Tu nie ma co trenować…
„Przyszedł mecz półfinałowy z Australią. Trener powtarzał, że nie możemy dostać od gości, którzy na co dzień kopią się z kangurami”. ~ Wojciech Kowalczyk

Real Madryt trenuje. (fot. Getty Images)
Villarreal – Real Madryt: Przewidywane składy
„Dobry trener, ale z jedną wadą – nie ma wyników”, powiedział o nim niegdyś Kazimierz Górski. Kunszt trenerski świętej pamięci Janusza Wójcika do dziś może stanowić temat to długich dyskusji, podczas których trudno byłoby dojść stronom do porozumienia. Mimo wszystko to za jego kadencji Polacy sięgnęli po olimpijskie srebro w piłce nożnej podczas Igrzysk w Barcelonie. Dość powiedzieć, że na kolejny krążek w sportach drużynowych czekaliśmy 32 lata, aż do zeszłego roku, gdy siatkarze w finale ulegli Francuzom.
Niezależnie jednak od tego, co sądzić o zawodowych osiągnięciach Wójcika, nikt nie mógł odmówić mu, że był urodzonym gawędziarzem. Zawarte w jego autobiografii opowieści dotyczące pobytu na Bliskim Wschodzie w zależności od źródeł zawierały w sobie między 5-10% prawdy, ale nie to było w tym najważniejsze. Najistotniejsze było to, że są barwne. Podobnie zresztą, jak jego cytaty, które nierzadko powtarzane są do dziś.
„Kiełbasy do góry i golimy frajerów!”, „Miała być jazda z frajerami, ale to oni mieli być frajerami!”, tymi słowami Wójcik potrafił motywować piłkarzy w przerwie. „Nie jestem zazdrosny, bo też nie mam czego zazdrościć temu handlarzowi cytrusów”, to natomiast wypowiedź po zatrudnieniu Jerzego Engela w roli dyrektora sportowego w Legii. „Mamy ludzi tworzących dzieła sztuki. Tyle że są to dzieła sztuki bez farby”, tą wręcz filozoficzną sentencją opisał zaś polskich kolegów po fachu. Dla fanów mocniejszych wrażeń zostawiamy natomiast legendarny Wójcik show w meczu Groclinu z Widzewem.
Gdyby Wójcikiem zainspirować chciał się natomiast Carlo Ancelotti, także urodzony w latach 50. poprzedniego stulecia, zapewne z chęcią sparafrazowałby bodaj najsłynniejszy cytat polskiego szkoleniowca. „Prezesie, tu nie ma co trenować, tu dzwonić trzeba”, brzmiał on w oryginale. Jako że numer do Ryszarda Forbricha od jakiegoś czasu z nieznanych powodów pozostaje nieaktywny, zamiast dzwonić, trzeba jednak po prostu latać i grać. Trenować zaś najzwyczajniej… nie ma kiedy.
Po meczu z Atlético Królewscy przed wylotem do Vila-real odbyli aż jeden trening. Nie ma się co czarować, że w tym sezonie chodzi o styl czy jakość. Przy takim natężeniu meczów liczą się wyłącznie pragmatyzm i ostateczny rezultat. Nic więcej. Trudno o bardziej dobitny dowód na potwierdzenie tej tezy niż środowe derby Madrytu w Lidze Mistrzów. Real przez większość spotkania grał po prostu źle. Bez pomysłu, bez iskry. Królewscy znów się męczyli i znów, chcąc nie chcąc, zmuszeni byli do włączenia trybu karalucha. Byle przetrwać do końca i okazać się w tej sztuce lepszym od rywala. To właśnie surwiwalowy gen, a nie gra w piłkę jako taka umożliwił nam w największej mierze awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów.
Dziś Królewscy wracają na ligowe boiska, ale tak naprawdę trudno się spodziewać, by nastawienie miało się jakkolwiek zmienić. Nie ma na to ani czasu, ani sposobności. Jedyna różnica na naszą niekorzyść polega na tym, że w konfrontacji z Villarrealem nie będziemy mogli odtrąbić sukcesu po, bądź co bądź, porażce. Chcecie stylu? Odpalcie skoki narciarskie. Chcecie widowiskowości? Polecamy NBA. W meczach Realu Madryt możecie to od czasu do czasu znaleźć, ale jeśli wymienione przed chwilą czynniki są dla was priorytetowe, to mimo wszystko o wiele łatwiej natrafić na nie gdzie indziej.
Przed godziną 21:00 znaczenie będzie miało tylko to, czy drużyna Carlo Ancelottiego dobije do okrągłej liczby 60 punktów w La Lidze. Po samobóju w ostatniej minucie, po karnym, po rożnym, po rykoszecie… To w ostatecznym rozrachunku bez znaczenia. Im szybciej przestawimy się na bycie kibicami wyniku, a nie szukania kwadratowych jaj, tym lepiej dla nas i naszego komfortu psychicznego. Pora chyba pogodzić się z tym, że inaczej, przynajmniej w najbliższym czasie, się nie da. Już pradawni łacińczycy (choć tak naprawdę mógł być to ktoś inny) nie bez racji powtarzali, że do gwiazd dochodzi się przez ciernie. Dość naiwne byłoby zresztą wymaganie cukierkowej gry zwłaszcza dziś, gdy za sobą mamy morderczy bój z Atlético, a na wyjeździe przychodzi nam się mierzyć z 5. zespołem La Ligi.
Gdybyśmy mieli opory przed nazwaniem starcia z Villarrealem kluczowym dla losów mistrzostwa Hiszpanii, to mimo wszystko nie wypadałoby się nie zgodzić, że jest ono co najmniej bardzo ważne zwłaszcza z jednego powodu. W niedzielę dojdzie bowiem także do konfrontacji Atlético z Barceloną. Jeśli więc dobrze główkujemy, a chyba tak, to ktoś z dwójki naszych bezpośrednich rywali w walce o mistrzostwo, a być może nawet i obaj, straci punkty. O lepszą okazję do odkucia się za ostatnie potknięcia na krajowym podwórku będzie więc naprawdę trudno.
No to jak, panowie, kiełbasy do góry…
* * *
Mecz z Villarrealem rozpocznie się dzisiaj o godzinie 18:30, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale CANAL+ Sport w serwisie CANAL+ Online.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze