Dr Olmo: Ancelotti nie wchodzi w przygotowanie fizyczne piłkarzy
Doktor Jesús Olmo pracował jako szef sztabu medycznego Realu Madryt od 2013 do 2017 roku. Obecnie jest dyrektorem Football Science Institute, który zakładał, oraz dyrektorem medycznym kliniki Isokinetic. Hiszpan udzielił wywiadu dziennikowi MARCA.
Doktor Olmo przed meczem Bayernu Monachium z Realem Madryt w kwietniu 2017 roku. (fot. Getty Images)
Mamy odczucie, że liczba kontuzji nie zatrzymuje się, a wręcz pojawiają się teraz w każdym miejscu i momencie.
Teraz nie ma większej liczby kontuzji, ta liczba się utrzymuje. Rośnie jednak intensywność gry. Gra się coraz intensywniej, szybciej i bardziej fizycznie. Piłkarze się do tego dostosowują. Robimy różne rzeczy coraz lepiej, ale nie potrafimy zmniejszyć liczby kontuzji. Wiemy, że sezon ma dwa szczyty pod względem liczby kontuzji: są to wrzesień i styczeń. Teraz zmartwienie jest większe, bo mamy czasy bardzo poważnych kontuzji. W sporcie martwi nas szczególnie temat kontuzji więzadeł krzyżowych u młodych zawodników. U nich ta liczba naprawdę rośnie.
Jak wygląda praca nad kontuzjami w obecnym futbolu?
Musimy pracować dużo więcej nad zapobieganiem kontuzjom. Obecnie do mniej więcej 70% kontuzji w futbolu dochodzi bez kontaktu z rywalem. Dochodzi więc do nich po prostu w trakcie gry w piłkę. Ta liczba mówi, że możemy zrobić dużo więcej w tym temacie.
Więc możemy stwierdzić, że liczba kontuzji nie rośnie proporcjonalnie do wzrostu intensywności?
Mamy na przykład kontuzje mięśni uda, których liczba rośnie, ale rośnie też właśnie intensywność. Najczęstszą kontuzją jest ta wynikająca z działania mięśnia spowodowanego dużą szybkością. W praktyce możemy stwierdzić, że zmniejszamy liczbę kontuzji w porównaniu do rosnącej intensywności, bo ogólnie utrzymujemy liczbę kontuzji na tym samym poziomie.
Czy rośnie liczba kontuzji zerwania więzadeł krzyżowych?
Mieliśmy głośne kontuzje, jak te Rodriego czy Ter Stegena, ale martwią szczególnie młodzi gracze. Śpieszymy się z wprowadzaniem ich do rywalizacji i oni zaczynają to robić w środku swojej przemiany fizycznej. Za szybko rośnie ich ciało, bo zmieniamy ich mięśnie i wzmacniamy, ale powstaje deficyt koordynacji. Dopóki piłkarz nie jest dorosłą osobą, nie jest w pełni dojrzały pod względem koordynacji. Narzucamy na nich bardzo poważny wzrost w intensywności gry. Wynika to też z tego, że wielu z nich grało tylko w piłkę, bo szybko weszło na ścieżkę profesjonalizmu i brakuje im innych zdolności psychomotorycznych, które mogą dać ci inne dyscypliny.
Czy wpływ może mieć czynnik emocjonalny przez presję, jakiej są poddawani?
Przede wszystkim stres i stawiane wymagania. Fakt jest taki, że do wielu kontuzji dochodzi na początku meczu, gdy niepokój i stres są jeszcze większe, a piłkarz próbuje zrobić więcej niż może czy niż jest na to przygotowany.
W jakim kierunku możemy rozwijać aspekt zapobiegania kontuzjom?
Zapobieganie kontuzjom nie jest łatwe. Do kontuzji dochodzi przez wiele czynników. Niektórzy zawodnicy są bardziej podatni na urazy przez genetykę, typ włókien mięśniowych, budowę czy psychologię. Piłkarze też indywidualnie dostosowują się do gry w piłkę. Ich rozwój doprowadza do braków równowagi w różnych względach, które trzeba korygować. Do tego mamy proces treningowy, który musi być dobry pod takim względem, że oferuje zawodnikowi odpowiednie obciążenie, ale także odpowiedni odpoczynek. Poza tym należy przygotować piłkarza na meczowe akcje z najwyższą intensywnością, gdy ryzyko odniesienia kontuzji jest największe. Trzeba więc dobrze wyważyć proces obciążeń i regeneracji. Na końcu mamy obciążenia rozgrywkowe. Moim zdaniem trzeba naprawdę przemyśleć zredukowanie liczby meczów, bo najnowsze badania mówią nam, że 72 godziny to raczej nie jest wystarczający czas na pełną regenerację. Musimy przygotowywać zawodników lepiej do pełnego wysiłku w meczach, które obecnie rozgrywane są dużo agresywniej.
Co pan sądzi o tym, że kiedyś w trakcie przygotowań piłkarze nie przestawali biegać, a teraz po trzech dniach treningów rozgrywają pierwszy sparing?
To, co dzieje się obecnie w futbolu, wzięło się z zawodowego amerykańskiego sportu. Chodzi o to, że dzisiaj piłkarze przygotowują się indywidualnie. Większość pracy wykonują prywatnie, a nie w klubie. Dlaczego? Bo dzisiaj piłkarz to większa czy mniejsza firma. Mają potężne obroty i wzbudzają ogromne zainteresowanie. Taki zawodnik pierwszą rywalizację toczy z kolegą o niedzielny występ. By trener mógł cię pozytywnie ocenić w środku tygodnia i wystawić w niedzielę, musisz sam się dobrze przygotować i robisz to prywatnie, bo logika mówi, że w klubie cały czas rywalizujesz z kolegą o miejsce w składzie. Dlatego trenują w domach i swoich siłowaniach, co widzimy na portalach społecznościowych. Wcześniej piłkarza prowadził klub i gracz miał z nim pełne przygotowania. To klub wszystko rozpisywał. Teraz trenują samodzielnie. W klubie mają krótkie sesje, zazwyczaj 45- czy 60-minutowe, na których skupiają się na aspektach technicznych i taktycznych.
Co musimy więc zmienić?
Dla podstawowego piłkarza granie co 3 dni to wystarczający trening, ale nie możesz zapominać, że masz rezerwowych. Tu wchodzi ten prywatny trening. Jeśli więc zawodnicy trenują sami, to przygotowują się też sami. Większa część ich treningów jest prywatna i to tworzy ogromny problem, bo klub nie wie, co dokładnie robi gracz i musi mu zaufać. W tych warunkach zapobieganie kontuzjom jest trudniejsze. Wielu trenerów z tego powodu stawia po prostu na ocenę piłkarza w trakcie treningu i pozostawia im przygotowanie się do zajęć. Lekarze, fizjoterapeuci, trenerzy od powrotów po kontuzjach i sztab szkoleniowy nie mają dokładnych statystyk z twojej indywidualnej pracy. A nad zapobieganiem kontuzjom musisz pracować indywidualnie, bo istnieje ogromna różnorodność w czynnikach prowadzących do urazów. Trener nie może tego robić, bo nie może tworzyć różnego treningu dla każdego pojedynczego zawodnika. On tworzy trening dla grupy. Harmonia pracy w grupie jest podstawą i wszyscy muszą mieć równe warunki do rywalizacji. Jest więc bardzo trudno zapobiegać kontuzjom, gdy piłkarze ćwiczą indywidualnie. Trudno też, by zawodnik ujawniał wszystko trenerom, bo gdy trener dowie się, co i jak robi ten zawodnik, to zacznie decydować na tej podstawie o jego występie w niedzielę.
Więc wszystko zależy od piłkarza?
Trzeba zaufać systemowi, w którym piłkarz się przygotowuje, a ty go oceniasz. Wiele klubów tworzy teraz specjalny departament analizujący zdrowie i dyspozycję gracza, robiąc to w sposób prywatny i współpracując też z reprezentacjami. W ten sposób klub może pomóc zawodnikowi w zadbaniu o siebie i zapobieganiu kontuzjom. Gdy pracowałem w Realu Madryt, już to tam robiliśmy.
Więc trenerzy są z każdym razem coraz bardziej na uboczu w sprawie przygotowania fizycznego.
Mamy przykład Carlo Ancelottiego, którego bardzo podziwiam. Jego polityka jest właśnie taka: on w to nie wchodzi. On zarządza indywidualnym talentem piłkarzy. To bardzo inteligentne postępowanie. On ma w tym względzie ogromne umiejętności. Potrafi dostrzec na treningu, czy z piłkarzem jest dobrze, czy jest gorzej. To moim zdaniem jeden z sekretów sukcesu Realu Madryt. Musimy dostosować się do biologii piłkarza, ale też pozostaje wiele do zrobienia w kwestii indywidualnego przygotowania. Musimy to poprawiać, by poprawiać dostosowanie zawodnika do gry w piłkę i by futbol w cudzysłowie nie był tak „szkodliwy” dla piłkarzy. Opiera się to nie tylko na zmniejszeniu liczby meczów, ale także poprawianiu indywidualnego przygotowania zawodników. Dzisiaj zarządzanie obciążeniami w piłce nożnej nie jest idealne.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze