Przed meczem z Baskami
Real Unión z Irún czeka
29 października 1994 roku w barwach Realu Madryt zadebiutował Raúl González Blanco. Od tego czasu minęło czternaście lat. W futbolu – wielki szmat czasu. I pomyśleć, że jedynym pucharem klubowym, jakiego Raúl w swych przepastnych gablotach nie posiada, jest Puchar Króla, czyli Copa del Rey, zwany także Pucharem Hiszpanii. Mistrzostwa kraju, Ligi Mistrzów, Superpuchary Hiszpanii i Europy, Puchary Interkontynentalne… A Copa del Rey brak. Po raz piętnasty więc El Siete stanie do walki o to trofeum, które dla Realu Madryt pozostaje niezdobytym od 1993 roku. Owszem, w międzyczasie grywaliśmy w finałach, w latach 2002 i 2004, ale wygrać się nie udawało. Czy tym razem fatum zostanie przepędzone?
A zaczniemy od wizyty w miejscowości Irún, w Baskonii, gdzie mecze rozgrywa, rówieśnik Królewskich (rok założenia 1902) Real Unión.
Real Unión Club de Irún to dla kibiców w Polsce biała plama na piłkarskiej mapie Półwyspu Iberyjskiego. Niesłusznie, skoro to klub, który zakładał rozgrywki ligowe w Hiszpanii, wraz z Athletikiem Bilbao, Realem Sociedad i Club Arenas de Guecho. Miało to miejsce w 1928 roku. Co więcej, czterokrotnie, bo w latach 1913, 1918, 1924 i 1927 Real Unión wygrywał rozgrywki o Puchar Króla. Co więcej, w drodze ku tym triumfom dwukrotnie mierzył się z Realem Madryt i dwukrotnie nasz Real ogrywał!
Ciekawym jest, że w tamtych czasach oba kluby lubiły ze sobą współpracować, czego dowodem są chociażby losy takich piłkarzy jak Luís i Pedro Regueiro oraz René Petit. Dwaj pierwsi przybyli do Madrytu właśnie z Realu Unión, ten trzeci podążył w kierunku odwrotnym. Wszyscy byli świetnymi i bardzo ważnymi dla swych drużyn zawodnikami.
W lidze hiszpańskiej te dwa sympatyzujące ze sobą kluby spotkały się osiem razy, Real Madryt nigdy nie schodził z murawy pokonany.
Złoty czas dla baskijskiego Realu Unión skończył się wraz z wybuchem wojny domowej w Hiszpanii. Piłkarze rozproszyli się po całym świecie, a klub spadł z pierwszej ligi hiszpańskiej, by aż 40 lat spędzić w Tercera División. W ostatnich latach idzie jednak ku lepszemu. Od 2002 roku zespół zajmuje miejsca w czołówce Segunda División B, a ten sezon zapowiada się dla Realu z Irún wręcz rewelacyjnie. Baskowie liderują w grupie I Segunda División B. Los Guipuzcoanos, bo taki przydomek dumnie noszą, wygrali sześć razy, trzykrotnie remisowali i ponieśli jedną porażkę. Są chwaleni za bardzo dobrze zorganizowaną grę obronną, tracą średnio pół bramki na mecz. Strzelają za to ponad jedną, a najbardziej skutecznym napastnikiem jest Sergio Francisco – trzy gole.
Tyle o Los Guipuzcoanos, teraz czas na Los Merengues. Trener Bernd Schuster powołał na spotkanie w Irún siedemnastu piłkarzy. Listę tworzą bramkarze Dudek i Codina, obrońcy Velayos, Chema Antón, Marcelo, Míchel Salgado, Metzelder i Heinze, pomocnicy Javi García, De la Red, Drenthe, Guti, Diarra i Sneijder oraz napastnicy Bueno, Higuain i Saviola. Zgodnie z przewidywaniami, kilku piłkarzy podstawowego składu Realu Madryt miło sobie odpocznie, kilku grzejących dotąd ławkę rezerwowych dostanie szansę pokazania swej przydatności dla zespołu, a trzech młodych gniewnych z Castilli - Velayos, Chema Antón i Bueno spędzi czas na meczu i treningach ze starszymi i lepszymi, przynajmniej na razie, kolegami.
Mecz jutro o godzinie 21:00 na Stadium Gal w Irún, obiekcie mieszczącym około pięć tysięcy widzów. Nasuwa się refleksja, że będzie to mecz z kategorii „wygrać i zapomnieć”, jak to zwykle w początkowych dla Los Blancos rundach Copa del Rey bywa. Patrząc jednak na piękną historię przeciwnika oraz jego powiązania z naszym klubem można zaryzykować stwierdzenie, że tak bardzo zwykle i przeciętnie tym razem nie będzie. W końcu ostatni raz spotkaliśmy się, w Irún, okrągłe 75 lat temu, w ćwierćfinale Pucharu Króla. Na wyjeździe Madryt wygrał 2:0, u siebie strzelił aż dziewięć bramek nie tracąc ani jednej.
Na koniec ciekawostka. Kto pamięta obrońcę Realu Madryt z lat 1997 – 2002, o bujnej, czarnej czuprynie, który wygrał nam dwa Puchary Europy i wraz z Fernando Hierro tworzył blok obronny drużyny za czasów jej ostatniej europejskiej świetności? Młodszy brat tego pana, o imieniu David, ubiegły rok spędził właśnie w Realu Unión i choć kiedyś był całkiem przyzwoitym strzelcem, dla klubu z Irún nie tylko ani raz gola nie strzelił, co nawet ani raz nie zagrał. Nazywa się Karanka i gra teraz dla UE Sant Andreu. A ten nasz Karanka? Na imię mu oczywiście Aitor, w historii klubu z Concha Espina 1 zapisał się pięknie, czego dowodem choćby to zdjęcie. Ktoś wie, co to za mecz? :)
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze