Faubert: Nie zasnąłem wtedy na ławce, po prostu zamknąłem oczy, bo byłem rozczarowany
Julien Faubert udzielił wywiadu dziennikowi MARCA. Francuz opowiadał przede wszystkim o swoim pobycie w Realu Madryt.

Julien Faubert śpi na ławce Realu, lub ma po prostu zamknięte oczy. (fot. Getty Images)
Jak wspominasz spotkanie z Drenthe, a także z Cercim i Chyhrynskim w ramach kampanii Bwin?
To było naprawdę świetne – rozmawialiśmy o przeszłości. Wszyscy jesteśmy już na emeryturze, więc gadaliśmy o atmosferze w La Lidze, jakości gry w Hiszpanii i o tym, jak się tu żyje. Bardzo cieszyliśmy się życiem w Hiszpanii, myślę, że wszyscy ciężko pracowaliśmy, żeby osiągnąć coś ważnego. Obraz ciężkiej pracy najlepiej oddaje to, co robimy, żeby zostać piłkarzami.
Jak tam Drenthe? Jak go oceniasz? Wydajesz się być w lepszej formie.
Tak, rozmawialiśmy, śmialiśmy się i wspominaliśmy czasy, kiedy graliśmy razem w Realu Madryt. Nawet ja, choć zagrałem niewiele, mam wspaniałe wspomnienia z najlepszego klubu na świecie. Jestem bardzo dumny, że mogłem być częścią Królewskich, nawet jeśli tylko przez sześć miesięcy.
Co pomyślałeś, gdy zadzwonił do ciebie Real Madryt?
Nie miałem nawet czasu, żeby odebrać. Byłem w drodze na mecz i myślałem: „Dajcie mi spokój”, ale kiedy zobaczyłem, kto dzwoni, poczułem ogromną dumę, bo to największy klub na świecie. Jechałem na Upton Park na mecz z Fulham, gdy zadzwonił do mnie ktoś z Realu Madryt – Miguel Ángel Portugal. Powiedział: „Cześć, pracuję dla Realu Madryt i musimy porozmawiać”. Odpowiedziałem, że nie mam czasu na takie żarty i bzdury. Ludzie mówią, że byłem tam tylko sześć miesięcy, ale kto odmówiłby Realowi Madryt? To było spełnienie dziecięcego marzenia, bo każdy chłopak chce grać w takim klubie. To było niesamowite.
Spodziewałeś się tego?
Nie, w ogóle. Ale takie kluby działają z wyprzedzeniem. W tamtym czasie ich pierwszym wyborem był Valencia, który trafił do Manchesteru United, a ja byłem drugą opcją.
Czy warto było podpisać kontrakt z Realem Madryt?
Tak, zarówno dla klubu, jak i dla mnie. Nawet jeśli grałem niewiele, to pobyt w Madrycie pozwolił mi nauczyć się mnóstwa rzeczy od wielkich piłkarzy, którzy tam byli. Większość z nich miała na koncie zwycięstwa w Lidze Mistrzów i chcieli wygrywać nawet w najmniejszych meczach.
Jakie było twoje pierwsze wrażenie po przyjeździe do Realu Madryt?
Szatnia jak każda inna. Ludzie nie wiedzą, jak to wygląda od środka, ale wszyscy jesteśmy piłkarzami, żartujemy, ciężko pracujemy. Bardzo mi pomogli, żebym się zaaklimatyzował. Na początku człowiek dużo myśli, ale kiedy już tam trafiasz, pomagają ci i wprowadzasz się w rytm. To była normalna szatnia.
Dołączyłeś do Realu pełnego świetnych piłkarzy, ale z kiepskimi wynikami…
To było bardzo trudne i szczerze mówiąc, nie potrafię tego wyjaśnić. Kiedy przyszedłem, byliśmy daleko za Barceloną, a sezon skończyliśmy blisko nich, ale dla Realu Madryt drugie miejsce to żadna opcja. Mieliśmy sporo problemów, zwłaszcza w Lidze Mistrzów przeciwko Liverpoolowi. To był ciężki sezon, trudno znaleźć odpowiedź, dlaczego tak się stało.
Kto był wtedy najlepszym zawodnikiem?
Myślę, że Robben. Strzelał prawie w każdym meczu i ciągnął zespół na swoich barkach. Raúl, Sergio Ramos, Cannavaro bardzo pomagali, ale to on był najlepszy.
Nie nudziłeś się w Realu Madryt, skoro prawie nie grałeś? Dlaczego tak było?
Robben grał na mojej pozycji i był świetny. Myślę, że nawet gdyby był kontuzjowany, to i tak bym nie grał. Ale to była niesamowita przygoda, bo mogłem uczyć się od topowych zawodowców. W takim klubie uczysz się, co to znaczy być na najwyższym poziomie. Pogodziłem się ze swoją rolą, ale ciężko pracowałem, żeby coś zmienić.
Co czułeś, kiedy mijały kolejne mecze, a ty siedziałeś na ławce?
Nie martwiłem się, ale byłem rozczarowany – każdy chce grać. Ale taki jest futbol, trzeba umieć sobie z tym poradzić. Po prostu zaakceptowałem sytuację i jeszcze mocniej pracowałem. Czasami trener cię nie wystawia i musisz to przyjąć.
Powiedz szczerze – zasnąłeś wtedy na ławce Realu Madryt? Pamiętasz to?
Nie zasnąłem. Rozmawiałem z oficerem prasowym Realu Madryt i powiedział mi, że dziennikarze lubią przesadzać. Po prostu zamknąłem oczy, bo byłem rozczarowany, a oni tak mnie uchwycili. Nie przejąłem się tym. Wiem, jakim jestem profesjonalistą. Zaśmiał się i powiedział: „Witaj w Madrycie! Musisz na to uważać”. Dodał też: „Kiedy rozmawiasz na boisku, zasłaniaj usta ręką, bo mogą ci czytać z ruchu warg”. W Anglii tak nie było, ale kiedy trafiasz do wielkiego klubu, musisz się do tego przyzwyczaić. Po tym wszystkim po prostu się zaśmiałem.
Już wiesz, jak niebezpieczni potrafią być dziennikarze…
Nie wszyscy dziennikarze są niebezpieczni. Wiem, że to ich praca, ale muszą zrozumieć, że czasami wpływa to na rodziny. Moja wie, że jestem profesjonalistą. Kiedy jesteś piłkarzem, wiesz, że to część gry.
Grałeś dla Francji, przejąłeś numer 10 po Zidanie i nigdy więcej nie wystąpiłeś w kadrze. Przeraziła cię ta odpowiedzialność?
Byłem pierwszym, który założył „dziesiątkę” po Zizou. Byłem młodym zawodnikiem i to było ogromne wyzwanie. Nikt nie chciał tego numeru – ani Henry, ani Trezeguet… Nikt, bo wszyscy wiedzieli, co on znaczy. Nie miałem wyboru, to była jedyna opcja. Przez pierwsze trzy minuty byłem w szoku, bo wiedziałem, jak ważny jest ten numer dla Francji, ale potem zdałem sobie sprawę, że to tylko numer.
Gdzie jest ta koszulka?
Jest w moim pokoju razem ze wszystkimi innymi. Ludzie o tym mówili, ale to naprawdę tylko numer.
A teraz jesteś trenerem…
To trudne. To bardzo skomplikowana praca, choć to wciąż piłka nożna. Jako zawodnik jesteś trochę egoistą – myślisz o sobie, ale jako trener musisz myśleć o wszystkich: o ich ego, osobowościach, o tym, jak sprawić, żeby wszystko działało jak puzzle. To zupełnie inna praca, ale bardzo mi się podoba. Czasem siedzę o drugiej w nocy i oglądam nagrania, analizuję taktykę… To naprawdę ciekawe i daje mi dużo radości.
Mógłbyś podać swoją jedenastkę marzeń z czasów, gdy grałeś?
Casillas; Ramos, Terry, Marcelo; Guti, Giggs, Scholes, Robben; Ronaldo, Raúl i Rooney.
A z obecnych zawodników?
Maignan; Walker, Saliba, Konaté, Davies; Kanté, Dembélé, Palmer; Vinícius, Benzema i Bellingham.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze