Calderóna plan B
<em>La Liga Loca</em> lubi sobie zakpić z naszego <em>el presidente</em>
La Liga Loca to forma blogu, prowadzona przez dwóch brytyjskich dziennikarzy, Tima Stannarda i Simona Talbota. Ich wpisy zamieszczane są w serwisie magazynu FourFourTwo, jednego z największych i najbardziej poczytnych magazynów piłkarskich na Wyspach Brytyjskich.
La Liga Loca lubi zakpić sobie z hiszpańskich gigantów, czy to Realu czy Barcelony. Jednym z ulubionych bohaterów jest prezydent Realu Madryt Ramón Calderón, o czym mogliśmy przekonać się choćby tutaj. Poniżej obszerne fragmenty kolejnego felietonu.
---------------------------------------
W ubiegły piątek podczas spotkania prezydenta Calderona z piłkarzami w ośrodku treningowym Realu Madryt czas dłużył się niemiłosiernie. Wspólny obiad okraszony przemówieniem prezydenta znudził ich na tyle, że co niektórzy zaczęli zasypiać. Nie było PlayStation, nie było roznegliżowanych kobiet, wiało nudą.
"Czas na plan B" - pomyślał Calderón i wyjął książeczkę czekową z napisem "Na biedne dzieci". Ten gest nawet Gutiego wytrącił z głębokiej refleksji, czy te małe ludki w jego telewizorze naprawdę żyją czy też nie.
Wspaniały pomysł prezydenta polegał na tym, że każdy z zawodników Realu otrzyma 120 tysięcy miło szeleszczących euro, jeżeli drużyna wygra pięć najbliższych meczów z Recreativo, BATE, Getafe, Sevillą i Zenitem. Tak przynajmniej sytuację przedstawiła hiszpańska prasa. (Ostatecznie piłkarze zaproponowali zwiększenie liczby meczów do siedmiu - przyp. red.)
Klub wydał komunikat, że jest to ekwiwalent pieniężny za wyjazd i rozegranie meczu na Bliskim Wschodzie podczas zbliżającej się przerwy świątecznej. Wynosi równe 2,5 miliona euro. I propozycja ta nie ma nic wspólnego z paniką, jaka wybuchła w Madrycie w związku z ostatnimi wynikami drużyny.
Ta zachęta/łapówka, jaką nazwę przyjmiecie zależy od waszego światopoglądu, nie została dobrze przyjęta w Hiszpanii. Opinia jest taka, że nie powinno się dodatkowo płacić piłkarzom, skoro i tak otrzymują potężne wynagrodzenie. "Piłkarze tacy jak Raúl, Casillas, Ramos czy Guti, gdy wychodzą na boisko, nie potrzebują takiej dodatkowej motywacji" - narzekał Tomás Roncero w niedzielnym wydaniu Asa.
Sport pisał w podobnym tonie. Jeżeli Calderón wierzy, że pieniądze rozwiązują wszystkie piłkarskie problemy, to dlaczego pozwolił Juanowi Macie odejść do Valencii, nie godząc się na 900 tysięcy euro rocznego wynagrodzenia, a zgodził się na transfer Roystona Drenthego za 13 milionów euro. Gazeta pyta także, dlaczego Robinho zarabiał mniej niż Roberto Soldado. A mogło to mieć wpływ na decyzję Brazylijczyka o przeniesieniu się do Manchesteru City.
Plan Calderona spowodował nie tylko lekceważącą reakcję prasy, ale także utrzymane w podobnym tonie wypowiedzi kolegów po fachu prezydenta Realu.
Prezydent Getafe Angel Torres, socio Królewskich, stwierdził, że "czas finansowego kryzysu i trzy miliony bezrobotnych to nie jest dobry moment na rozmowę o tak wielkich pieniądzach i to w tak łatwy sposób". Trener Athleticu Bilbao Joaquín Caparrós dodał, że mobilizowanie piłkarzy dodatkowymi pieniędzmi to jak "komunikat przez wielki megafon, że kwestie sportowe nie mają się najlepiej".
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze