Ancelotti: Nadal opieram się na taktykach, które stosował Sacchi
Magazyn France Football przeprowadził kilka tygodni temu obszerną rozmowę z Carlo Ancelottim, w której Włoch podsumował swoją dotychczasową karierę i opowiedział o metodach pracy. Wywiad jest długi, dlatego podzieliliśmy go na trzy części.
Carlo Ancelotti. (fot. Getty Images)
Część I
Które ustawienie na przestrzeni lat sprawdza się najlepiej?
Czteroosobowy blok defensywny. Myślę, że najlepszą taktyką do obrony jest 4-4-2. Obecnie wiele drużyn potrafi bronić indywidualnie, bez libero w starym stylu. Tak jest na przykład z Atalantą Bergamo czy drużynami Marcelo Bielsy. Wolę system strefowy 4-4-2. Ale czasami dostosowujemy ten system, aby pilnować zawodnika i grać jeden na jednego. W przypadku Sacchiego byłoby to utopijne. Był mistrzem, być może najważniejszą osobą dla mnie. Ale miałem wielu bardzo dobrych trenerów w trakcie mojej kariery. Liedholm, Szwed, który zawsze był bardzo spokojny i miał dużo charyzmy, czy Eriksson, który zawsze miał dobre pomysły na rozwój piłki. Ale Sacchi naprawdę wprowadził innowacje, zmienił metodologię. Miałem go jako trenera przez cztery lata, a potem byłem jego asystentem w reprezentacji. To było fantastyczne doświadczenie. Dla mnie jest taktykiem numer jeden. Wiele się od niego nauczyłem. Nadal opieram się na taktykach, które stosował. Nowa generacja trenerów stara się wprowadzać innowacje, ale defensywne zasady i pomysły Sacchiego są nadal bardzo nowoczesne.
Czy uważasz się za najlepszego trenera ostatnich trzydziestu lat?
Nie, nie sądzę. Wygrałem wiele, ale są trenerzy, którzy wygrali nawet więcej ode mnie: Ferguson, Guardiola, a wcześniej Łobanowski. A nawet gdybym uważał się za najlepszego trenera ostatnich trzydziestu lat, co by się stało? Postawiliby mi pomnik? Nie, nie (śmiech).
Czy nagrody indywidualne mają dla ciebie jakiekolwiek znaczenie?
To trofeum dla najlepszego trenera sezonu oznacza, że osiągnąłeś coś ze swoją drużyną, a to najlepsza nagroda ze wszystkich. Oznacza to, że mój zespół pokazał swoje zalety, a ja byłem w stanie wykorzystać cały potencjał, który miał, w najlepszy możliwy sposób. Jestem bardzo szczęśliwy i zaszczycony zdobyciem tej nagrody.
Czy zawodnicy tworzą trenerów, czy trenerzy tworzą zawodników?
Trener nie tworzy zawodnika. Nie jestem typem trenera, który mówi, że aby być dobrym zawodnikiem, trzeba się poświęcać, trzeba być absolutnie profesjonalnym. Oczywiście, że powinieneś, ale to nie czyni cię największym talentem. Zawodnik nie wygra Złotej Piłki tylko z powodu swoich poświęceń, profesjonalizmu czy powagi. Talent jest uwarunkowany genetycznie. Nie mogę na przykład wyprodukować talentu Viníciusa. Mogę chronić jego talent, dawać mu informacje, by pokazywał swoje zalety, pomagać mu być profesjonalnym, poważnym i pokornym. Moim zadaniem jest zarządzanie talentem. Kiedy rozmawiam z zawodnikiem, to profesjonalista wyraża siebie. Ale jeśli rozmawiam z osobą, to przemawia człowiek ze swoim charakterem.
Co przez to rozumiesz?
Pytam piłkarzy: „Kim jesteście?”. Odpowiadają: „Jesteśmy piłkarzami”. Nie, mylicie się. Jesteście przede wszystkim ludźmi, którzy grają w piłkę nożną. To naprawdę ważne.
Czy to klucz do sukcesu?
Nie mam obsesji. Nie jestem niczym sierżant. Jestem dość spokojny. Ale mam zasady. Po pierwsze to szacunek. Chcę, żeby mnie szanowali, a ja staram się szanować ich. Staram się budować dobre relacje personalne. Nie rozmawiam z zawodnikami tylko o piłce nożnej. I myślę, że właśnie dlatego uwielbiam tu być każdego dnia. Rozmawiamy o wszystkim i o niczym, o rodzinie, przyjaciołach, jedzeniu, polityce... Więc może to cały sekret... Uważam, że gracze są przede wszystkim ludźmi. Mogę na nich wywierać presję, żądać, aby dawali z siebie 100%, bo mam dużo mocy. Mam dużo mocy. Ale mówię wam, dzięki spersonalizowanej relacji można osiągnąć trochę więcej.
Czy przeszkadza ci to, że jesteś postrzegany bardziej jako menedżer niż taktyk?
Nie, nie przeszkadza mi to. Widzę, że jestem naprawdę dobry w zarządzaniu szatnią. Ale ostatecznie najważniejsze jest boisko. To ono mówi, czy jesteś dobry, czy nie. Osobiście uważam, że jestem naprawdę dobrym taktykiem. Naprawdę dobrym. Nie najlepszym, jak sądzę, ale naprawdę dobrym taktykiem. Na przykład Guardiola wprowadził nowy styl, a Klopp i niemieccy trenerzy również wnieśli coś własnego. Ale nie ja. Nie wprowadziłem niczego, co zostanie zapamiętane. Nie ma więc stylu Ancelottiego, ponieważ nie chcę konkretnego stylu.
Czy kiedykolwiek przyjaźniłeś się z zawodnikiem?
Ja przyjaźnię się z moimi zawodnikami. I chcę! Mogą ze mną rozmawiać o wszystkim. Mówię im: „Chcę zbudować z wami dobre relacje. Pamiętaj, że nie jestem ponad tobą. Ale nie jestem też poniżej ciebie”. Relacja musi pasować do tych ram. Czasami zawodnicy mylą czas, kiedy nie jestem ich menedżerem, z czasem, kiedy rzeczywiście jestem ich trenerem. Sadzam jednego z nich na ławce, a on może sobie powiedzieć na przykład: „Carlo posadził mnie na ławce jako zmiennika”. Nie, Carlo nie posadził Eduardo na ławce. Trener Ancelotti posadził na ławce Camavingę. Czasami wymaga to wyjaśnienia. Trzeba być cierpliwym. Zawodnicy mogą zapomnieć, że mamy dobre relacje jako ludzie i że to trener posadził zawodnika na ławce. A moja profesjonalna decyzja wpływa na naszą ludzką, osobistą relację. A to nie jest dobre. Staram się to wyjaśnić: „Mogę postawić na innego zawodnika zamiast ciebie i wysłać cię na ławkę, ale wolałbym zjeść posiłek z tobą niż z zawodnikiem, którego posadziłem na ławce”. Nie zawsze jest to łatwe do zrozumienia. Ale jestem pewien, że dobre relacje z zawodnikami pomagają wygrywać.
Podobno jesteś emocjonalną osobą...
Tak, to prawda. Często płaczę. Na przykład podczas emocjonalnej dyskusji. To dla mnie normalna rzecz. To u mnie rodzinne, to genetyczne. Mój ojciec i dziadek byli tacy sami. Moja córka i mój syn są tacy sami. Piłka nożna potrafi też doprowadzić mnie do płaczu. Z radości, oczywiście, czasami. Wiesz, łzy przychodzą i odchodzą. To dobra rzecz. Potrafię płakać razem z zawodnikiem. Zdarzało się, że pokazywałem im te emocje. I nie mam z tym problemu. Ostatnim bardzo trudnym emocjonalnie momentem było dla mnie odejście Toniego Kroosa. A przed nim Casemiro... O tak, to było trudne. Próbowałem przekonać go do pozostania, ale był zmotywowany pomysłem zdobycia nowego doświadczenia. Kiedy zawodnicy odchodzą, a ty masz z nimi tak bliskie relacje, to zawsze jest to skomplikowany emocjonalnie czas... Chociaż to nie są tylko moi zawodnicy. Z drugiej strony, nigdy nie jest trudno, gdy to ja opuszczam klub. Trzeba patrzeć w przyszłość.
Czy czujesz się komfortowo w relacjach z nową generacją graczy?
Niespecjalnie. To inny styl, inny sposób patrzenia na życie. Jest im o wiele trudniej. Mają o wiele większą odpowiedzialność i grają o wiele więcej. Presja, pod jaką się znajdują, jest nieporównywalna z tym, co było wcześniej. Nie miałem żadnej presji, kiedy zaczynałem. Nie byłem zmuszany do gry dla mojej rodziny. Moja mama nawet nie chciała, żebym grał. Bała się, że mogę doznać kontuzji. Dla nowych pokoleń presja jest ogromna. Jest też inna choroba, uzależnienie od telefonu. Muszę z tym walczyć. Pewnego dnia, dla żartu, powiedziałem im: „Jestem zmęczony widokiem waszych telefonów w szatni. Od teraz kończymy z nimi. Kiedy jedziecie na trening, zostawiacie je”. Zawodnicy powiedzieli do mnie: „Żartujesz?”. „Nie, mówię bardzo poważnie. Od jutra tak będzie”. I wyszedłem. Po treningu kapitanowie przyszli do mojego biura: „Nie możesz tego zrobić. To szaleństwo, to nie może się zdarzyć!”. Wyobrażacie to sobie?
*koniec części 2.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze