z Barcelony, który też zadebiutował w meczu towarzyskim i w tydzień później zagrał w pierwszym składzie podczas spotkania Pucharu Europy w Turcji” – powiedział Tente Sánchez, były zawodnik Barcelony oraz reprezentacji Hiszpanii. Jego porównanie bardzo szybko okazało się trafne. W jeszcze młodszym wieku Raúl osiągał podobne wyczyny do tych, które ma na koncie Barjuán, który to w rok po debiucie w Primera División zagrał we wszystkich spotkaniach reprezentacji Hiszpanii podczas Mundialu w USA.
„Urodzony zwycięzca, odważny, inny. I to spojrzenie… Gdy towarzyskie spotkanie w Karlsruhe dobiegło końca, zapamiętałem je na zawsze. Już wtedy odbierał pierwsze skrzypce wciąż jeszcze żywym legendom: Míchelowi i Butragueńo” – stwierdził Horacio García, organizator towarzyskiego meczu Realu Madryt z niemieckim Karlsruhe. I on też miał rację. Raúl zarówno na boisku jak i poza nim, z piłką oraz bez piłki zawsze miał powód do tego, aby poklepać po ramieniu każdego i z wypiętą wprzód piersią powiedzieć: „Ja tu wciąż jestem”.
Pamiętnik Raúla, 25 października 1994
Mojego pierwszego wyjazdu zagranicę z pierwszą drużyną Realu nie zapomnę nigdy w życiu. Przede wszystkim z powodu drogi powrotnej. Ależ się ten samolot trząsł! No proszę… Teraz jestem w swoim łóżku, prawie już świta, a ja nie mogę spać bo wciąż nie wiem gdzie znajduje się mój żołądek: czy zostawiłem go w Karlsruhe, czy w tym samolocie, któremu przylot do Madrytu zajął dwie godziny dłużej niż to planowano.
[Jeśli chodzi o mecz – dop. b.p.] myślę, że rozegrałem bardzo dobre pół godziny. Niemcy są strasznie silni. Cała drużyna mi pomagała, Amavisca oddał mi nawet numer 17, gdy go o to poprosiłem. Pan Giraldez chciał mi dać 18, ale powiedziałem mu: „Proszę, niech mi pan da 17, z tym numerem na pewno coś strzelę…”.
Najlepszy był jednak mecz i sjesta. Przyjechaliśmy do hotelu i o szóstej położyłem się spać, bo o 18.30 mieliśmy jechać na stadion. Alfonso i ja zasłoniliśmy zasłony i poszliśmy do łóżka, jakby była noc. Obudziliśmy się całkowicie przypadkowo, gdy wszyscy byli już na dole. Podczas gdy się przebieraliśmy z prędkością 1000km/h, aby nikt się nie zorientował, że zaspaliśmy, Alfonso opowiedział mi, że rok wcześniej przytrafiło mu się dokładnie to samo. Zaspał z Martinem Vazquezem, jednak w ich przypadku było jeszcze gorzej: musieli wziąć taksówkę, bo wszyscy pojechali już na Riazor…
„Nie pomyliłeś się”
Jedynymi dziennikarzami, którzy mogli oglądać Raúla na żywo w Karlsruhe podczas jego pierwszego zagranicznego spotkania z pierwszą drużyną Blancos, byli José Javier Santos oraz Enrique Ortego – ówczesny komentator telewizji Tele 5, obecnie dziennikarz Marki. To on napisał wydaną 1 czerwca tego roku biografię piłkarza, zatytułowaną „Raúl, el triunfo de los valores”.
„Bije od niego niesamowita zuchwałość, bo gdy otrzymał dwie pierwsze piłki, od razu próbował wykorzystać je w sytuacji jeden na jednego”, powiedział po meczu Ortego. Swoich obaw, które objawiły się w trakcie trwania spotkania, nie ukrywał jednak Jorge Valdano. „Sprawiał wrażenie dziecka między dorosłymi mężczyznami. Bałem się, żeby go nie złamali wpół. W pewnym momencie żałowałem, że dałem mu zagrać, że nie zaczekałem myśląc logicznie o jego fizycznym rozwoju. On momentami nie wiedział, co się dzieje”. Momentami, bo w trakcie spotkania Raúl rozwiał wszelkie wątpliwości, które chwilowo pojawiły się w głowie trenera.
Podczas powrotu do Madrytu, czekając na lotnisku w Stuttgarcie na lot, José Javier Santos stwierdził: „Jak już wcześniej powiedziałem, na pewno już bardzo niedługo zobaczymy Raúla w Primera División”. Zaraz po tym, gdy padła jego wypowiedź, centrum uwagi stał się Valdano, dosłownie przykuwając do siebie trzy pary oczu, które go otaczały. „Nie pomyliłeś się”, powiedział. Już w kolejny weekend Raúl został powołany na mecz przeciw Realowi Saragossa, w którym 29 października 1994 oficjalnie zadebiutował w Realu Madryt i hiszpańskiej lidze.
W dniu 33. urodzin cała redakcja składa kapitanowi najserdeczniejsze życzenia, życząc mu jednocześnie tego, aby i swoje kolejne małe święto obchodził będąc wciąż zawodnikiem Realu Madryt. ĄFeliz cumpleańos, Capitán!
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze