„Szkoliłem się w Realu Madryt, ale bardziej się identyfikuję ze stylem Barçy”
Trener Celty Vigo, Claudio Giráldez, udzielił wywiadu dla dziennika AS. W jego trakcie wielokrotnie poruszał tematy związane ze swoją przeszłością w Realu Madryt. Poniżej przedstawiamy zapis właśnie tych fragmentów rozmowy.

Claudio Giráldez. (fot. as.com)
(…)
Bardzo szybko zaczął się pan wyróżniać i wyjechał pan z Celtą na turniej Brunete. Jak pan sobie radził z popularnością?
Normalnie, ponieważ patrzyłem na to jak na hobby. Myślałem sobie o tym, że mógłbym to robić zawodowo. To prawda, że porównujesz się z innymi w twoim wieku i dostrzegasz, że mniej więcej wychodzi ci to dobrze. Decyzja Celty o tym, abym pojechał z alevines na Brunete wzbudziła we mnie duże nadzieje i wtedy pomyślałem, że jestem w stanie grać na dobrym poziomie w tych kategoriach. Później zadzwoniła do mnie sekcja młodzieżowa Realu Madryt i przeniosłem się tam. Wtedy zaczynasz dostrzegać w tym wszystkim coś poważniejszego, wiesz, że musisz dawać z siebie wszystko i patrzyć na to jak na coś profesjonalnego, ponieważ wchodzisz do wielkich struktur. Szybko zaczynasz dojrzewać i widzisz, że naprawdę możesz się tym zajmować.
Jak dowiedział się pan o kontakcie z Realu Madryt?
Razem z Porriño grałem na Vigo Cup, ponieważ w tym pierwszym roku młodzieżowym nie zdecydowałem się na przejście do Celty. Prawda jest taka, że rozegrałem naprawdę dobry turniej, w finale wygraliśmy z Celtą i zostałem wybrany najlepszym zawodnikiem. Po zakończeniu finału trener poinformował mnie, że dzwonili z Realu Madryt, abym w sierpniu stawił się u nich na testach. Pojechałem tam trochę z tego powodu, aby doświadczyć czegoś nowego. Na miejscu czułem się dobrze, widziałem, że mam poziom, aby być kimś ważnym w tej drużynie i podjęliśmy decyzję, aby tam zostać. Moi rodzice przyjeżdżali w każdy weekend, zdecydowali się na ten wysiłek, który nie był czymś łatwym. To było doświadczenie, którym zapaliłem się od pierwszego dnia i w którym dostrzegłem coś ważnego w kontekście całego mojego życia.
Nie było wielu dyskusji na ten temat w domu?
Były, były. Ostatecznie rodzice uszanowali moje marzenie i zdecydowali się na wysiłek, aby być razem ze mną. Myślę, że gdyby nie mogli przyjeżdżać w każdy weekend, to byłoby to dla mnie za wcześnie. Teraz, gdy sam jestem ojcem, widzę ten akt szczodrości, jakim wykazali się wobec mnie. Ja byłem przekonany, że mogę być tam kimś ważnym i że to coś dobrego dla mojej przyszłości. Wielkim spokojem napełniało mnie to, jak tam wszystko funkcjonowało, jaką edukację nam zapewniali, jak nas traktowali w klubowych mieszkaniach.
Jak wspomina pan pierwszą noc poza domem?
To były inne czasy. Teraz jesteśmy dużo bardziej opiekuńczy wobec dzieci i wydaje się, że zawsze muszą być obok nas. Pierwsze piętnaście dni byłem razem z rodzicami i siostrą. Podchodziłem do tego naturalnie. Był tam również Pedro Mosquera, z którym znałem się z reprezentacji Galicji. To również dało poczucie spokoju mi i obu rodzinom. Nigdy nie miałem poczucia samotności. W drużynie bardzo szybko się mną zajęli, szybko nawiązałem przyjaźnie. Podszedłem do tego jak do zmiany szkoły.
Jak wyglądało życie w klubowej rezydencji?
Uczyliśmy się tam, gdzie mieszkaliśmy, czyli w SEK [prywatna międzynarodowa szkoła – przyp. red.] w Madrycie. Tam byliśmy do 16:00 czy 17:00, a następnie jechaliśmy busem na trening. Później wracaliśmy i trzeba się było uczyć. Zawsze skupiałem się na tym, aby jak najwięcej wyciągać zarówno z aspektu akademickiego, jak i sportowego, nie mając przy tym za dużo czasu na jakiekolwiek inne aktywności. Lubiłem się uczyć, dobrze mi to szło i widziałem też, że muszę się pod tym względem rozwijać. Gdybym coś zawalił, to rodzice od razu by mnie ściągnęli z powrotem. Przy tym wszystkim również dobrze się bawiłem i miło spędzałem czas z kolegami ze szkoły.
Widział pan z bliska Los Galácticos. Jak to wyglądało?
Prawda jest taka, że był to dla mnie zupełnie nowy świat. Wszystkie gwiazdy, które widziałeś w innych drużynach, kończyły w Realu Madryt. Ja przyszedłem w roku Zidane'a, który był drugim wielkim transferem po Figo. Później widziałem, jak przychodzili Ronaldo, Beckham, Owen… Świetnie się bawiłem jako kibic na wielu meczach, a później miałem również to szczęście, aby trenować z pierwszym zespołem pod koniec tamtej epoki z Sergio Ramosem, Robbenem, Sneijderem…
Opuścił pan Real Madryt, aby przejść do Atlético, a następnie wrócić do Galicji. Jak wyglądał ten proces?
To były dwa lata, w ciągu których miałem opcje, aby podjąć jak najlepsze decyzje i jednocześnie znaleźć odpowiednią drogę do zawodowego futbolu. Podjąłem takie decyzje, które z perspektywy czasu nie okazały się najlepsze dla mojej kariery. Gdy opuściłem Real Madryt B, to miałem możliwość powrotu do Celty B, ale ze względu na szkołę wolałem zostać w Madrycie. W kolejnym okienku miałem już pewność, że chcę wrócić do Galicji, ponieważ mogłem to wszystko już ze sobą połączyć. Tęsknota za domem sprawiła, że postanowiłem wrócić. Były dwie drogi – akademicka i osobista. I to z tego względu nie podjąłem najlepszych decyzji i nie wykorzystałem możliwości na poziomie sportowym. To ja jestem odpowiedzialny za te decyzje. Mogłem zrobić więcej, aby być lepszym piłkarzem. Ta nauka posłużyła mi temu, aby doradzać młodym.
Szkoda panu, że nie miał pan ostatecznie lepszej kariery piłkarskiej?
Szczerze mówiąc, zawsze widziałem u siebie pewne braki pod względem fizycznym. Niektóre można było poprawić, a inne nie. Byłem wolny, niezbyt silny w bezpośrednich starciach. Nigdy nie wiadomo. Jestem zadowolony z mojej kariery, którą zakończyłem w wieku 30 lat, ponieważ sam tego chciałem. Byłem w stanie żyć futbolem do 30. roku życia, byłem w stanie przejść naukę na trenera, teraz jestem trenerem w zawodowym futbolu… Nie mogę prosić o więcej. Możliwe, że żałuję tego, że zbyt szybko przeniosłem się do Madrytu ze względu na to, ile przegapiłem czasu spędzonego z rodziną. Dużo o tym myślałem, gdy zmarł mój ojciec, ale podejmujesz takie decyzje myśląc o swoim życiu i one wszystkie składają się na to, jakim jestem człowiekiem.
(…)
Czy jakiś trener szczególnie pana naznaczył?
Gdybym miał wskazać dwóch, to byliby to Alejandro Menéndez i Abraham García. Z Abrahamem pracowałem w Realu Madryt i w Atlético, a Alejandro miałem w Realu Madryt, a później również w Celcie. Gdy on trenował drugi zespół, ja prowadziłem cadete i byłem jego analitykiem. To dwie osoby, od których nauczyłem się najwięcej pod względem piłkarskim, ludzkim i w kwestii zarządzania.
Jest pan z pokolenia, które dojrzewało z Cruyffem, a pan jest porównywany do Guardioli. Kto jest dla pana odnośnikiem?
Wskazałeś dwa bardzo ważne nazwiska. Wpływ Cruyffa na futbol był jednym z kluczowych momentów. W sercu został mi etap Luisa Enrique. Myślę, że zmienił bardzo dużo rzeczy w klubie, cały sposób jego pracy. Obserwowałem również Del Bosque, u którego podziwiam jego sposób zarządzania, jego naturalność i spokój. To wielki odnośnik. Powiedziałbym ci, że Guardiola, Luis Enrique, Unzué, Coudet, który jest pierwszym trenerem z Primera División, z którym miałem dużo czasu na wspólne rozmowy.
Szkolił się pan w Realu Madryt, ale naznaczyli pana trenerzy ze szkółki Barçy.
Bardziej się identyfikuję z tym stylem gry i z tą formą podejścia do szkółki. Jest bardziej podobna do tej, jaką mamy tutaj i do tego, w co wierzę. Z Realu Madryt wskazałem ci Del Bosque, ale mógłbym też powiedzieć, że Ancelotti czy inni trenerzy, którzy pod innymi względami również byli świetni i niezwykle wartościowi dla klubu. Czy Simeone i inny typ trenerów. Szanuję każdy styl gry, a utrzymywanie się tyle czasu w elicie jest godne podziwu. Obyśmy byli w stanie zrobić chociaż połowę tego, co osiągnęli oni.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze