Mecz, który jest
Real Madryt rozegra mecz, ponieważ spełnione zostały ku temu wszelkie niezbędne warunki. Real Madryt istnieje, rywal także, a spotkanie zostało wcześniej zaplanowane.
Gianni Infantino prosi, by obejrzeć dzisiejszy mecz. (fot. Getty Images)
Real Madryt – Pachuca: Przewidywane składy
Podobno gdyby spytać himalaistów, dlaczego pomimo tak dużego ryzyka postanawiają wspinać się na ośmiotysięczniki, często usłyszelibyśmy odpowiedź brzmiącą „bo one tam są”. Góry albo się rozumie, albo nie. Autor tekstu gór nie rozumie, nie lubi i raczej już się to nie zmieni. Nie ma jednak problemu z tym, by dla kogoś były one największą miłością życia. Przy odrobinie otwartego umysłu da się zrozumieć, że inni widzą w nich życiowe wyzwania, sposób na pokonywanie własnych ograniczeń, czy idealną scenerię, by doświadczać mistycznych przeżyć.
Gdyby natomiast spytać kibiców, piłkarzy, czy sztab szkoleniowy Realu Madryt, dlaczego jadą do Kataru na Puchar Interkontynentalny, odpowiedź mogłaby wyglądać analogicznie – bo jest. W przeciwieństwie do himalaizmu trudno jednak znaleźć głębszy sens tego przedsięwzięcia. Rzecz jasna oprócz tego finansowego. Trudno też znaleźć większy entuzjazm spowodowany faktem, że Królewscy mogą sięgnąć po kolejne trofeum. Oczywiście zawsze będzie ono wyglądać lepiej przy wyliczaniu pucharów, ale mimo wszystko wydaje nam się, że gdyby w przeddzień wylotu ktoś starcie z Pachucą odwołał, raczej nikt w stolicy Hiszpanii nie zalałby się łzami.
Podczas gdy w topowych klubach coraz częściej narzekają na przeładowany terminarz, FIFA postanowiła nie tylko zorganizować po sezonie Klubowe Mistrzostwa Świata w nowej formule, lecz także odgrzać kotlet sprzed dwudziestu lat – bo właśnie wtedy rozegrano ostatnie starcie o Puchar Interkontynentalny – za którym tęskniliśmy, jak za klątwą 1/8 finału Ligi Mistrzów. Żeby jednak nie było, że światowa federacja nie idzie z duchem czasu, i tutaj doszło do kilku zmian.
O ile wcześniej bój o trofeum rozgrywano w Japonii, a naprzeciwko siebie stawali każdorazowo triumfator Champions League i Copa Libertadores, o tyle teraz dziwnym trafem wybrano katarską scenerię, a po drodze do finału, gdzie przedstawiciel Europy ma już zagwarantowane miejsce, reszta drużyn z innych kontynentów bierze udział w meczach o jeszcze kilka innych pomniejszych pucharów. Z połączenia tych wszystkich mocy powstaje Kapitan Planeta powstają takie twory, jak Puchar Afrykańsko-Azjatycko-Pacyficzny, Puchar Derbów Ameryki, czy Puchar FIFA Challenger Cup. Jeśli coś pokręciliśmy, wybaczcie, ale naprawdę idzie się w tym pogubić. Mamy jednak nadzieję, że wszystko się zgadza i nie narazimy się na krzywe spojrzenia Gianniego Infantino.
Już w pierwszej edycji po wznowieniu Pucharu Interkontynentalnego, po który Los Blancos sięgali w przeszłości trzykrotnie, wspomniany powiew świeżości jest wyczuwalny w zasadzie od razu. Królewscy nie zagrają bowiem, jak to było w zwyczaju, ze zdobywcą Copa Libertadores, a triumfatorem Ligi Mistrzów strefy CONCACAF, CF Pachucą. Prawo gry z Realem Madryt Meksykanie wywalczyli sobie najpierw dzięki sensacyjnemu pokonaniu Botafogo (3:0), a następnie egipskiego Al Ahly, czyli… najbardziej jak dotąd utytułowanego klubu XXI wieku.
Nie będziemy kłamać, że rozgrywki ligi meksykańskiej śledzimy na bieżąco, ale mimo wszystko poczucie przyzwoitości i zwykła ludzka ciekawość nakazują choć rzucić okiem na to, z kim właściwie się zmierzymy. W kadrze Pachuki znajduje się w sumie trzech graczy, których nazwiska mogą brzmieć znajomo komuś, kto w miarę interesuje się hiszpańską piłką. Są to Gustavo Cabral (39-letni obrońca, w przeszłości 207 meczów w La Lidze w barwach Celty i Levante), Borja Bastón (32 lata, napastnik, 84 spotkania i 25 goli w La Lidze) i legenda wenezuelskiego futbolu, Salomón Rondón (67 meczów i 25 trafień w La Lidze oraz 167 potyczek i 36 goli w Premier League). Łączna wycena całej kadry naszych rywali to 48 milionów euro. Gdyby przyrównać to do wartości zespołów w lidze hiszpańskiej, niżej od Pachuki wyceniani są tylko zawodnicy Realu Valladolid (44 miliony).
Nawiązując do wstępu, dzisiejsze spotkanie z Pachucą obejrzymy, bo jest. Bo trochę egzotyki na odchamienie też czasami się przyda. Bo lepiej mieć trofeum niż nie mieć. Bo godzina meczu jest przystępna. Bo przecież nie możemy zawieść Gianniego Infantino.
* * *
Mecz z Pachucą rozpocznie się w dzisiaj o godzinie 18:00 czasu polskiego. Żadna polska telewizja nie będzie transmitowała finału, który można obejrzeć za pośrednictwem oficjalnej strony internetowej FIFA.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze