Koniec ery napastników? - cz. 1.
Podróż przez taktykę w piłce nożnej z Jonathanem Wilsonem
Fernando Torres - jeden z ostatnich przedstawicieli ginącej rasy?
Jonathan Wilson jest felietonistą brytyjskiego The Guardian i autorem książek poświęconych taktyce w futbolu.
----------------
Futbol bez klasycznych napastników? Może wydawać się to nieprawdopodobne, ale Carlos Alberto Parreira, trener Brazylii na zwycięskich dla niej Mistrzostwach Świata w USA w 1994 roku, przewiduje, że w przyszłości dominującą formacją będzie 4-6-0. Taką uwagę poczynił już siedem lat temu, podczas międzynarodowej konferencji trenerów odbywającej się w Rio de Janeiro. Tak, wtedy również wszyscy byli zaskoczeni.
Owszem, trendy w piłce nożnej zmieniają się nieustannie. Lata temu skrzydłowi mieli status półbogów. Później o nich zapomniano, aby z czasem wrócić do gry skrzydłami. Podobny proces przechodzili rozgrywający. Ale napastnicy? I to środkowi napastnicy? Czy futbol może w ogóle przeżyć bez środkowego napastnika, lub bez rozpoznawalnej linii ofensywnej?
Odpowiedź przyszła w finale Ligi Mistrzów w 2008 roku. Manchester United wygrał jeden z największych turniejów piłkarskich na świecie nie korzystając z wyraźnie wyodrębnionego napastnika. A więc jednak można.
Manchesterski radykalizm w kwestii podejścia do pozycji napastnika jest wyjątkowy i bardzo rzadko spotykany, ponieważ niezmiernie trudno jest grać efektywnie bez klasycznego napastnika. Sporo czasu potrzeba, aby w grze zespołu pojawiła się wymagana płynność i zrozumienie. Na Euro 2008 nikt nie zdecydował się na grę bez napastnika. W końcu każda reprezentacja dysponuje ograniczoną ilością sesji treningowych, nie ma więc wielu okazji, aby system dopracować. Lecz i tak dało się zauważyć trend wiodący ku zanikaniu napastników na boisku.
Z szesnastu zespołów występujących na boiskach Austrii i Szwajcarii mniej niż połowa zdecydowała się na grę dwoma napastnikami. I pomyśleć, że w pierwszym w historii meczu międzynarodowym, pomiędzy Szkocją i Anglią w 1872 roku, udział wzięło aż trzynastu napastników! Inna sprawa, że spotkanie zakończyło się wynikiem 0:0. Jak widać, ilość napastników na boisku niekoniecznie musi przekładać się na ilość zdobytych bramek.
W 2006 roku AS Roma grała ustawieniem 4-1-4-1 szybko przechodzącym w 4-1-5-0. Francesco Totti, w pierwszym systemie był typowym trequartistą, operującym pomiędzy pomocą a atakiem, dogrywający piłki napastnikom. W drugim systemie, bez nominalnego napastnika, cofał się głębiej, prowadził piłkę, przytrzymywał ją, tworząc w ten sposób miejsce dla partnerów z ataku. Chociaż Manchester United pobił AS Roma 7:1 w ćwierćfinale Ligi Mistrzów w kwietniu 2007 roku (Romę grającą wtedy bez Tottiego), Sir Alex Ferguson wiedział, że powinien podążyć sposobem gry Rzymian w ataku - bez wyraźnie wyodrębnionego napastnika. Szkot miał już za sobą zmianę stylu gry wywołaną refleksją nad sposobem gry przeciwnika. Upokarzająca porażka z Realem Madryt w kwietniu 2000 roku spowodowała odejście od stylu 4-4-2.
Przez większość sezonu 2007/08 Ferguson ustawiał Wayne'a Rooneya jako teoretycznie najbardziej wysuniętego napastnika. Lecz Anglik bez przerwy schodził do środka boiska i grał, jak to mawiał Sir Alex, "aż zbyt niesamolubnie".
Piłkarska inteligencja Rooneya i Téveza, ich ruchliwość i dobre zrozumienie dawały Cristiano Ronaldo ogrom wolnej przestrzeni, dzięki czemu Portugalczyk zdobył aż 42 bramki w tamtym sezonie. W zasadzie system United wyglądał jak 4-2-4-0. Czasami, zwłaszcza w Europie, Ferguson wystawiał dodatkowego środkowego pomocnika. Wtedy Ronaldo grał w centrum formacji ataku w systemie 4-3-3.
Środkowy napastnik w typie Ronaldo z tamtego Manchesteru to w w futbolu żadna nowość. W pierwszej połowie lat trzydziestych wielkie sukcesy osiągał austriacki Wunderteam, którego środkowy napastnik, Mathias Sindelar, bardzo często atakował z głębi pola, zamiast czekać na piłki w polu karnym rywala. W 1945 roku zachwycał Anglię tak samo grający Wsiewołod Bobrow, podczas gościnnych występów z Dynamem Kijów. A najlepszym przykładem na wykorzystanie głęboko grającego środkowego napastnika jest gwiazdor wielkich Węgier lat pięćdziesiątych - Nándor Hidegkuti.
W 1953 roku Węgrzy zatrzęśli Anglią, bijąc ją na Wembley 6:3. "Ten mecz był dla mnie tragedią", mówi środkowy obrońca Anglików Harry Johnston. "Byłem totalnie bezsilny, nie potrafiłem zrobić czegokolwiek, by zmienić tamten stan rzeczy." Gdy Johnston wędrował za Hidegkutim w kierunku środka pola, w centrum angielskiej obrony powstała wielka luka. Gdy zostawiał go samego, Węgier biegał sobie bezkarnie. Przy okazji strzelił Anglikom trzy gole w tamtym meczu.
Odpowiedzią na głęboko grającego środkowego napastnika było krycie strefowe. Za jego prekursora uważa się Zezé Moreirę, trenera Brazylii w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych. Tak, trenera Brazylii. Mit mówiący o tym, że Brazylijczycy to wybitni artyści futbolu i miłośnicy taktycznej wolności jest bowiem godny pożałowania. Historia taktyki to walka o znalezienie złotego środka pomiędzy płynnością ataku i solidnością defensywy. Na zwycięskich dla Canarinhos Mistrzostwach Świata w 1958 roku Pele i Garrincha cieszyli się tak wielką ofensywną swobodą, ponieważ pozwalała im na to formacja obrony zespołu. Brazylijczycy już wtedy z powodzeniem stosowali linię defensywną złożoną z czterech piłkarzy kryjących strefowo. Reszta świata nadal grała trójką obrońców w systemie W-M.
Lata 1930 - 1950 to początki systematyzowania futbolu. Zdano sobie sprawę, że piłka nożna to nie tylko pojedynki indywidualne, a coraz mocniej kwestia jak najlepszego ustawienia zawodników. Prapoczątek tych początków? Lata trzydzieste, Szwajcaria, klub Servette FC. Jej ówczesny trener, były reprezentant Austrii Rene Kaplan, szukał sposobów, aby półamatorskie Servette nie przegrywało bezustannie z silniejszymi rywalami. Wprowadził pozycję libero - zawodnika ustawionego przed trzema obrońcami, który osłaniał ich przed atakami przeciwników. Nakazał także swemu zespołowi, aby pozwalał rozgrywać piłkę rywalom i spokojnie na nich czekać. Podobne myślenie doprowadziło później do powstania włoskiego catenaccio.
W latach sześćdziesiątych poprawiła się wiedza o sposobach odżywiania i przygotowaniu fizycznym zawodników. Wielki Moskwiczanin, trener Dynama Kijów Wiktor Masłow, wprowadził do gry pojęcie pressingu. Można powiedzieć, że wtedy właśnie rozpoczęła się era nowoczesnego futbolu. Drużyna Masłowa atakowała rywali, aby wejść w posiadanie piłki, a zarazem natychmiast wypełniała luki we własnym ustawieniu, wynikłe z wywierania pressingu na przeciwniku. Ten rodzaj futbolu rozwinął kolejny trener kijowskiego Dynama, Walery Łobanowski oraz niemniej sławny Holender, Rinus Michels w amsterdamskim Ajaksie. Tam styl gry tworzył się wraz z dorastaniem młodych piłkarzy, którzy grali ze sobą od małego. W Dynamie był efektem ciężkiej pracy. Łobanowski to pionier stosowania technologii komputerowej w zawodzie trenera. Styl narzucił piłkarzom prawie siłą. Wprawdzie różnice w ideologiach panujących w Ajaksie i w Dynamie były nader widoczne, to oba zespoły grały wręcz identycznie...
Część druga artykułu.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze