Euroliga: Porażka w Izraelu
Pierwsza przegrana koszykarzy w tym roku
W styczniu koszykarze Realu Madryt odnosili same zwycięstwa, zaś luty zaczynają od niepowodzenia; i to istotnego, bowiem poniesionego w Eurolidze. Maccabi Electra skutecznie obroniła swój teren (81:76), nie pozwalając gościom na odskoczenie w grupowej tabeli.
W kadrze na wyjazd do Izraela zabrakło kapitana zespołu, Felipe Reyesa, mającego w ciągu ostatnich dwóch dni problemy z mięśniem brzuchatym łydki. Klubowi medycy zalecili Hiszpanowi przerwę, głównie z tego względu, iż przechodził on już poważną kontuzję tegoż samego mięśnia. Nie w pełni sprawny był także Louis Bullock, wciąż trenujący z bólem palca wskazującego w prawej, rzucającej dłoni. On jednak wybrał się w podróż na wschód kontynentu, lecz na parkiecie spędził niespełna trzy minuty.
Koszykarze Maccabi stronili z początku od mocnego krycia. Mając więcej swobody na obwodzie, przyjezdni szukali długich wymian piłki, kończących się czystymi pozycjami rzutowymi. Rywale pragnęli temu zapobiec, jednak na próżno – wydaje się, że w rozrzucaniu obrony podopieczni Ettorego Messiny powoli stają się specjalistami. Gospodarze mieli zgoła odmienny sposób na grę: pchali się pod kosz.
Konfrontacja obu stylów gry wyszła na korzyść graczy Maccabi, którzy, po wygranej przez Real Madryt pierwszej kwarcie (18:16), przejęli inicjatywę i wynik spotkania. Stało się tak za sprawą częstych przewinień gości w walce pod obręczą, co kończyło się na linii rzutów osobistych, skąd punkty zbierali Stephane Lasme i Chuck Eidson. Ten sposób okazał się być dochodowym, ponieważ drugie dziesięć minut zakończyło się rezultatem 41:34.
Rimantas Kaukėnas, autor siedmiu pierwszych punktów Realu Madryt po przerwie, niemal w pojedynkę zainicjował pogoń za wynikiem. Obrona Królewskich miała spore trudności z upilnowaniem zwinnych, skocznych Amerykanów, stąd też zadanie to nie było tak łatwe. Oni też – Amerykanie – niejednokrotnie popisywali się efektownymi blokami na naszych podkoszowych, co tylko zmniejszało w grze tych drugich pewność siebie i wprowadzało zdenerwowanie, przenoszące się również na kolegów z zespołu.
Odzyskanie prowadzenia było coraz bliżej, jednak nadal brakowało tych dwóch, trzech punktów. Kilka kontrowersyjnych decyzji sędziów w zestawieniu z pressingiem przeciwników sprawiło, że Los Blancos gubili kompletnie koncept gry, popełniali porażające błędy i oddalali się od wygranej. Strata sięgnęła dziesięciu punktów (64:54).
Kiedy tylko udało się opanować emocje, wiara w sukces wróciła i przez całą finałową kwartę istniała, jednak sukcesywnie zacierana była przez niesamowitego Alana Andersona. Królewskim w kluczowych momentach zabrakło koncentracji i zwykłego spokoju, co przełożyło się na słabą skuteczność i ostateczną przegraną, mimo walki do ostatnich sekund.
81 – Maccabi Tel Awiw (18+23+23+17): Eidson (18), Wisniewski (2), Pnni (2), Fischer (14), Anderson (20) – Perkins (7), Green (1), Lasme (8), Bluthenthal (9), Sharp (-).
76 – Real Madryt (18+16+20+22): Prigioni (5), Jarič (9), Kaukėnas (17), Veličković (9), Ławrynowicz (13) – Llull (5), Tomić (6), Garbajosa (12), Hansen (-), Bullock (-).
- Skrót spotkania (Euroleague.tv, ACB)
- Statystyki
- Tabela grupy F
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze