Advertisement
Menu
/ relevo.com

„Jak bardzo się boję być z Madrytu i grać na El Sadar”: czyli długa historia trudnych meczów w Pampelunie

„Zawieszone mecze, zamknięcia stadionu, masowe rzucanie przedmiotami, wśród których znalazły się oliwiarka i prosiak w białej koszulce z numerem 7 Juanito”, zapowiada swój tekst na łamach Relevo Enrique Ortego. Przedstawiamy jego pełne tłumaczenie.

Foto: „Jak bardzo się boję być z Madrytu i grać na El Sadar”: czyli długa historia trudnych meczów w Pampelunie
Cristiano Ronaldo, Javad Nekouman i Patxi Puñal podczas meczu na El Sadar w 2010 roku. (fot. Getty Images)

Media mają czasem zgubny nawyk grzebania w błocie przeszłości, zwłaszcza gdy nadarza się ku temu odpowiednia okazja. Wydaje się niemal, jakbyśmy dostawali anonimowe zaproszenie do nurzania się we wspomnieniach i wydarzeniach, które nierzadko bardziej przypominają brudne kulisy sportu niż czystą rywalizację na boisku. Mając tego świadomość, nie mogę się jednak powstrzymać przed przeniesieniem do trzeciej dekady XXI wieku „wojennych opowieści” z lat 80. XX wieku, które nieodłącznie towarzyszyły starciom Osasuny z Realem Madryt.

Jedno z najbardziej grząskich i lepkich bagien „innej” strony hiszpańskiego futbolu znajdowało się na starym stadionie El Sadar. „Jak bardzo się boję, jak bardzo się boję, być z Madrytu i grać na El Sadar” – to było hasło bojowe, początek wszystkiego. Gdy Osasuna wróciła do Primera División po 17 latach przerwy, rywalizacja między nią a Realem Madryt nabrała jeszcze większej intensywności, przebijając tradycyjne animozje z Saragossą czy Logroñés. Dlaczego? Trudno powiedzieć, w którym momencie dokładnie pojawiła się ta iskra. Oba kluby miały zupełnie inne cele w tabeli, a nawet Królewscy wielokrotnie sprowadzali zawodników z Osasuny, jak Alsúa, Pachín, Félix Ruiz, Zoco czy Serena.

Podejrzewa się, że ta niechęć mogła mieć swoje źródło w sezonie 1962/63, kiedy Osasuna spadła do Segunda División. W przedostatniej kolejce Real Madryt, mając już zapewniony tytuł mistrza, przyjechał na stary stadion San Juan i zremisował 1:1. W Pampelunie zawsze uważano, że Królewscy mogli się wtedy mniej przykładać. Prawdopodobnie fakt, że Osasuna wróciła do elity dopiero w sezonie 1979/80, dodatkowo potęgował narosłą frustrację. A kiedy w końcu awansowała i wznowiła rywalizację z Realem, atmosfera na El Sadar stała się coraz bardziej napięta.

Nie chodziło jedynie o wrogą atmosferę na trybunach – na boisku Osasuna rywalizowała z Realem jak równy z równym, niemal jak Barcelona czy Atlético. W ciągu dziesięciu sezonów, grając u siebie, potrafiła wygrać z Królewskimi pięć razy, dwukrotnie zremisować i tylko trzy razy przegrać. Nie sposób jednak mówić o tej nagłej rywalizacji bez wspomnienia najbardziej radykalnej grupy kibiców Osasuny – Indar Gorri (Czerwona Siła). To oni podsycali atmosferę, wywierając wpływ na cały stadion, a szczególną niechęcią darzyli określonych zawodników Realu, takich jak Stielike, Juanito, Buyo, Míchel, a później także Cristiano Ronaldo.

Dla Paco Buyo gra w Pampelunie była jak lądowanie w samym środku wojny w Wietnamie. Był celem zarówno słownych ataków, jak i rzucanych przedmiotów – od śrubek po petardy. Jego pozycja w bramce sprawiała, że nie miał gdzie się ukryć, a obiekty lecące z trybun często trafiały w jego ciało. Po latach Buyo nie mówi o tym z nienawiścią, ale przyznaje, że rok po „nocy petard” (28 stycznia 1989), kiedy mecz został przerwany, celowo nie pojechał na rewanż do Pampeluny za zgodą Johna Toshacka. „Lepiej zapobiegać niż leczyć” – wspominał.

Niechętnie wraca do tych wydarzeń i nie doszukuje się powodów poza sportowymi. „Ten klimat im pasował i powtarzali go. Wiedzieliśmy, że te mecze miały też wymiar polityczny, z czym trudno było sobie radzić. Wystarczyło spojrzeć na hasła i flagi. Mecz petardowy, który chyba najbardziej zapadł w pamięć, nie został przerwany przez arbitra – to my, zawodnicy Realu, zeszliśmy z boiska. Powiedziałem sędziemu (Socorro Gonzálezowi): «Załóż rękawice i stań na bramce, ja odchodzę». Kiedy przekroczone zostają pewne granice, arbitrzy muszą reagować, a skoro tego nie robili, jasno im powiedzieliśmy: «Albo przerywasz mecz, albo schodzimy i koniec grania». To była skrajnie wroga atmosfera. Nie wiem, czy można mówić o strachu, ale na przykład Míchel odmawiał wykonywania rzutów rożnych… Jeśli to nie był strach, to na pewno coś bardzo nieprzyjemnego. Rzucano w nas wszystkim, a konsekwencji nie było żadnych”.

Sezon 1988/89. 20. kolejka. To mógł być najdłuższy mecz ligowy w historii hiszpańskiego futbolu – trwał 96 dni. Zaczęło się 28 stycznia na El Sadar, ale mecz został zawieszony i dokończony dopiero 3 maja na La Romaredzie w Saragossie. Do momentu przerwania Osasuna prowadziła 1:0 po golu Pizo Gómeza. W dokończonej części Hugo Sánchez doprowadził do remisu. Był to Real Madryt z Quintą del Buitre, lider tabeli, mierzący się z niepokonaną u siebie Osasuną.

Już w drugiej minucie Buyo został obrzucony przedmiotami, które przelatywały nawet przez ochronną siatkę za bramką. Za każdym razem, gdy zbliżał się do pola karnego, spadały na niego pomarańcze, metalowe elementy i przede wszystkim petardy. Gol Pizo Gómeza tuż przed przerwą jeszcze bardziej podgrzał atmosferę, a na boisko poleciały kolejne „fajerwerki”. Jeden z nich trafił Buyo w nogę.

Sędzia Socorro González wezwał delegata meczu, Daniela Zarriquieguiego, byłego arbitra międzynarodowego. Obie drużyny zeszły do środkowego koła, ale mecz miał być kontynuowany. Jednak ataki z trybun nie ustawały. W 43. minucie arbiter zdecydował o zawieszeniu meczu. „Już trzykrotnie ostrzegałem delegata, ale rzucanie przedmiotów nie ustawało. Przy czwartej sytuacji nie było wyjścia” – relacjonował po spotkaniu. W protokole odnotowano: „Podczas pierwszej połowy, aż do 42. minuty, w stronę bramki Realu Madryt niemal nieprzerwanie rzucano różne przedmioty (monety, banany, jabłka, małe metalowe cylindry), a także kilka petard, z których jedna trafiła w zawodnika Realu Madryt, Francisco Buyo Sáncheza”.

Tak wyglądały mecze na El Sadar w tamtych latach – więcej niż zwykłe starcia ligowe, bardziej przypominające futbolową wojnę.

Druga połowa 96 dni później
Losy meczu przeniosły się do gabinetów Hiszpańskiej Federacji Piłkarskiej. Osasuna – zarówno jej trenerzy, jak i zawodnicy – była zdecydowanie przeciwna zawieszeniu spotkania. Argumentowali, że gdyby udało się dotrwać do przerwy, w drugiej połowie Buyo strzegłby już bramki po drugiej stronie boiska, co teoretycznie zakończyłoby ataki z trybun. Do tej opinii przychylił się także Johan Cruyff, ówczesny trener Barcelony, bezpośredniego rywala Realu Madryt w walce o tytuł. Królewscy natomiast zwrócili się do Komitetu Rozgrywek z żądaniem przyznania im dwóch punktów walkowerem i kategorycznie odmówili rozegrania pozostałych 47 minut spotkania w Pampelunie.

1 lutego 1989 roku Komitet Rozgrywek ogłosił decyzję. El Sadar zostało zamknięte na trzy mecze – z Valladolidem, Murcią oraz Celtą (w Pucharze Króla), które Osasuna musiała rozegrać na stadionie Mendizorroza w Vitorii. Natomiast mecz z Realem Madryt miał zostać wznowiony 3 maja na La Romaredzie w Saragossie, przy pustych trybunach, od 43. minuty, przy stanie 1:0 dla Osasuny. Klub z Pampeluny dodatkowo ukarano grzywną w wysokości 200 tysięcy peset (około 1200 euro).

Aby jak najdokładniej egzekwować karę „meczu przy pustych trybunach”, wstęp na stadion w Saragossie kontrolowała bezpośrednio Hiszpańska Federacja Piłkarska. Mimo to oszacowano, że około 400 osób – znacznie więcej niż pierwotnie zakładano – otrzymało akredytacje i zajęło miejsca w sektorze najbliższym loży honorowej. Nawet panująca na stadionie cisza, o której wspominały relacje prasowe, nie zapobiegła kolejnym kontrowersjom. Trzy kluczowe sytuacje ponownie zaostrzyły spór między Osasuną a Realem Madryt.

Sędzią spotkania był ten sam arbiter, który prowadził mecz w Pampelunie trzy miesiące wcześniej – Socorro González z Teneryfy. Po meczu stał się celem ostrych ataków ze strony trenera Osasuny, Pedro Zabalzy, oraz jej zawodników. Twierdzili oni, że nie odgwizdał rzutu karnego po faulu Buyo na Bustingorrim, który na powtórkach telewizyjnych rzeczywiście wyglądał na ewidentny. Ponadto, według nich, powinien wyrzucić z boiska Chendo za uderzenie Pizo Gómeza – dziś tego typu zagrania karane są bezwzględnie. Nie była to jedyna kontrowersja. Gracze Osasuny protestowali także przeciwko decyzji uznającej wyrównującego gola dla Realu Madryt. Hugo Sánchez oddał bezpośredni strzał z rzutu wolnego, piłka odbiła się od poprzeczki i, jak wykazała analiza nagrania, przekroczyła linię bramkową. Sędzia bez wahania uznał gola, a spotkanie, nazwane „najdłuższym meczem w historii La Ligi”, zakończyło się remisem 1:1.

Real Madryt wrócił z Saragossy z przewagą czterech punktów nad Barceloną i ostatecznie sięgnął po mistrzostwo Hiszpanii.

Narastająca rywalizacja w latach 80.
Zanim jednak doszło do tej ekstremalnej sytuacji, rywalizacja między Osasuną a Realem Madryt przez całą dekadę lat 80. była coraz bardziej podsycana. Kiedy 1 czerwca 1980 roku Osasuna przypieczętowała awans do Primera División po zwycięstwie w Murcji (1:0), wśród jej kibiców w La Condomina dało się słyszeć pierwsze okrzyki: „Madrycie, czekaj, Osasuna jest w Primera”. To był przedsmak późniejszego: „Jak bardzo się boję, jak bardzo się boję, być z Madrytu i grać na El Sadar”. Każdy mecz tych drużyn miał swoją historię.

Sezon 1980/81 – pierwsze spotkanie po 17 latach. Real Madryt wygrał 2:1, ale mecz był kilkukrotnie przerywany z powodu rzucania przedmiotów na murawę. Jeden z nich trafił sędziego liniowego w krocze. Policja próbowała wejść na trybunę południową, gdzie znajdowała się najbardziej radykalna część kibiców Osasuny, ale wycofała się po fali butelek, jaka poleciała w ich stronę.

Sezon 1981/82 – mecz rozgrywany na błotnistym boisku. Osasuna przegrywała 1:2, ale ostatecznie wygrała 3:2 po golach Etxberrii, Iriguibela i Enrique Martína. W euforii kibice wrzucili na murawę prosiaka owiniętego w białą szmatę z numerem „7” na grzbiecie – w oczywistej aluzji do Juanito, jednego z najbardziej znienawidzonych przez nich piłkarzy Realu. W ramach rekompensaty Enrique Martín, jedna z legend Osasuny, zaprosił później Juanito na święto San Fermín. „Ludzie nosili go wtedy na rękach po ulicach” – wspominał Martín.

Sezon 1982/83 – Osasuna ponownie wygrała (2:1), ale tym razem to Królewscy czuli się pokrzywdzeni. Po meczu ostro zaatakowali sędziego Damiána Rendóna. W 89. minucie arbiter wyrzucił z boiska Santillanę, wpisując w protokole, że nazwał go „skurwysynem”. Piłkarz stanowczo zaprzeczał: „Powiedziałem tylko, że mnie popchnęli, do cholery!”. Komitet Rozgrywek zawiesił go na trzy mecze. W tym samym raporcie znalazła się również rzekoma wypowiedź klubowego lekarza Realu, Benito Cadenasa: „Jesteś najgorszym sędzią na świecie i powinieneś sędziować w trzeciej lidze”. W efekcie kary za kartki obejmujące Bonera i Stielike Królewscy przystąpili do kolejnego spotkania mocno osłabieni.

Te wydarzenia pokazują, że mecze Osasuny z Realem Madryt w latach 80. były czymś więcej niż tylko sportową rywalizacją – przypominały wojnę, której stawką było nie tylko zwycięstwo na boisku, ale i duma kibiców.

Dwa zamknięcia stadionu w tym samym sezonie
Sezon 1986/87 – po czterech latach względnego spokoju agresja ponownie dała o sobie znać. 7. kolejka. Rzucanie przedmiotów na boisko znów stało się głównym motywem meczu. W pewnym momencie „celność” kibiców z południowej trybuny okazała się wyjątkowa – rzucona śruba trafiła Jorge Valdano w ucho, a kasztan uderzył Ricardo Gallego w prawe oko, które momentalnie spuchło i zrobiło się niemal czarne.

Po latach Gallego wspominał tamten mecz w wywiadzie dla Asa i, podobnie jak Buyo, mówił o tych wydarzeniach z zaskakującą naturalnością:

„Czy graliśmy w Pampelunie ze strachem? Strach to może nie jest właściwe słowo, ale było to bardzo nieprzyjemne. Nie czuło się komfortowo. Sędzia był przerażony, ale prawda jest taka, że wszystko działo się w jednym rogu, gdzie młodzi ludzie szukali awantury, a nie przyszli na mecz. Pozwalano im robić, co chcieli, więc to robili. Nawet nie chodziło o całą trybunę. Reszta stadionu była w porządku – na niektórych meczach było nawet więcej kibiców Realu niż Osasuny. Tego dnia oberwałem kasztanem. Zobaczyłem go dopiero po tym, jak mnie trafił. Podszedłem do linii bocznej, bo Valdano chwilę wcześniej dostał śrubą, i wtedy dostałem też ja. Miałem szczęście, że uderzyło mnie płaską stroną. Miałem otwarte oczy i dostałem prosto w prawe. Trafiło idealnie w środek. Od tamtej pory mam z tym okiem problem – gdy jest dużo słońca, bardzo mi to doskwiera. Źrenica nie zamyka się do końca. Taka pamiątka na całe życie”.

Osasuna wygrała ten mecz po golu Bustingorriego. Zapytany o tamte wydarzenia i rywalizację z Realem Madryt, zawodnik Osasuny próbował zachować obiektywizm: „To, co działo się na trybunach, wymykało się nam, piłkarzom. My po prostu wychodziliśmy na kolejny mecz”.

Komitet Rozgrywek zamknął El Sadar na jedno spotkanie, które Osasuna rozegrała w Saragossie. Na stadion La Romareda przyjechało wówczas 15 tysięcy jej kibiców.

Sezon 1986/87 i Puchar Króla – w tym samym sezonie, w lutym 1987 roku, los ponownie skojarzył Osasunę i Real Madryt w Pucharze Króla. Kilka tygodni wcześniej, w ligowym meczu na Santiago Bernabéu, drużyna z Pampeluny prowadziła po golu Robsona, ale ostatecznie przegrała 1:2 po kontrowersyjnym rzucie karnym wykorzystanym przez Hugo Sáncheza. Osasuna głośno protestowała przeciwko pracy arbitra, a w Pampelunie zaczęto przygotowywać się na mecz pucharowy w wyjątkowo napiętej atmosferze.

Pamiętając wydarzenia z ligowego meczu i wcześniejsze zamknięcie stadionu, klub z Pampeluny podjął bezprecedensowe środki bezpieczeństwa. Policja oraz ochroniarze mieli za zadanie uniemożliwić wniesienie na stadion przedmiotów, które mogłyby zostać rzucone na boisko.

Dodatkowo sytuację jeszcze bardziej pogorszyła tragedia, jaka wydarzyła się tuż przed meczem. Emilio Guruceta, wyznaczony do prowadzenia spotkania, oraz jego asystent Eduardo Vidal zginęli w wypadku samochodowym w miejscowości Fraga, jadąc do Pampeluny. Napięcie sięgnęło zenitu, a pojawiły się głosy o konieczności przełożenia meczu. Osasuna chciała grać, Real Madryt był temu przeciwny. Ostatecznie Hiszpańska Federacja Piłkarska postanowiła, że spotkanie się odbędzie, i w trybie pilnym powołano na arbitra Pesa Péreza, który mieszkał w Saragossie.

Pomimo ścisłych środków bezpieczeństwa incydentów nie udało się uniknąć. Już na początku meczu Paco Buyo został trafiony w głowę. W drugiej połowie napięcie osiągnęło punkt kulminacyjny, a sędzia stał się celem nieustannych protestów.

Real Madryt zwyciężył 2:1. Po spotkaniu w protokole sędzia odnotował, że jego asystenci zostali oblani winem, a na murawę rzucano butelki, kule, kanapki, parasolkę oraz wypuszczono królika, który przebiegł przez boisko.

Komitet Rozgrywek ponownie zamknął El Sadar na jeden mecz. Po apelacji Osasuny kara została jednak zamieniona na ostrzeżenie – mimo że był to już kolejny incydent w tym samym sezonie. Po latach Pes Pérez przyznał, że żałował, iż zgodził się prowadzić tamto spotkanie.

Sezon 1989/90 – w 36. kolejce Real Madryt przyjechał do Pampeluny już jako mistrz Hiszpanii. Dwa tygodnie wcześniej zapewnił sobie tytuł po wygranej nad Valladolidem. Na Santiago Bernabéu zawodnicy Logroñés ustawili się w tradycyjnym szpalerze, oddając hołd nowemu mistrzowi. W Pampelunie nie było jednak mowy o podobnym geście. Kibice Osasuny powitali Królewskich serią antymadryckich przyśpiewek, ale atmosfera na trybunach stopniowo łagodniała, gdy podopieczni Johna Toshacka przejęli kontrolę nad meczem i wygrali 2:0 po dwóch bramkach Rafaela Martína Vázqueza.

Sezon 1990/91 – w 35. kolejce Osasuna i Real Madryt podzieliły się punktami po remisie 3:3. W trakcie meczu miała miejsce nietypowa sytuacja. Sędzia Valdés Sánchez, widząc, że Míchel nie może normalnie wykonać rzutu rożnego z powodu nieustannego rzucania przedmiotów z trybun, nakazał mu zmienić stronę boiska. To najlepiej oddawało atmosferę, jaka panowała na El Sadar podczas starć z Królewskimi – nawet stałe fragmenty gry stawały się wyzwaniem.

Mecze Osasuny z Realem Madryt w Pampelunie w latach 80. i 90. nie były zwykłymi ligowymi starciami. To były spotkania pełne napięcia, kontrowersji i niebezpiecznych incydentów, które na trwałe zapisały się w historii hiszpańskiego futbolu.

Mniejsza intensywność: zapalniczka, oliwiarka i tytuł mistrzowski
XXI wiek – mecze w Pampelunie nie mają już takiej atmosfery jak w latach 80., choć dla Realu Madryt wizyta na El Sadar nadal oznacza wymagające starcie.

W sezonie 2003/04 obiektem ataków kibiców stał się David Beckham. Anglik wdawał się w utarczki słowne z trybuną, wyraźnie dając do zrozumienia, że nie podoba mu się obrzucanie go przedmiotami podczas wykonywania rzutu rożnego. Dwa lata później, w sezonie 2005/06, sędzia Daudén Ibáñez odnotował w protokole, że po golu Júlio Baptisty na murawę rzucono metalową oliwiarkę o długości 15 centymetrów.

W kolejnym sezonie ofiarą kibiców padł Iker Casillas – został trafiony niebieską zapalniczką, co uchwyciły kamery telewizyjne. Bramkarz upadł na ziemię, ale szybko wrócił do gry. Za incydent Osasuna otrzymała ostrzeżenie o możliwym zamknięciu stadionu oraz grzywnę w wysokości 300 euro.

Sezon 2007/08 i mistrzostwo w Pampelunie – w 35. kolejce sezonu 2007/08 Real Madryt zapewnił sobie tytuł mistrza Hiszpanii na El Sadar. Gospodarze wyszli na prowadzenie w 83. minucie po bramce Puñala, a Królewscy grali w osłabieniu po czerwonej kartce dla Fabio Cannavaro. Jednak Arjen Robben doprowadził do wyrównania strzałem głową, a w 89. minucie Gonzalo Higuaín zdobył decydującą bramkę, przypieczętowując triumf Realu Madryt. Wszystko to działo się w strugach deszczu, który nie przestawał padać przez całe spotkanie.

Bernd Schuster, ówczesny trener Los Blancos, celebrował gola w kontrowersyjny sposób – pokazał w stronę trybun gest corte de manga (obraźliwe machnięcie ręką). Po meczu próbował bagatelizować sytuację, mówiąc ironicznie: „Wykonałem obrót o 360 stopni i dlatego moja ręka przypadkowo skierowała się w stronę trybun, ale nikogo nie chciałem obrażać. Nie widziałem jeszcze nagrań, ale to był po prostu gest triumfu. W wyniku obrotu poszło to trochę w stronę kibiców, ale nic wielkiego. A swoją drogą, bardzo podobała mi się atmosfera na El Sadar. Kibice niesamowicie wspierali swój zespół”.

Sezon 2010/11 i ostatnie zwycięstwo Osasuny nad Realem Madryt na El Sadar – od tamtego momentu Osasuna nie pokonała Królewskich u siebie. Ostatnie zwycięstwo miało miejsce w sezonie 2010/11. Trenerem gospodarzy był wtedy José Antonio Camacho (zwolniony dwa mecze później i zastąpiony przez Mendilibara), a na ławce Realu Madryt siedział José Mourinho. W 21. kolejce jedynego gola zdobył Javier Camuñas, a emocje rozpoczęły się jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Podczas rozgrzewki kibice z południowej trybuny wzięli na celownik Cristiano Ronaldo, witając go standardowym skandowaniem: „Messi, Messi, Messi”. Portugalczyk nie pozostał dłużny – z całą siłą trzykrotnie kopnął piłkę w stronę tej części trybun.

Nawet trener Osasuny nie został oszczędzony. Kibice śpiewali pod jego adresem: „Idź z nimi, Camacho, idź z nimi”. Ronaldo po meczu nie ukrywał frustracji i po drodze do szatni wdał się w słowną przepychankę z Camuñasem, a zwłaszcza z Pandianim, z którym wymieniał wyzwiska. Atmosfera była daleka od spokojnej.

Nowy rozdział rywalizacji – Vinícius w centrum uwagi
Co przyniesie kolejny mecz na El Sadar? Wydaje się, że jedno jest pewne – głównym celem gwizdów i okrzyków trybun będzie Vinícius. Historia napięć między nim a kibicami Osasuny sięga finału Pucharu Króla z poprzedniego sezonu. Wtedy Brazylijczyk wdał się w starcie z Davidem Garcíą, co skończyło się dla niego żółtą kartką. Gdy został wygwizdany przez fanów gospodarzy, pokazał herb Realu Madryt na koszulce, przypominając, że jest mistrzem świata, a gestem dłoni wskazał wynik 1:0.

Rubén Peña podszedł do niego z pretensjami, ale Vinícius odpowiedział mu kilka słów na ucho. Zanim sytuacja mogła wymknąć się spod kontroli, jego koledzy odciągnęli go od dalszej konfrontacji. W przerwie meczu kilku zawodników Osasuny próbowało porozmawiać z Brazylijczykiem. Chimy Ávila chciał do niego podejść, ale Lucas Vázquez mu na to nie pozwolił. Napięcie między zawodnikami obu drużyn rosło.

Po meczu Chimy Ávila wypowiedział się na temat Viníciusa w dosyć wymownych słowach: „Jest świetnym piłkarzem, dobrze, że jest chroniony. Ale przede wszystkim jesteśmy ludźmi, a to jest najważniejsze. Możesz być genialnym zawodnikiem, ale jeśli masz czarne serce, nigdy nie będziesz naprawdę wielki”.

Co wydarzy się tym razem na El Sadar? Jedno jest pewne – Vinícius nie może liczyć na ciepłe powitanie. Atmosfera tego starcia znów będzie elektryczna, a historia pokazuje, że mecze Osasuny z Realem Madryt zawsze dostarczają wielkich emocji.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!