Pierwsza porażka na własnym terenie
Real Madryt przegrał w końcu w WiZink Center i pogorszył swoją sytuację w Eurolidze. Królewscy z dorobkiem zaledwie czterech zwycięstw zajmują dopiero jedenaste miejsce w tabeli.
Vincent Poirier i Edy Tavares. (fot. Getty Images)
Real Madryt przegrał po raz pierwszy w tym sezonie w WiZink Center. Królewscy rozegrali pierwszą połowę, która jest powodem do wstydu. Nie da się inaczej określić postawy zespołu przez te 20 minut. Oczywiście należy docenić to, że drużyna się nie poddała i otarła się o remontadę, mając wcześniej aż 27 punktów straty. Po 10. kolejkach bilans zespołu wynosi 4-6, więc zostaje wiele do poprawy.
Pierwsza kwarta była… katastrofalna w wykonaniu Realu Madryt. Trudno przypomnieć sobie równie słaby moment w wykonaniu drużyny Chusa Mateo. Nie wychodziło absolutnie nic. Zaczęło się niewinnie, bo pierwsze punkty meczu zdobył Abalde, ale później liczba niecelnych rzutów rosła w zastraszającym tempie. Królewscy przed prawie 7,5 minuty ani razu nie trafili do kosza. Jedynym pozytywnym aspektem tej części było wejście na parkiet Andrésa Feliza. Było to tylko kilka sekund, ale też sygnał, że w końcu wyleczył kontuzję. Bilans madrytczyków po 10 minutach to 3 na 18 trafionych rzutów, w tym 0 na 10 za trzy punkty. Tak się nie da rywalizować na poziomie Euroligi (6:19).
W drugiej kwarcie Real Madryt zdobył ponad trzy razy więcej punktów niż w pierwszej, ale sytuacja wcale nie była lepsza. Goście rozwinęli skrzydła w ofensywie i w pewnym momencie Efes miał 27(!) punktów przewagi. Chus Mateo próbował szukać rozwiązań, jednak nie wychodziło zupełnie nic. Przed przerwą udało się jeszcze odrobić kilka punktów, lecz wynik dalej wyglądał katastrofalnie (25:47). W przerwie Facundo Campazzo dobitnie powiedział w wywiadzie: „Gówno gramy, nie bronimy, nie atakujemy. Tak się nie da grać“.
Przerwa dobrze zrobiła Realu Madryt, który wyszedł na drugą połowę odmieniony. Królewscy zaczęli biegać i grać agresywniej. Świetnie rozgrywał Campazzo, a Hezonja w końcu zaczął trafiać. Chorwat dopiero za ósmym razem był skuteczny z dystansu i po tym rzucie wykonał przepraszający gest w kierunku kibiców za swoją postawę. Madrytczycy złapali rytm i ruszyli w pościg. Przewaga Efesu szybko topniała i na koniec kwarty wynosiła już tylko dziewięć oczek (49:58).
Real Madryt z taką samą energią rozpoczął czwartą kwartę i zbliżył się do gości na jeden punkt (62:63). Była nawet szansa na objęcie prowadzenia, ale Edy Tavares został zablokowany przez Dereka Willisa. Tem sam zawodnik chwilę później trafił za trzy punkty. To był kluczowy moment, bo po kilkunastu sekundach pomylił się Llull, a następnie, mimo agresywnej obrony i w trudnej sytuacji, trafił Beaubois. Królewskim zabrakło sił w końcówce, żeby podjąć jeszcze jedną próbę i pierwsza porażka w WiZink Center stała się faktem.
64 – Real Madryt (6+19+24+15): Abalde (4), Campazzo (20), Hezonja (13), Tavares (4), Ndiaye (0), Rathan-Mayes (0), González (2), Deck (10), Gueye (-), Ibaka (5), Llull (6), Feliz (0).
74 – Efes (19+28+11+16): Beaubois (9), Thompson (10), Johnson (3), Poirier (8), Osmani (5), Nwora (10), Bryant (13), Šmits (8), Özdemiroğlu (0), Hollatz (-), Oturu (5), Willis (3).
Poza kadrą znaleźli się:
• Usman Garuba – ciągle nie wrócił do pełni zdrowia po kontuzji. Prawdopodobny powrót: koniec listopada.
• Džanan Musa – kontuzja więzadła przyśrodkowego w prawej kostce. Prawdopodobny powrót: pierwsza połowa grudnia.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze