Lucas Vázquez: W mojej głowie jest wszystko, by zostać, by odejść, by spróbować gdzieś indziej albo by skończyć karierę
Lucas Vázquez jest jednym z bohaterów ostatniego wydania modowego czasopisma GQ. Héctor Izquierdo przeprowadził wywiad z Hiszpanem i przygotował o nim reportaż. Przedstawiamy jego pełne tłumaczenie.
Lucas Vázquez podczas sesji zdjęciowej dla magazynu GQ España. Autorem fotografii jest Flavio Orsolato. (fot. GQ España)
Kiedy zaczynasz myśleć o piłkarzach z największą liczbą trofeów w historii, rzadko przychodzi ci do głowy nazwisko takie jak Lucas Vázquez. Myśl mimowolnie biegnie ku supergwiazdom, które zgarniają nominacje do Złotej Piłki, lub ku tym innym – choć zwykle to te same osoby – które niemal z automatu pojawiają się w jedenastkach marzeń najbardziej prestiżowych rozgrywek. Jednak żaden wielki klub nie dociera zbyt daleko w krajowych czy międzynarodowych trofeach bez niezawodnego dwunastego zawodnika. A Lucas Vázquez, po cichu i bez rozgłosu, zdobył tyle samo Pucharów Europy co Di Stéfano.
Rozmawiamy z nim i robimy towarzyszące wywiadowi zdjęcia zaledwie kilka godzin po tym, jak Lucas Vázquez zapisał na swoim koncie – co brzmi niesamowicie – 22. trofeum w karierze (jeśli dobrze policzyliśmy): odrodzony Puchar Interkontynentalny, który Los Blancos wygrali z meksykańską Pachucą w Katarze. Madrytczyk dociera do studia zmęczony ośmiogodzinnym lotem z Lusajl, ale promienieje radością. „Zawsze gdy wygrywasz, wszystko smakuje dużo lepiej” – mówi nam. „Sezon zawsze ma swoje wzloty i upadki. Zaczęliśmy trochę niepewnie, ale krok po kroku idziemy do przodu”.
Sądząc po uśmiechu Lucasa, niedawne zwycięstwo musiało zadziałać niczym balsam na morale zawodnika, który w ostatnich meczach prezentował się nieco chwiejnie. Kontuzja Daniego Carvajala wyniosła go na pozycję podstawowego prawego obrońcy, a w niektórych spotkaniach – w roku pełnym wzlotów i upadków dla Królewskich – był krytykowany za złe ustawianie się na boisku albo obwiniany za porażki.
Vázquez odpiera krytykę z elegancją stoika, który na boisku widział już wystarczająco dużo, by wiedzieć, że wszystkim należy nadawać odpowiednią wagę. „To normalne w piłce nożnej. Gram od wielu lat. Rozumiem, co wiąże się z noszeniem koszulki Realu Madryt” – mówi, odnosząc się do rzek wylanych na niego w ostatnim czasie atramentu.
W roku, w którym po transferze upragnionego Mbappé zakładano, że Los Blancos zmiażdżą rywali niczym galaktyczny Real, zespół Ancelottiego zmaga się bardziej niż przewidywano, szukając swojego rytmu. „Każdy sezon jest inny, zawsze dzieją się niespodziewane rzeczy” – wyjaśnia. „Jesteśmy bardzo szczęśliwi, oczywiście, że Kylian Mbappé dołączył do nas. To dla nas luksus. Oceny wystawia się na koniec sezonu. Teraz poprawiamy się, robimy wszystko coraz lepiej i jesteśmy przekonani, że wszystko skończy się dobrze”.
Kiedy spędzasz ponad dekadę rywalizując na najwyższym poziomie, naturalne jest, że jesteś już odporny na nieustanne kryzysy i gorące debaty w mediach. Przyjmujesz z pokorą niepisaną zasadę futbolu, według której jesteś wart tyle, ile twój ostatni mecz. „W Realu każdy sezon to wyzwanie” – podsumowuje zawodnik Los Blancos. Ani gdy wygrywasz, nie jesteś aż tak dobry, ani gdy przegrywasz, nie jesteś aż tak zły.
Dobrze wykonana praca
Jak mówiliśmy na początku, istnieje wiele sposobów na odniesienie sukcesu. Można robić to w sposób głośny i wielki, ale też cichy, opierając się na solidnej pracy. Są geniusze futbolu, którzy potrafią od czasu do czasu zaprezentować się na ocenę celującą, i są pracusie, którzy przez całą karierę utrzymują się na poziomie bardzo dobrym. W klubach olśniewające gwiazdy pojawiają się i odchodzą, ale ci, którzy zawsze spełniają oczekiwania… zostają.
Kilka miesięcy temu Lucas Vázquez rozegrał swój 350. mecz w barwach Realu Madryt. „To duma” – mówi Galisyjczyk – „coś, o czym w dzieciństwie nawet nie myślałem”. Mówiąc te słowa, Lucas przygotowuje się do swojego dziesiątego sezonu w klubie i choć jego kontrakt wygasa w 2025 roku, nie chce jeszcze myśleć o zakończeniu swojej przygody z drużyną, którą kocha.
Piłkarz zapewnia, że nie wie, co zrobi później. Nawet gdyby wiedział, prawdopodobnie by się tym nie podzielił, ale wydaje się szczery, gdy mówi, że nie podjął jeszcze żadnej decyzji. „W mojej głowie jest wszystko. Opcja, by zostać, by odejść, by spróbować gdzieś indziej albo by skończyć karierę” – przyznaje. „Czuję się bardzo dobrze. To piękny moment i chcę się po prostu cieszyć tym sezonem”.
Podczas rozmowy Vázquez wielokrotnie powtarza słowo „cieszyć się”. W wieku 33 lat, po długiej karierze w Realu Madryt, wydaje się, że nie musi już nic nikomu udowadniać – może poza Ancelottim – i że teraz nadszedł czas, by czerpać radość z gry i robić to, co potrafi najlepiej. „Cieszę się chwilą, żyję marzeniem, gram dla klubu mojego życia i mam nadzieję, że dalej będę mógł powiększać swoją kolekcję trofeów” – mówi.
Bo oczywiście, po tylu sezonach w najlepszym klubie w historii widział już wszystko. Wiele chwil było wspaniałych: „Jeśli miałbym wskazać moje najlepsze zawodowe momenty, powiedziałbym, że dzień, w którym zadebiutowałem w Realu Madryt, kiedy zdobyłem pierwszą Ligę Mistrzów, kiedy zagrałem na swoim pierwszym mundialu z reprezentacją, gdy wystąpiłem na EURO z Hiszpanią i każdy tytuł z Realem… Jest ich mnóstwo. Jestem szczęściarzem, że to wszystko przeżyłem”.
Jednak sport pokazał mu także swoje mroczniejsze oblicze – i nie chodzi tu bynajmniej o drugi komplet strojów drużyny. Choć, jak sam przyznaje, nigdy nie były one czarne jak węgiel, raczej bliższe odcieniom szarości. „Na szczęście byłem spokojny. Nigdy nie miałem poważnych problemów z lękiem czy depresją. Ale to coś, co zawsze istniało w piłce nożnej. Teraz mówi się o tym więcej i to oczywiste, że to kolejny ważny aspekt, nad którym trzeba pracować – głowa”.
„To temat, o którym rozmawiamy na co dzień w szatni” – kontynuuje. „Ludzie przechodzą trudne chwile, zarówno na boisku, jak i poza nim. W końcu piłkarz, wchodząc na boisko, zabiera tam także swoje problemy spoza niego. Zawsze staramy się nawzajem wspierać”.
Jednym z najświeższych rozczarowań, również niepozbawionym kontrowersji, było pominięcie w kadrze na ostatnie EURO. Jednak nie spędza mu to snu z powiek. „To są okoliczności piłki nożnej” – ucina temat. „Ostatecznie się nie udało i tyle. Już następnego dnia po ogłoszeniu kadry dopingowałem Hiszpanię jak każdy inny kibic”.
Bo, parafrazując Humphreya Bogarta, zawsze zostanie mu Real Madryt, gdzie pełni teraz funkcję jednego z kapitanów. „Myślę, że dopóki nie trafisz do Realu Madryt, nie zdajesz sobie sprawy, jak wielki to klub” – zapewnia. „Wydaje mi się, że prawie wszyscy piłkarze, którzy tu przychodzą, od razu zauważają różnicę między nim a innymi klubami”.
Zawodnicy często mówią, że szatnia jest jak rodzina. Czy naprawdę tak to czujecie?
Mogę cię zapewnić, że zawsze świetnie się dogadujemy, bardzo się lubimy, widujemy się codziennie i panuje u nas niesamowita atmosfera.
A Carlo Ancelotti? Jak sprawdza się jako głowa tej rodziny?
Ancelotti to trener z największą liczbą trofeów w historii Realu Madryt, prawdziwa legenda. To przywilej mieć go jako trenera w Realu Madryt.
Mówi się o nim, że doskonale zarządza szatnią. Jak sprawia, że czujecie się tak komfortowo?
Myślę, że míster przekazuje nam swoją codzienną spokojną energię. Daje nam swobodę, przygotowuje świetne treningi, na których dobrze się bawimy. Umie również doskonale prowadzić zespół, co ostatecznie przekłada się na dobre wyniki na boisku.
Wspominałeś, że sezon rozstrzyga się na końcu, ale jakie macie perspektywy w tym momencie?
Jako zawodnicy Realu Madryt mamy obowiązek walczyć o wszystkie trofea. Na tę chwilę zdobyliśmy dwa tytuły w tym sezonie. Jesteśmy zadowoleni, bo nadal liczymy się we wszystkich rozgrywkach i będziemy walczyć do końca o każdy z tych celów.
Zbudowaliście legendę wokół tej nieustępliwości, walki do samego końca i odwracania losów meczów w ostatnich minutach. Jak to robicie?
Były mecze, w których właśnie tak to wyglądało – i to bardzo ważne mecze. To oddaje ducha drużyny, zespołu: jesteśmy bardzo zjednoczeni, zawsze działamy razem i nigdy się nie poddajemy.
Szczęśliwy ojciec
Inną rolą, w której Lucas stara się spełniać z nawiązką, jest rola ojca. „Zmieniłem wiele pieluch” – mówi z uśmiechem. I wierzymy mu, bo ma troje dzieci w wieku 6, 4 i 1 roku. „Dzieci całkowicie zmieniają życie. To widać szczególnie w trudnych momentach. Teraz, kiedy wracam do domu, troski są inne. Oczywiście, piłka nożna jest bardzo ważna, ale najważniejsza jest rodzina, dzieci”.
Przyznaje, że zaraził całą trójkę miłością do futbolu, a kiedy najstarszy mówi mu, że jest najlepszym piłkarzem na świecie, nie potrafi ukryć wzruszenia.
„Czuję się uprzywilejowany” – podsumowuje swoje 33 lata życia. „Gram w piłkę nożną, co robię od czwartego roku życia, co najbardziej kocham i co najlepiej mi wychodzi. I myślę, że skłamałbym, gdybym powiedział, że jest coś, przez co nie czuję się szczęściarzem. To prawda, że piłka nożna nie zawsze jest tak piękna, jak ją malują” – kontynuuje.
„Ale myślę, że najtrudniejsza jest nie ta profesjonalna faza, lecz okres dojrzewania, kiedy zostawiasz rodzinę i przyjaciół, nie wiedząc, czy osiągniesz sukces. To właśnie wtedy widzisz mroczniejszą stronę futbolu. Mnie się poszczęściło – dotarłem na szczyt i mogę z tego żyć. Nie mogę narzekać na nic”.
Kiedy pytam go o marzenie, które jeszcze chciałby spełnić, odpowiada, że chciałby zdobyć więcej trofeów z Realem Madryt i grać w piłkę przez wiele lat. Ale to przecież nie jest marzenie, Lucas, to już robisz – poprawiam go. „Właśnie!” – protestuje. „Bo ja już żyję swoim marzeniem”.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze