Drenthe: Mourinho nie miał jaj powiedzieć mi, żebym odszedł
Royston Drenthe, piłkarz Realu Madryt w latach 2007–2010, udzielił w czwartek wywiadu w podcaście The Wild Project prowadzonym przez Jordiego Wilda. W rozmowie Holender bez ogródek opowiedział o swoim życiu poza boiskiem podczas pobytu w Madrycie, relacji z Gutim, imprezach z Higuaínem oraz konfrontacjach z Mourinho i Messim.

Royston Drenthe. (fot. Getty Images)
– Transfer do Realu Madryt? Zanim trafiłem do Realu, chciała mnie Barcelona, a także Chelsea, ale chcieli, żebym został jeszcze rok w Feyenoordzie, a ja chciałem odejść od razu. Dlatego zdecydowałem się na Real, bo choć prawie cała moja rodzina kibicowała Barcelonie przez Ronaldinho – w Holandii śledzi się Barçę bardzo uważnie – to Ronaldo wciąż grał w Realu i nadal był królem. Chciałem grać tam, gdzie Beckham, Ronaldo i Zidane. W Holandii nazywają mnie legendą tylko dlatego, że zagrałem w Realu Madryt. Dlatego odrzuciłem Barcelonę – wiedziałem, że Real to klub z wielką historią.
– Życie poza boiskiem? Bardzo lubiłem życie, nie skupiałem się wyłącznie na karierze w Realu. To była wybuchowa mieszanka, bo jeśli grasz na niższym poziomie i wiadomo, że często wychodzisz na imprezy, ludzie cię nie szanują. W mojej dzielnicy nikogo to nie obchodziło – wiedzieli, że nawet jeśli się bawiłem, to potem dobrze spisywałem się na boisku. Ale w Realu to nie działa w ten sposób. Dziś powiedziałbym sobie z tamtych lat: jeśli pijesz alkohol, nie możesz grać w piłkę. Gdy miałem 25 lat, nie rozumiałem, że w wieku 30 lat będę gorszym piłkarzem przez to, że tak często imprezowałem.
– Debiut? To było niesamowite, mam ogromny sentyment do gola, którego strzeliłem w debiucie – czułem się wtedy jak król świata. To fantastyczne uczucie. Na początku wszystko było świetnie, życie w Madrycie było wspaniałe – jeśli wygrywałeś, szedłeś na kolację, jeśli nie, to też szedłeś, było mnóstwo imprez, rozrywek i życia. Mam świetne wspomnienia z Realu i nadal dobrze się dogadujemy. Niedawno byłem na Bernabéu i Chendo podarował mi bilety.
– Mourinho i odejście z Realu? Podczas okresu przygotowawczego w Los Angeles graliśmy z Marcelo. Marcelo doznał kontuzji i musiałem rozegrać całą przedsezonową kampanię. Wszystko szło dobrze. Nie wiem, dlaczego zdecydowali się sprowadzić Coentrão. Mourinho powiedział mi: „Jeśli będziesz tak trenować, nie masz się o co martwić”. Wszystko było w porządku. Ale w ostatnich trzech dniach zgrupowania przyszedł do mnie Valdano i powiedział, że najlepiej będzie, jeśli odejdę. To nie była decyzja trenera, to Valdano mi to oznajmił. Mourinho nie miał jaj mi tego powiedzieć. Powiedział, że nie miał z tym nic wspólnego. Ta przygoda skończyła się w smutny sposób, ale mam dobre wspomnienia, bo wiele się wtedy nauczyłem.
– Gra w Evertonie? To był szczyt mojej kariery, rozegrałem mnóstwo meczów. Wiedziałem, że dzięki mojemu talentowi zawsze będę grał, chyba że zatracę się w nocnym życiu, oczywiście.
– Pierwsza pensja? Od razu kupiłem sobie dom, który spłaciłem w pięć lat. Tak, byłem osobą, która lubiła luksusy – lubiłem kupować ubrania i samochody. Spełniłem swoje dziecięce marzenie i kupiłem sobie porsche. Ale to nie ten samochód rozbiłem – to był jeden z klubowych pojazdów, który pożyczył mi Real. Wjeżdżali strażacy, próbowałem ich ominąć i zderzyłem się z radiowozem. Proces trwał rok, ale wygrałem sprawę. Gdybym był zwykłym robotnikiem, pewnie nie skończyłoby się to dla mnie tak dobrze, ale byłem piłkarzem Realu.
– Gra w Rosji? Koledzy z drużyny uwielbiali wódkę – nawet trener ją lubił. Pili kieliszek przed meczami. Ja jednak wolałem whisky niż shoty wódki. Tam to było normalne. W Turcji, na przykład, normą było palenie papierosów pod prysznicem po meczu.
– Gra w Murcji? Dobre jedzenie, dobre życie, fajne lokalne imprezy, a dziewczyny w Murcji są piękne.
– Konfrontacja z Messim? Podczas meczu przeciwko Barcelonie, gdy grałem w Hérculesie, Messi nazwał mnie „je**nym czarnuchem”. Później powiedział mi, że argentyńscy piłkarze mówią tak do siebie nawzajem i dla nich to normalne – na przykład mówili tak do Garaya, a jemu to nie przeszkadzało. Ale muszą zrozumieć, że dla kogoś takiego jak ja to było nie do zaakceptowania. To nie to samo, gdy mówi to kolega na treningu, a gdy słyszysz to od rywala. Nigdy więcej o tym nie rozmawialiśmy, sprawa się rozeszła. Bardzo go szanuję, bo był jednym z najlepszych piłkarzy na świecie.
– Rytuał przed meczami? Kiedy grałem w Realu, oczywiście nienawidziłem Barcelony. My, jako madridistas, tydzień przed Klasykiem wieszaliśmy w szatni plakaty z piłkarzami Barcelony, różne rzeczy związane z Messim… i rzucaliśmy w nie rzutkami.
– Relacja z Gutim? Guti był dla mnie świetnym mentorem, zarówno na boisku, jak i poza nim. To, co potrafił zrobić w środku pola, było czymś, czego nigdy nie widziałem nawet u Cristiano. Był dla mnie jak brat.
– Rasizm w hiszpańskim futbolu? Ja nie doświadczyłem go bezpośrednio, ale rasizm wciąż jest bardzo obecny. Jeśli ktoś nie mówi mi tego w twarz, to mnie to nie obchodzi. Urodziłem się w Holandii, mam holenderski paszport i nie spotkałem się z tym zbyt często, ale dostrzegam to, zwłaszcza w kontekście moich dzieci. Moja najmłodsza córka bardzo się tym przejmuje.
– Imprezowe życie? Nigdy nie wychodziłem na imprezę tuż przed meczem, ale dwa, trzy dni wcześniej już tak. Ukrywałem się i wymykałem tylnym wyjściem, bo gdyby ludzie mnie zobaczyli, zrobiłaby się afera. Nie miałem wtedy świadomości, żeby pomyśleć: „To ważne tygodnie, nie mogę imprezować”. A jeśli Guti mnie zapraszał, to już w ogóle nie potrafiłem odmówić. Zdarzało się, że szedłem na trening prosto z imprezy. Nie było to aż tak trudne, bo po meczu zawodnicy, którzy grali, mieli lżejsze zajęcia – jacuzzi, regeneracyjne ćwiczenia. Dało się to przetrwać. Ale prawda jest taka, że czasami byłem tak pijany, że ledwo trzymałem się na nogach. Bywały momenty, gdy czułem się jak zombie i musiałem ukrywać się przed trenerem, żeby tego nie zauważył. Czasami też zarywaliśmy noce, grając na PlayStation. Największymi maniakami Call of Duty byli Pepe i Marcelo – nawet spali razem, bo grali do późna. Reszta miała osobne pokoje.
– Największy imprezowicz w Realu Madryt? Najczęściej organizowałem imprezy u siebie. Higuaín był największym fanem takich zabaw, zawsze pytał, kiedy znowu coś zorganizuję. Guti też często wpadał. Cristiano? On był inny – nigdy się nie pojawił.
– Dzieci i rodzina? Nie chciałem poświęcać całego życia tylko sportowi, choć teraz staram się to wpajać moim dzieciom. Mam ich ośmioro i choć sam nie prowadziłem idealnego życia, staram się uczyć je właściwych wartości. Moja 15-letnia córka gra w piłkę – nigdy nie przypuszczałem, że będzie aż tak dobra. Jestem pewien, że odniesie sukces nie tylko dzięki talentowi, ale przede wszystkim dzięki mentalności. Daję moim dzieciom po 100 euro miesięcznie, ale staram się wychowywać je w skromności. Moja mama często mi wypomina moje dawne wybory i złe nawyki – jest moją bratnią duszą.
– Życie po piłce? Myślałem, że kiedy zakończę karierę, moja popularność spadnie, ale nie – nawet gdy jadę do innych krajów, ludzie znają mnie tam bardziej niż tutaj.
– Najlepszy piłkarz na świecie? Bardzo szanuję Messiego, bo wszyscy widzieliśmy, czego dokonał w futbolu – to coś niesamowitego. Ale liczby nie kłamią – Cristiano zaraz dobije do 1000 goli, Messi nie może tego powiedzieć. Gdybym miał wybrać jednego… postawiłbym na Gutiego. Mój obecny idol? Vinícius Júnior – to niesamowite, jaką gra szybkością. Bardzo lubię też Rodrygo. Nadal kibicuję Realowi, w przeciwieństwie do moich kuzynów, ale klubem mojego życia pozostaje Feyenoord.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze