Advertisement Advertisement
Menu

Narzekania patologicznego zwycięzcy

Chcesz zdobywać dużo trofeów? Musisz rozgrywać dużo meczów. Taka nasza prawda futbolu na dziś.

Foto: Narzekania patologicznego zwycięzcy
Kylian Mbappé, Rodrygo, Vinicius i Jude Bellingham. (fot. Getty Images)

Fantazjowanie potrafi sprawiać nieskrywaną przyjemność lub chociaż tworzyć jej iluzję. W myślach zapewne każdy z nas choć przez chwilę miał fajny samochód, luksusowy dom, idealną sylwetkę, zwiedził świat, albo nawet znalazł dziewczynę. Uciekanie w takie rozmyślanie jest zawsze kuszące, ponieważ jest darmowe. Kiedy jednak chcemy, by nasze wyobrażenia nie ograniczały się wyłącznie do odklejania się we własnej głowie od rzeczywistości, a  wizja idealnego życia choć po części stała się prawdą, trzeba zapłacić często niemałą cenę. Trzeba jakoś zdobyć środki, podjąć konkretne działania, czy przełamać się i wreszcie do niej zagadać. No i jeszcze rzecz jasna mieć szczęście. 

Fajnie było przed sezonem łechtać sobie ego perspektywą walki o aż siedem trofeów. I to walki, która tak naprawdę z założenia na każdym froncie rzeczywiście wydaje się do wygrania, bo w przeciwieństwie do reprezentacji Polski przed wielkimi turniejami balonik Realu Madryt jest wykonany mimo wszystko z nieco trwalszego tworzywa. Możemy oczywiście marudzić, że na koniec roku trzeba lecieć do Kataru, a na początku stycznia wziąć udział w gminnym festynie, by zaraz pakować walizki do Arabii Saudyjskiej. Perspektywa rozegrania nawet dziewięciu meczów w ciągu miesiąca także ma prawo uwierać. Cóż jednak z tego, skoro od samego początku wiedzieliśmy, jakie są zasady tej zabawy. Jeśli chcesz zdobywać trofea, musisz rozgrywać mecze. A im więcej tytułów w grze, tym więcej meczów. 

Tak więc marudzenie marudzeniem, ale kiedy przychodzi co do czego i tak trzeba zrobić swoje. Real Madryt ma jednak tę przewagę nad innymi, że dysponuje niezwykle rzadkim genem. Genem patologicznego zwycięzcy. Gdyby ktoś zaproponował Królewskim mecz na Kiribati (jedyny kraj położony na półkuli wschodniej, zachodniej, północnej i południowej – przyp.red.) o medal z czekolady, to nawet pomimo pozornego nieukontentowania zawracaniem gitary, w końcu i tak by to spotkanie rozegrali, by tylko dopisać sobie plus jeden do zdobyczy. 

Od kolejnego trofeum, czyli Superpucharu Hiszpanii, dzielą nas tym razem dwa mecze. W półfinale turnieju rozgrywanego – można już chyba rzec tradycyjnie – na saudyjskiej ziemi rywalem będzie Mallorca, czyli finalista poprzedniej edycji Pucharu Króla. Trudno nie odnieść wrażenia, że gdy Arabia Saudyjska postanowiła kupić sobie Superpuchar Hiszpanii, to, jakkolwiek okrutnie to zabrzmi, raczej nie z myślą o zapraszaniu zespołów pokroju Balearczyków. Obecność finalisty Copa del Rey i wicemistrza kraju ma jednak głębszy sens. W ten sposób rokroczny udział w turnieju Realu Madryt i Barcelony jest bowiem niemalże zagwarantowany. Nie trzeba nikogo przekonywać, że rzeczywistym celem Saudyjczyków było regularne ściąganie do siebie właśnie tych zespołów i w idealnym scenariuszu doprowadzanie do ich bezpośrednich starć, co jednak nie zawsze się udaje. 

Na Majorce nie są głupi i także doskonale zdają sobie z tego sprawę. Tak czy inaczej, nikomu tam nie przeszkadza fakt, że w praktyce udają się na Bliski Wschód w myśl zasady, że oprócz Los Blancos i Blaugrany ktoś musiał. Głupio zresztą byłoby marudzić, zamiast cieszyć się tym, że ktoś daje ci szansę na zdobycie trofeum. Zwłaszcza gdy po raz ostatni zdobyłeś jakiekolwiek ponad 20 lat temu, a gdy trafiła się kolejna szansa, zmarnowałeś ją w rzutach karnych. 

Skoro już jednak wspomnieliśmy, że Mallorca do potyczki z Realem podejdzie dzięki dotarciu do finału Pucharu Króla, to warto byłoby też napisać, że w tym samym Pucharze Króla ekipa Jagoby Arrasate przed kilkoma dniami zamknęła już sobie tę drogę do udziału w kolejnej edycji Superpucharu. Nie byłoby w tym nic aż tak szokującego, gdyby nie fakt, że z turnieju wyrzuciła ją Pontevedra, czyli czwartoligowiec. I to wyrzuciła w sposób iście upokarzający, bo nie da się inaczej określić w tym przypadku porażki aż 0:3. Jeśli jednak spojrzeć na ten wynik z nieco innej perspektywy, dowodzi on także słuszności prawa znanego powszechnie jako „prawo pojedynczego meczu”. Sami zresztą mierzyliśmy się już w tym sezonie z Mallorcą na inaugurację sezonu i nie wspominamy tej potyczki zbyt dobrze. Tak więc polecimy kontrowersją i stwierdzimy, że pomimo jasności, kto będzie faworytem, sprawy nieraz mogą potoczyć się różnie. 

Jakkolwiek patrzeć, wieczorne starcie choć ewidentnie podszyte motywem finansowym, toczy się o zakorzenione wcześniej w historii trofeum. Na pewno też ma w sobie większy pierwiastek atrakcyjności niż reanimowany Puchar Interkontynentalny, czy niedawna zwyczajowa wycieczka do piłkarskiej Hiszpanii B (C? D?). A jeśli jeszcze dodać do tego perspektywę Klasyku w finale… zamiast pucharu zadowolilibyśmy się w nagrodę nawet tym medalem z czekolady. 

***

Spotkanie z Mallorcą odbędzie się dzisiaj o 20:00, a w Polsce będzie można obejrzeć je na kanale Eleven Sports 1 na platformie CANAL+ Online.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!