Euroliga: Powtórka z rozrywki
Olympiakos 79:73 Real Madryt
W jakim stopniu można zmienić grę drużyny w ciągu niecałych czterdziestu ośmiu godzin? Joan Plaza stwierdził jasno, iż niewiele można poprawić, skorygować. Nie oznacza to jednak, że kataloński trener przed drugim pojedynkiem w Grecji złożył broń, wręcz przeciwnie - zapowiadał gotowość drużyny do lepszej gry i udowodnienia, że są w stanie wygrać na gorącym terenie w Atenach.
„Nie możemy powtórzyć tak leniwego startu" - zasugerował w przedmeczowej wypowiedzi dla Euroleague.net Louis Bullock. Czwartkowy start w żadnym wypadku nie można nazwać leniwym. Koszykarzy z Madrytu charakteryzowała wielka ochota do gry, którą stłumić, wysoką obroną i pressingiem, starali się gospodarze. To nie wystarczało, bowiem Real Madryt wyszedł na parkiet wyjątkowo zmotywowany, walcząc o każdą piłkę, co niestety przełożyło się także, oprócz dobrego wrażenia i punktów, na dużą liczbę przewinień.
Kwarta numer jeden to nic więcej, tylko wyrównana gra, kosz za kosz. W ekipie gości same pochwały trafiały na konto Felipe Reyesa, zbierającego i zdobywającego punkty za wszystkich kolegów.
Pochwalić należy bardzo ambitną postawę drużyny. To już nie był Madryt goniący wynik. Był to Madryt walczący bark w bark. Stąd strata po pierwszej kwarcie wynosiła tylko trzy punkty (18:15).
Nic jednak nie trwa wiecznie. Po tak optymistycznych dziesięciu minutach zaczęły się błędy i problemy. Ofensywne akcje skutecznie zakończyć potrafił wyłącznie, niezawodny tego dnia, Felipe, podczas gdy w obronie warunki zaczęli stawiać atakujący gracze Olympiakosu. To właśnie wspomniany kapitan utrzymywał nadzieję na podtrzymanie dobrej gry z pierwszej części meczu, mimo iż rywale dwukrotnie trafili za trzy i poczynali sobie coraz śmielej.
Reyesowi brakowało wsparcia. „Tak być nie może", pomyślał z pewnością Sweet Lou, najpierw trafiając z dystansu, po chwili skutecznie kończąc odważną wycieczkę pod kosz, a następnie zostając sfaulowanym, tuż przed oddaniem rzutu. W taki oto sposób doszło do remisu (30:30).
Obie gwiazdy madryckiego zespołu świeciły zbyt jasno. Obu zawodników przygaszono, niewychwyconym przez arbitrów, być może przypadkowym, uderzeniem w twarz. Tuż przed przerwą byliśmy świadkami wielu fauli, negatywnie wpływających nie tylko na relacje między zawodnikami, ale i na urok widowiska. Wynik nadal utrzymywał się w granicach remisu (38:36), co prognozowało jeszcze większe emocje w drugiej połowie.
Królewscy zbyt łatwo gubili krycie na obwodzie, dając przeciwnikom czyste pozycje, z których ci ochoczo korzystali. Przewaga wzrosła do dziesięciu punktów (50:40), „wzbogacając" grę gości o nieporozumienia, błędy i nieumiejętność przebrnięcia przez doskonałą obronę Olympiakosu. Gra toczyła się przeważnie na obwodzie, bowiem próżno było szukać rozwiązań pod koszem, gdzie aktywnością wykazywał się tylko Felipe.
Czwarta kwarta, tradycyjnie już, rozpoczynała się z myślą o, jakże popularnej w ostatnim czasie, remontadzie. Czy była możliwa? Czy starczy czasu, sił, umiejętności? Koszykarze nie rozmyślali, nie spekulowali - postanowili działać.
Bardzo agresywna obrona, niczym z początku meczu, a także udane podwajanie przynosiły duże efekty. Dodajmy do tego skuteczne akcje w ataku, a straty zmniejszono do czterech punktów (63:59).
Nie było miejsca na pomyłki, więc na parkiecie gościła piątka zawodników z najdłuższym stażem. Mimo iż było ich pięciu, kibice spoglądali szczególnie w stronę jednego - człowieka, który kocha takie momenty i potrafi przełamać niekorzystny wynik w końcówce.
Louis Bullock, bo o nim mowa, nie zawiódł i wziął sprawy w swoje ręce. Jedna trójka (68:66), druga trójka (70:69) i... cztery punkty z rzędu rywali (74:69). Królewskim kończył się czas, a każda kolejna akcja nosiła miano „kluczowej". Piłkę, zamiast Lou, przejął Raúl López, zdecydował się na indywidualne wejście pod kosz, licząc na szczęście i faul rywala. Ani szczęścia, ani przewinienia nie doświadczył, odbierając zespołowi szanse na zwycięstwo.
Cieszyć może postawa Realu Madryt - zawodnicy walczyli do ostatniej sekundy, mimo świadomości przegranej. Cieszyć może świetna gra najlepszych zawodników – Felipe Reyesa oraz Louisa Bullocka (kolejno 23 i 22 punkty). Cała drużyna znów jednak zawiodła oczekiwania kibiców - oprócz wspomnianej dwójki, żaden z graczy nie przekroczył granicy sześciu punktów...
Kolejne spotkanie, już w Palacio Vistalegre, odbędzie się we wtorek, o godzinie 20:45. To ostatni dzwonek na wygraną - rywalizacja toczy się bowiem do trzech zwycięstw.
79 - Olympiakos (18+20+21+20): Halperin (-), Pargo (-), Childress (2), Printezis (18), Vujcić (14) - Papaloukas (12), Greer (21), Vasilopoulos (3), Bourousis (9), Erceg (-).
73 - Real Madryt (15+21+13+24): López (4), Bullock (22), Winston (2), Massey (4), Reyes (23) - Van den Spiegel (1), Mumbrú (4), Hervelle (6), Llull (5), Tomas (2).
- Skrót spotkania (Euroleague.tv, ACB)
- Statystyki
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze