Nigdy nie zmęczy nas bicie Argentyny
Felieton Celso de Camposa Jr o ostatnim meczu Argentyna - Brazylia
Autor felietonu, Celso de Campos Jr to Brazylijczyk urodzony w São Paulo, pisarz i dziennikarz. Od siedmiu lat jest korespondentem magazynu FourFourTwo.
Znacie to uczucie, gdy oglądacie jakiś dobry film dwa, trzy razy i w końcu zaczynacie się nudzić?
Albo gdy odkrywacie jakiś pyszny deser, ale po kilku porcjach wydaje się już zwykłym i macie go dość?
Bicie Argentyny nie ma z tymi uczuciami nic a nic wspólnego.
Za każdym razem jest tak słodko, że... Brazylijczycy nigdy się nie znudzą.
Tak, na poziomie rywalizacji międzynarodowej Seleção tłucze hermanos regularnie od 2005 roku. Gdyby byli zwykłymi pokonanymi, pewnie nie chełpilibyśmy się tak teraz i sławili kolejny triumf.
Ale nie, oni nadal przed każdym meczem podkreślają, że są równorzędnym rywalem. Przed każdym meczem powtarzają, że to jest ten dzień!
Za każdym razem twierdzą, że posiadają kolejną, szczególnie zabójczą broń, jaka zada nam wielki ból, a godzina rewanżu nadeszła!
Uparte wapniaczki, trzeba im to oddać. W końcu, zawsze jest jeszcze bardziej śmiesznie.
Brazylijczycy dziękują przyjezdnym kibicom.
Najpierw był Tévez. Nowy Maradona. Nawet nas nie połaskotał.
Potem sprowadzili z powrotem Verona i Riquelme. Bezsens.
Chwila! Jest Messi Najnowszy Nowy Maradona! Ten jest fantastyczny, zobaczycie.
Hmm... no to zobaczyliśmy. Nie jest wystarczająco dobry. Przynajmniej nie na tyle, by doprowadzić Brazylię do porażki w superclásico.
(Kilka słów o Messim. On naprawdę bardzo potrzebuje przenieść swe występy z Barcelony do reprezentacji. Ostatnią rzeczą jaką chce, to mieć przypiętą łatkę "gracza tylko klubowego". To klątwa, jaka powoli pochłaniała Ronaldinho. Popatrzcie, gdzie jest teraz, jeden z najbardziej utalentowanych piłkarzy dekady. Jest różnica pomiędzy rządzeniem w meczach z Peru czy Boliwią podczas turnieju olimpijskiego, a walką z prawdziwymi mężczyznami).
Argentyńczycy podjęli ostatnią desperacką próbę i wezwali na ławkę Boga.
Niebezpieczeństwo Ostateczne, Maradona we własnej skórze, w pułapce na myszy w Rosario.
W wigilię meczu Tévez bawił się w proroka: "Brazylijczycy są przerażeni." Wow.
Żarty na bok. Jak było, każdy widział. Łatwe, jak policzenie do trzech, zwycięstwo. Znowu.
Hmm, to nie skończy się dobrze.
I Brazylijczycy zapewnili sobie awans na afrykański Mundial w sposób najsłodszy z możliwych: my jedziemy do Ameryki Południowej, oni jadą... gdzieś na południe.
W Rosario piłkarze brazylijscy mieli też okazję cieszyć się z udanego osobistego rewanżu. Gdy potykali się z Argentyną w pierwszej kolejce w Belo Horizonte, padł remis 0:0, a prezydent federacji zwracał uwagę reprezentantom, aby czerpali inspirację z Messiego. Kibice na stadionie również krzyczeli "Messi, Messi", co dodatkowo ubodło Canarinhos.
Po spotkaniu w Rosario Brazylijczycy wzięli, co swoje. Nawet zazwyczaj nie nastawiony bojowniczo Kaká, tym razem dorzucił kilka słów. Zapytany, czy nie współczuje Argentyńczykom fatalnej sytuacji po porażce, gwiazdor Realu Madryt nie bawił się w dyplomatę i nie skrywając uśmiechu satysfakcji odpowiedział: "Dobrze, że to oni, a nie my".
Futbol najlepiej ukazuje to, co w rywalizacji narodów najlepsze, najgorsze i najbardziej wypełnione zazdrością.
Nie dziwi, że jest tak wspaniały.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze