Kolejny odcinek męczącego serialu
Real Madryt wygrał na wyjeździe z Deportivo Alavés 1:0 po golu Eduardo Camavingi.

Eduardo Camavinga strzela gola dla Realu Madryt. (fot. Getty Images)
Tuż po meczu z Arsenalem na wyjeździe Real Madryt teoretycznie rozpoczął operację „remontada”. Szanse na sukces w rewanżu dziś raczej nie miały prawa się zmienić, niezależnie od tego, jak zagraliby Królewscy. W pierwszym składzie doszło do kilku zmian, ale ani nie było wielkich pozytywnych zaskoczeń, ani przesadnych rozczarowań.
Rozczarowaniem, ale niestety już nie zaskoczeniem, był początek meczu. Deportivo Alavés dzielnie walczy o życie w La Lidze i przy dopingu fanów dość dobrze weszło w mecz. To jednak Real miał okazję jako pierwszy. Rüdiger podał do Ardy Gülera, ale ten przegrał pojedynek z bramkarzem gospodarzy. Można by dyskutować, czy nie doszło do przewinienia, ale i sędzia główny, i VAR uznali, że faulu nie było.
Nie byli za to zgodni w 20. minucie, gdy po wrzutce Rodrygo gola strzelił Raúl Asencio. Gil Manzano zawołał Soto Grado do monitora, a po chwili trafienie było anulowane, prawdopodobnie z powodu przewinienia Rüdigera na bramkarzu. Real grał tak jak zazwyczaj w ostatnich tygodniach, ale w 34. minucie schemat złamali Camavinga i Valverde, bo… wymienili podania z pierwszej piłki. Francuz miał miejsce do strzału i oddał bardzo dobre uderzenie, z którym rezerwowy bramkarz Alavés (pierwszy pauzował za kartki) sobie nie poradził.
Wydawało się, że gol w 34. minucie powinien uspokoić całą drużynę, ale wtedy do akcji wkroczył Kylian Mbappé, który uspokoić się nie pozwolił. Jego idiotyczne, brutalne i barbarzyńskie wejście musiało skutkować czerwoną kartką. Real miał problem, bo musiał grać w dziesięciu, ale na takie ataki w cywilizowanym sporcie (ani żadnym innym) po prostu nie może być miejsca.
Nie ma się co oszukiwać: czerwona kartka to potężne osłabienie, które sprawia, że akurat dziś nie wypada krytykować drużyny za to, że nie błyszczała przy grze w osłabieniu. W drugiej połowie Real całkowicie oddał pole rywalom i skupiał się na obronie. To nie wyglądało imponująco, ale działało i dawało efekt, ponieważ w dalszym ciągu gospodarze nie byli nawet w stanie stworzyć groźnej okazji.
W porę przyszedł Manu Sánchez i… pechowe wejście. Obrońca Alavés sfaulował wychodzącego na pozycję Viníciusa, a jego korki przystemplowały łydkę Brazylijczyka, przez co Soto Grado – po raz kolejny wezwany przez VAR – wyrzucił go z boiska i pod względem liczby zawodników znów był remis. W tej sytuacji, grając po równo i z przewagą zawodnika, Real parę razy zbliżył się pod bramkę, ale nic z tego nie wynikało. Ostatecznie dowiózł wygraną do samego końca i wymęczył kolejną wygraną.
Oszczędzanie Frana na mecz z Arsenalem i Lucas strzelający z rzutu wolnego idealnie podsumowują ten mecz i ten sezon w wykonaniu Realu Madryt.
Deportivo Alavés – Real Madryt 0:1 (0:1)
0:1 Camavinga 34' (asysta: Valverde)
Alavés: Owono; Tenaglia, Mouriño, Abqar (76' Moussa Diarra), Manu Sánchez (czerwona kartka w 70. minucie); Blanco (84' Protesoni), Jordán (76' Guevara), Carlos Vicente, Carlos Martín (60' Toni Martínez), Aleñá (84' Cabanes); Kike García
Real Madryt: Courtois; Lucas, Asencio, Rüdiger, Fran García (76' Brahim); Tchouaméni, Valverde (90'+2' Ceballos), Camavinga; Arda Güler (62' Bellingham), Rodrygo (62' Vinícius), Mbappé (czerwona kartka w 38. minucie)
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze