Miłość jest ślepa
Zakochani wybaczają. Na ślepo.
Luka Modrić i Vinícius Júnior w czułym uścisku. (fot. Getty Images)
Spośród wszystkich przysłów i ludowych powiedzonek traktujących o najszlachetniejszym uczuciu, jakim jest miłość, moją szczególną sympatię wzbudza to, które niesie za sobą informację, że miłość nie cieszy się sokolim wzrokiem, a mówiąc wprost – jest ślepa. Nie chciałbym tutaj rozwodzić się nad miłością międzyludzką, wolałbym od razu przejść do miłości kibicowskiej. Zwłaszcza że między jedną a drugą nie ma wielkiej różnicy.
Prawdę mówiąc, nie ma między nimi praktycznie żadnej różnicy. W jednym i w drugim przypadku przymykamy oko na mankamenty drugiej strony, w jednym i w drugim przypadku skupiamy się na pozytywach, w jednym i w drugim przypadku idealizujemy. Stąd rzeczona na początku, dosadna dość fraza zaświadcza o swoistej ślepocie miłości. Bo przecież jeśli nasza drużyna nie pozostawi po sobie najlepszego wrażenia, ale mimo wszystko odniesie zwycięstwo, to nie będziemy się czepiać. No chyba że taka sytuacja powtarza się nagminnie, od początku sezonu.
„Miłość ci wszystko wybaczy”, śpiewała niegdyś słynna Hanka Ordonówna. Jesteśmy w stanie wybaczyć wiele. Z racji na nasze preferencje kibicowskie, nie trzeba nam tego misternie tłumaczyć. Właściwie to od 18 sierpnia i pierwszej ligowej kolejki, w ramach której mierzyliśmy się z Mallorcą, musimy Carlo Ancelottiemu i jego podopiecznym coś wybaczać. Namiętne zasiadanie do kolejnych gier Realu Madryt w bieżącej kampanii może zakrawać na posiadanie skłonności masochistycznych. Ale idziemy w to. I jest to najlepszy dowód na poparcie tezy, że miłość jest ślepa.
Ostatnio jednak przekroczone zostały wszelkie granice. Porażki 0:4 w Klasyku nie da się ot tak puścić w niepamięć i przejść nad nią do porządku dziennego. Ze względu na gwałtowne powodzie, które nawiedziły Hiszpanię i zebrały śmiertelne żniwo, Królewscy nie mieli okazji, żeby zrehabilitować się za sromotną klęskę w starciu z odwiecznym rywalem, ponieważ spotkanie z Valencią zostało przełożone. Szansa na zmazanie plamy i zostawienie w tyle nie tylko El Clásico, ale i całego zamieszania ze Złotą Piłką nadarza się zatem w konfrontacji z ekipą, która liczbą uszatych pucharów, będących obiektem pożądania wszystkich klubów na Starym Kontynencie, ustępuje jedynie samym Los Blancos.
AC Milan, bo o nim rzecz jasna mowa, to klub-instytucja. 19-krotny mistrz Włoch, 7-krotny triumfator Ligi Mistrzów. Znów stał się konkurencyjny po wielu latach głębokiego kryzysu (nieobecny w Champions League w okresie 2014-2021), czego ostatecznym potwierdzeniem było scudetto zdobyte w 2022 roku po 11-letniej przerwie. Dwa lata w futbolu to jednak szmat czasu i obecnie sympatycy mediolańczyków mają więcej powodów do zmartwień niż do radości, a przecież ze świecą szukać innych fanów, którzy lepiej od nich zaznajomili się z istotą ślepej miłości do swojego klubu.
Końca dobiegła era Stefano Piolego, a schedę po trenerze, który był architektem długo wyczekiwanego powrotu Milanu do walki o najwyższą stawkę, przejął Paulo Fonseca. Portugalczyk nie został powitany na San Siro zbyt entuzjastycznie. Trudno się dziwić, skoro władze klubu obiecywały zatrudnienie uznanego fachowca, a skończyło się na byłym szkoleniowcu Szachtara Donieck, Romy czy Lille, z całym szacunkiem dla niego. 51-latek od początku miał pod górę, a im dalej w las, tym było trudniej.
Wydawało się, że punktem zwrotnym dla Rossonerich, którzy mają w swoich szeregach kilku naszych starych znajomych, takich jak Theo Hernández czy Álvaro Morata, może być wygrana w derbach Mediolanu, ale późniejsze potknięcia z Bayerem Leverkusen i Fiorentiną wskrzesiły demony. Jeśli uznamy więc, że z Realem nie jest w tej chwili najlepiej, to co w takim razie powiedzieć o Milanie, który w 12 meczach na wszystkich frontach poniósł nie 2, a 4 porażki i w tabeli Serie A zajmuje 7. miejsce. Po ostatniej potyczce z Monzą, nie najlepszej, choć wygranej, La Gazzetta dello Sport pokusiła się nawet o opinię, że jest już listopad, a wicemistrzowie Włoch wyglądają tak, jakby mieli nowego mendżera od dziesięciu dni i dopiero co przygotowywaliby się do nowego sezonu. W związku z tym nie można się dziwić, że wśród milanistów nie ma optymizmu przed dzisiejszym pojedynkiem, czemu wyraz w rozmowie z nami dała Sylwia Macioszek, kibicka włoskiej drużyny i redaktorka portalu ACMilan.com.pl.
Banałem byłoby napisanie, że po murawie Santiago Bernabéu będą biegać dziś łącznie 22 Puchary Europy. Nie ulega natomiast wątpliwości, że rywalizacja Realu z Milanem to kawał historii piłki nożnej, a wisienką na tym madrycko-mediolańskim torcie wciąż jest finał z 1958 roku, w którym Los Merengues wygrali 3:2 po dogrywce dzięki bramce zdobytej przez Paco Gento. Historii lekko zakurzonej, bowiem ostatnie oficjalne mecze obu zespołów miały miejsce w fazie grupowej Ligi Mistrzów w sezonie 2010/11. Wówczas w stolicy Hiszpanii padł wynik 2:0, z kolei w stolicy Lombardii doszło do podziału punktów w obliczu rezultatu 2:2. Po 14 latach ci dwaj piłkarscy giganci znów staną ze sobą w szranki w najbardziej prestiżowych klubowych rozgrywkach w Europie, choć już w odświeżonej, obowiązującej od trwającej edycji formule.
Carletto, szczycący się statusem legendy zarówno w Realu Madryt, jak i w Milanie, nie był wczoraj chętny do wnikliwej dyskusji o futbolu. Tłumaczył to tragicznymi skutkami powodzi w Hiszpanii. Tak było na oficjalnej przedmeczowej konferencji prasowej. Ale po niej udzielił jeszcze krótkiego wywiadu dla włoskiego Sky Sport. „Wszystko, co wydarzyło się w zeszłym tygodniu, minęło i nie zostawiło żadnych negatywnych śladów”, zadeklarował Włoch. Mówimy: „Sprawdzam”.
Cała drużyna jako kolektyw, a także kilku zawodników indywidualnie ma coś do udowodnienia po nieprzyjemnych doświadczeniach ubiegłego tygodnia. Nie będziemy ukrywać, że sympatycznie byłoby zobaczyć choćby Kyliana Mbappé, który nie pali 9 na 10 akcji i przynajmniej raz umieszcza piłkę w siatce, czy Jude'a Bellinghama, który jak za starych, dobrych czasów – nie dalej jak w minionej kampanii – dominuje na całej długości i szerokości boiska, nie dając sobie zabrać futbolówki. To chyba niewielkie wymagania jak na obrońcę najcenniejszego europejskiego tytułu na poziomie klubowym, prawda?
Żeby była jasność – kibicowanie Królewskim to najwspanialszy kalejdoskop emocji, jaki można sobie wyobrazić, a nasza miłość jest ślepa i bezgraniczna. Nie zmienia to faktu, że miło jest od czasu do czasu otrzymać pieczątkę przypominającą, że nie jest ona bezpodstawna. Wbrew powszechnemu i błędnemu przekonaniu, że kocha się nie za coś, lecz pomimo czegoś.
* * *
Mecz z Milanem rozpocznie się we dzisiaj o godzinie 21:00, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale CANAL+ Extra 1 w serwisie CANAL+ Online.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze