Roberto Carlos: Myślałem wtedy, że Ronaldo nie żyje
Florent Torchut na łamach L'Équipe popełnił reportaż na temat kariery Roberto Carlosa, z którym rozmawiał w Madrycie. Przedstawiamy pełne tłumaczenie tego tekstu.
Roberto Carlos podczas sesji fotograficznej przy okazji wywiadu z Florentem Torchutem. Zdjęcie wykonał Ali Sallusti. (fot. L’Équipe)
Jak zapomnieć tę niesamowitą trajektorię, która sprawiła, że Fabien Barthez zastygł w bezruchu na murawie stadionu Gerland, rok przed triumfem Francuzów w finale Mistrzostw Świata, przeciwko tej samej Brazylii? Dzięki mediom społecznościowym nawet osoby młodsze niż 40 lat mogą pochwalić się, że widziały przynajmniej raz ten nadprzyrodzony rzut wolny z 35 metrów w wykonaniu Roberto Carlosa, zdobyty przeciwko drużynie Aimé Jacqueta 3 czerwca 1997 roku.
Akcja ta została przeanalizowana z każdej strony, między innymi przez fizyków, którzy starali się wyjaśnić ten niesamowity efekt nadany zewnętrzną częścią lewej stopy brazylijskiego obrońcy. Piłka zdawała się początkowo mijać bramkę, by ostatecznie wpaść tuż przy lewym słupku, obok zdezorientowanego Bartheza.
Sam Roberto Carlos najlepiej potrafi opisać to zjawiskowe trafienie. „Pracowałem nad takim uderzeniem wiele razy na treningach, ale nigdy nie wpadało: piłka zawsze lądowała obok bramki albo w najlepszym wypadku trafiała w słupek” – przyznaje dziś 51-letni były piłkarz, siedząc w eleganckiej kawiarni w La Moraleja, na północy Madrytu.
Brazylijczyk dodaje: „Tego dnia wszystko się zgrało – odległość, wiatr, ustawienie mojej stopy, mur, bramkarz, moja pewność siebie… Jako punkt odniesienia wybrałem literę «E» na reklamie po prawej stronie bramki. Uderzyłem tak, jak chciałem, i udało się”. Rzeczywiście, za bramką Bartheza znajdował się żółty baner La Poste, a tuż przed strzałem można usłyszeć, jak zdesperowany bramkarz krzyczy do graczy w murze: „Na lewo, na lewo!”.
On this day in 1997 Roberto Carlos did this... 🚀 pic.twitter.com/VksG94ld4y
— 90s Football (@90sfootball) June 3, 2020
Branco – idol
Nie sposób zapomnieć również dynamicznych rajdów Roberto Carlosa na lewej flance, jego precyzyjnych dośrodkowań i potężnych strzałów. To one sprawiły, że uchodzi za jednego z najlepszych bocznych obrońców w historii.
W duchu brazylijskiej tradycji przejął pałeczkę po Niltonie Santosie (mistrzu świata z 1958 i 1962 roku), Juniorze (uczestniku Mistrzostw Świata 1982 i 1986) oraz Branco (mistrzu świata z 1994 roku), by potem przekazać ją Marcelo, swojemu następcy w Realu Madryt i reprezentacji Brazylii.
„Dopóki Branco był w kadrze, nie miałem szans na grę. Na początku dzieliłem z nim pokój w reprezentacji. Dla mnie, młodego chłopaka, to było niesamowite spać obok swojego idola! Pewnego dnia doznał bólu pleców i wykorzystałem swoją szansę. Razem z Cafu mam wrażenie, że zrewolucjonizowaliśmy pozycję bocznego obrońcy, ciągle atakując, a nie tylko broniąc. We Francji podobną drogą poszli Bixente Lizarazu i Patrice Évra”.
Skromne początki
Roberto Carlos urodził się w małym miasteczku Garça, położonym wśród plantacji kawy, 400 kilometrów na zachód od São Paulo. W wieku 8 lat przeprowadził się do Cordeirópolis, gdzie prowadził intensywne życie z matką i trzema siostrami, podczas gdy jego ojciec, kierowca ciężarówki, przemierzał kraj.
„Zacząłem pracować w wieku 11 lat w fabryce tekstylnej, jednocześnie chodząc do szkoły. Mieszkaliśmy w drewnianym domu, a wieczorami grałem w piłkę z kuzynami. W niedziele chodziliśmy do kościoła, a w tygodniu kręciliśmy się po placu, licząc na spotkanie z ładnymi dziewczynami…”. Jego pierwszym idolem był Pelé, który zakończył karierę w New York Cosmos w 1977 roku, gdy Roberto miał zaledwie 4 lata. Podziwiał także Diego Maradonę, co było rzadkością wśród Brazylijczyków. „Jako lewonożny zawodnik to była moja absolutna inspiracja!” – dodaje.
Początki kariery
W wieku 15 lat zaczął grać w União São João de Araras, klubie z Trzeciej Dywizji stanu São Paulo. „Miałem przyjaciół lepszych ode mnie, ale nie wszyscy mieli tyle szczęścia. Wbrew pozorom życie piłkarza wcale nie jest łatwe” – mówi.
Szybko wywalczył miejsce w podstawowym składzie i zwrócił na siebie uwagę Palmeiras, sponsorowanego przez potężny koncern Parmalat, który bez skrupułów ściągał najlepszych graczy w kraju, by dominować nad Corinthians i São Paulo z Raiem i Cafu w składzie. W zespole pełnym gwiazd, takich jak Rivaldo, Edmundo, Mazinho, César Sampaio czy Zinho, zdobył dwa mistrzostwa Brazylii (1993 i 1994) w ciągu zaledwie dwóch sezonów. Już wtedy wyróżniał się na lewej flance w formacji 3-5-2 prowadzonej przez Vanderleia Luxemburgo, co przyciągnęło uwagę Interu Mediolan, który latem 1995 roku zapłacił za niego równowartość 3,5 miliona euro.
„Na początku nie było łatwo – zimno, daleko od domu, a ja miałem małą córkę. Jednak po dwóch miesiącach poczułem się jak u siebie. Mam mentalność ludzi z małych miasteczek: zawsze byłem gotowy, by pokonywać wszelkie trudności”.
Roberto Carlos szybko zadomowił się w barwach Nerazzurrich (34 mecze, 7 goli), choć przeczuwał, że jego przyszłość w reprezentacji może stanąć pod znakiem zapytania, gdy Roy Hodgson zaczął wystawiać go w środku pola, a czasem nawet jako skrzydłowego. „We Włoszech ludzie nie byli przyzwyczajeni do obrońców, którzy tak często włączają się do ataków. W tamtym czasie wzorami byli Paolo Maldini czy Giuseppe Bergomi” – przypomina sobie. „Porozmawiałem z trenerem i prezesem, żeby pozwolili mi odejść, bo chciałem grać na lewej obronie. Wiedziałem, że to na tej pozycji czeka na mnie reprezentacja”.
Po swoim jedynym sezonie w Serie A trafił do Realu Madryt, gdzie miał stworzyć swoją legendę. Klub dążył wówczas do odzyskania dawnej świetności, nie oszczędzając na tym środków. „Znalazłem się w drużynie pełnej ambicji – z Clarence’em Seedorfem, Christianem Karembeu, Christianem Panuccim, Fernando Redondo, Fernando Hierro… W 1997 roku zdobyliśmy mistrzostwo Hiszpanii, ale w Realu liczy się przede wszystkim Liga Mistrzów, dziedzictwo takich graczy jak Puskás, Di Stéfano czy Gento”.
W 1998 roku zdobył swoją pierwszą z trzech Lig Mistrzów, kończąc tym samym najdłuższą przerwę Królewskich w triumfach w tych rozgrywkach – 32 lata. Dwa lata później powtórzył sukces na Stade de France, wygrywając w finale bez historii z Valencią (3:0).
Roberto Carlos w 11 sezonach w białej koszulce (1996–2007) strzelił 70 goli – często spektakularnych – i zaliczył 116 asyst. Był praktycznie nie do zastąpienia dzięki swojej fizyczności, dyscyplinie i niezwykłej mentalności. „Nawet gdy trochę bolało, grałem, bo jeśli masz szansę założyć koszulkę Realu Madryt, nie możesz odpuścić” – podkreśla Brazylijczyk, który rozegrał 527 spotkań dla Los Blancos.
Telefon do Zizou
Na początku lat 2000 nadszedł czas Galácticos – zespołu złożonego z takich gwiazd jak Luís Figo, Zinédine Zidane, Ronaldo czy David Beckham. „Wow! Uwielbiałem tamtą epokę, choć była pełna presji i nie zdobyliśmy tylu trofeów, ile byśmy chcieli. Każdy chciał nas pokonać. Gdziekolwiek jechaliśmy, przyjmowano nas jak gwiazdy rocka, zwłaszcza na przedsezonowych turniejach w Chinach, Stanach Zjednoczonych czy Austrii. Mieliśmy najlepszych graczy na każdej pozycji”.
W tej legendarnej drużynie Roberto Carlos zdobył swoją trzecią i ostatnią Ligę Mistrzów w 2002 roku, w finale przeciwko Bayerowi Leverkusen (2:1), po pamiętnej akcji zakończonej wspaniałym wolejem Zidane’a, którego rok wcześniej osobiście przekonał, by dołączył do Realu.
„Wiedziałem, że przegrał już dwa finały (w 1997 i 1998 roku z Juventusem), więc powiedziałem mu, że jeśli chce w końcu wygrać, musi zagrać z nami, w najlepszym klubie świata” – opowiada Brazylijczyk z uśmiechem. „Zizou zawsze dawał mi świetne rady, a kiedy trzeba, potrafił mnie opieprzyć. Wspaniale było grać i dzielić szatnię z nim. Od kiedy nie jest już trenerem Realu, dużo podróżuje, więc rzadko zaprasza mnie teraz na kolację”.
W trakcie tego finału, rozgrywanego na Hampden Park w Glasgow, Roberto Carlos zaliczył asystę przy pierwszym golu Raúla, a później posłał wysokie dośrodkowanie, które Zidane zamienił na arcydzieło w postaci woleja tuż przed przerwą.
„Często śmiejemy się, wspominając tę akcję. Santiago Solari podał mi strasznie niewygodną piłkę, ja posłałem idealne dośrodkowanie do Zizou, a on prawie zepsuł całą akcję” – opisuje ze śmiechem. „Nie, nie, tylko on mógł strzelić takiego gola. Dla mnie to jeden z najpiękniejszych w historii futbolu”.
⌛🏆💫 ¡Tal día como hoy en 2002 ganamos la Novena! ¡Este histórico GOLAZO de volea de Zidane decidió la final ante el @bayer04_es!
— Real Madrid C.F. (@realmadrid) May 15, 2019
📺 https://t.co/09ANAKBN8h | #RMHistory pic.twitter.com/7fDu5R5o1w
Rok triumfu
Rok 2002 był dla brazylijskiego obrońcy czasem największych sukcesów. Po triumfie w Europie zdobył z reprezentacją mistrzostwo świata, współorganizowane przez Japonię i Koreę Południową, wygrywając w finale z Niemcami (2:0). Towarzyszyli mu wówczas Cafu oraz plejada gwiazd: Ronaldinho, Rivaldo, Lúcio i Ronaldo. To jak dotąd ostatni mundial wygrany przez Brazylię.
„W Brazylii zdobycie mistrzostwa świata to obowiązek. To okazja, by dać radość ludziom, z których wielu żyje w biedzie. Piłkarze mają więc ogromną odpowiedzialność. Podczas turnieju oglądaliśmy nagrania ludzi w kraju, którzy nie spali w nocy lub wstawali o świcie, by oglądać nasze mecze. To dodawało nam sił, by dotrzeć do końca”.
Świadek kryzysu R9 w 1998 roku
Roberto Carlos i jego przyjaciel Ronaldo mieli w 2002 roku swoją piękną zemstę po tym, jak cztery lata wcześniej zostali rozgromieni przez Francuzów na Stade de France w finale (0:3). „Naszym błędem było myślenie, że wygramy ten finał bez problemu. Niestety dla nas, Zizou strzelił wtedy jedyne dwa gole głową w swojej karierze” – wspomina z żalem Roberto Carlos.
Kilka godzin przed meczem Ronaldo przeżył atak nerwowy, gdy rozmawiali w swoim pokoju. „Na początku myślałem, że to żart, ale szybko zrozumiałem, że sytuacja jest poważna. Pobiegłem po naszego lekarza. Ronnie był gwiazdą i musiał stawić czoła ogromnej presji. Myślę, że gdyby był w pełni sił, wygralibyśmy. Gdy doszło do jego zderzenia z Barthezem (w 21. minucie), szczerze mówiąc, myślałem, że nie żyje. Co za okropny dzień…”.
Mimo to Roberto Carlos nie przepuszcza okazji, by drażnić R9, kiedy wspomina ich rywalizację o Złotą Piłkę w 2002 roku, którą zdobył Ronaldo. „Zawsze mu mówię, że ta Złota Piłka należała się mnie i że mi ją ukradł” – śmieje się. „Słyszałem, że aż do finału Mistrzostw Świata w 2002 roku to ja byłem faworytem. Przegrałem ten tytuł w 90 minut (dwa gole Ronaldo przeciwko Niemcom)… Ale bycie drugim w plebiscycie jako obrońca to coś niezwykłego. Tylko Franz Beckenbauer (1972, 1976), Matthias Sammer (1996) i Fabio Cannavaro (2006) zdobyli tę nagrodę. Drugie miejsce to dla mnie wielka duma”.
Mistrzostwa Świata 2006 i rywalizacja z Francją
Podczas Mundialu 2006 Brazylia znowu trafiła na Zidane’a, Bartheza i Henry’ego, który zdobył jedyną bramkę w ćwierćfinale wygranym przez Francję. „Zawsze, gdy widzę Titiego, pytam go, jak udało mu się tak skutecznie ukryć, a on się śmieje” – zdradza Roberto Carlos. „Mówiono, że to moja wina, ale to nie ja miałem pilnować Henry’ego. Jak ktoś mierzący 168 cm mógłby kryć gracza prawie 190 cm? Stałem przed polem karnym, gotowy do kontrataku w razie odzyskania piłki. Ani Edmílson, ani Lúcio nie powstrzymali Henry’ego przed pokonaniem Didy. Zresztą Francja nigdy nam nie leżała…”.
Nieudany transfer do Chelsea
Latem 2007 roku, gdy Real Madryt sprowadził Marcelo jako jego następcę, Roberto Carlos był o krok od przejścia do Chelsea. Transakcja upadła jednak z powodu sporu o prowizję. „Spotkałem się z Romanem Abramowiczem (ówczesnym właścicielem Chelsea) w Paryżu, żeby uniknąć zainteresowania mediów, ale pośrednik zażądał kwoty, która była nieuzasadniona. Nie zgadzam się na takie rzeczy, więc postanowiłem nie podpisywać kontraktu”.
Ostatecznie przeniósł się do Fenerbahçe, gdzie spędził dwa i pół solidnego sezonu (104 mecze, 10 goli) pod wodzą Zico, a później zaliczył krótkie epizody w Corinthians (2010) i Anży Machaczkała (2011). W Rosji z dumą wspomina swoje zwycięstwa nad Spartakiem, Lokomotiwem i Dynamem Moskwa. „Po sześciu miesiącach Sulejman Kerimow, właściciel klubu, zaprosił mnie do swojego biura i powiedział: «Spełniłeś moje marzenie o pokonaniu wielkich drużyn z Rosji. Teraz chcę, żebyś został moim dyrektorem sportowym». Powierzył mi organizację sportową i transfery. Nauczyłem się wtedy bardzo wiele”.
Powrót do Realu Madryt
Po dwóch średnio udanych epizodach trenerskich w Turcji (Sivasspor i Akhisarspor), Roberto Carlos wrócił na chwilę na boisko w 2015 roku, występując w Indian Super League wśród takich gwiazd jak David Trezeguet, Alessandro Del Piero czy Nicolas Anelka. Wkrótce potem powrócił do Realu Madryt, gdzie od prawie dekady pełni funkcję ambasadora.
„Doradzam nowym zawodnikom, zwłaszcza tym z Ameryki Południowej, pomagam im się osiedlić, znaleźć dom i rozwiązywać codzienne problemy” – wylicza. „Jednocześnie podróżuję po świecie, spotykam się z partnerami klubu i dbam o jego wizerunek”.
Spoglądając na współczesnych obrońców
Roberto Carlos z uwagą śledzi grę współczesnych bocznych obrońców. „Podoba mi się sposób, w jaki broni Ferland Mendy, oraz styl Alphonso Daviesa, który przypomina mi mnie samego. Chociaż, poza Marcelo (który niedawno pożegnał się z Fluminense), nikt nie atakuje tak często jak my z Cafu”. Trudno się nie zgodzić – niewielu graczy miało tak ogromny wpływ na swoją pozycję jak Roberto Carlos.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze