Advertisement
Menu
/ lequipe.fr

Varane: Przez 11 lat grałem z jednym sprawnym kolanem

Raphaël Varane, który niedawno zakończył piłkarską karierę z powodu licznych kontuzji, udzielił obszernego wywiadu dziennikowi L’Équipe. Francuz opowiadał o całej swojej karierze i trudnościach, z którymi musiał się zmagać.

Foto: Varane: Przez 11 lat grałem z jednym sprawnym kolanem
Raphaël Varane. (fot. Getty Images)

Kiedy zacząłeś myśleć, że zamierzasz skończyć karierę? 
Już na początku mojego ostatniego sezonu w Manchesterze United myślałem, że fajnie byłoby zakończyć tam karierę, przedłużyć tę przygodę. To się jednak nie udało, a lato było bardzo intensywne. Szukałem czegoś wyjątkowego i w ten sposób trafiłem na Como. Z MU zakończyłem na zwycięstwie w Pucharze, ale już wtedy wiedziałem, że projekt klubu do mnie nie pasuje. Como to był projekt, który wyróżniał się – nie był egzotyczny, nie chodziło o pieniądze, ale miało to ludzki sens, i wciąż ma, bo zostanę z nimi. Chciałem też grać tylko raz w tygodniu. Po przygotowaniach moja rodzina miała dołączyć do mnie we Włoszech, ale gdy 11 lipca doznałem kontuzji, od razu wiedziałem, że to koniec. Byłem tego pewien, bo wszystko miałem już zaplanowane.

Co się stało 11 lipca w Como? 
To było skręcenie lewego kolana, w zupełnie niegroźnej akcji. Patrząc na nagranie, można się zastanawiać, jak w ogóle doszło do tej kontuzji – nie było żadnego kontaktu, ani skrętu. Przerwa miała potrwać kilka tygodni, więc nie było to aż tak poważne, ale dla mnie fakt, że to było lewe kolano, miał wielkie znaczenie, bo od 2013 roku lewe kolano rekompensowało prawe. To dzięki niemu znalazłem równowagę w nierównowadze. Jeśli więc moje lewe kolano mówi, że ma dość, to muszę go posłuchać. Od 20. roku życia grałem z „mieczem Damoklesa” nad prawym kolanem. Zarządzanie presją, znajomość swojego ciała, wiedza, kiedy pchnąć maszynę – to wszystko miałem opanowane perfekcyjnie. Ale przez ostatnie trzy lata kontuzje dotyczyły tylko lewego kolana. Prawe stało się solidne, ale mniej mobilne, a lewe musiało robić wszystko – generować siłę, starty, impulsy. Ta kontuzja fizycznie wciągała mnie w spiralę, w której równowaga między poświęceniami a przyjemnością już nie była zachowana. Jestem pasjonatem, obsesyjnie nastawionym na osiągi, i jeśli nie mogę dać z siebie 100%, to mi to nie odpowiada.

Kiedy podjąłeś decyzję? 
Myślę, że na boisku już to wiedziałem. Następnego dnia mówiłem o tym na gorąco, zapowiadając, że wrócimy do tego na spokojnie, a po około dziesięciu dniach, kiedy wszystko przemyślałem, ogłosiłem swoją decyzję. To było trudne, ale w swojej karierze często podejmowałem trudne decyzje, a ta była ostateczną. Ale była to właściwa decyzja.

Najbardziej zaskakujące jest to, że zakończyłeś karierę w wieku 31 lat, kiedy kariery są coraz dłuższe, czy to, że udało ci się grać tak długo z jednym kolanem? 
Nie jestem pewien, czy kariery rzeczywiście trwają dłużej. Średnia wieku spada, na przykład w Premier League. Wiem, że to może być zaskakujące, ale ostatecznie zadajemy sobie zawsze to samo pytanie: co chcesz zrobić ze swoim życiem? Zawsze podnosiłem się po trudnych momentach, ale może musiałem przekonać się, jak daleko mogę się posunąć, i uderzyć w mur, by naprawdę to zrozumieć. Gdybym skończył wcześniej, miałbym żal. Teraz wiem, że nie mogłem iść dalej i mogę być z tego dumny.

Jak można grać jedenaście lat z jednym kolanem? 
Z wielkim wysiłkiem, poświęceniem, dbałością o siebie, ucząc się zarządzać nową równowagą. U mnie to wychodzi z bardzo specyficznych warunków fizycznych: jestem wysoki, bardzo szybki, mam wąskie biodra, szerokie ramiona, kolana skierowane do środka – dziwna maszyna (uśmiech). Kiedy w 2013 roku doznałem kontuzji łąkotki w prawym kolanie, równowaga się zaburzyła, a kolano lekko zdeformowało, aby dostosować się do rywalizacji. Pracowałem z fizjoterapeutami nad postawą, wkładkami, przesuwałem granice w poznawaniu swojego ciała. Ale nie byłem graczem podatnym na kontuzje: przez pięć lat w Madrycie byłem europejskim obrońcą, który grał najwięcej. Mam 93 występy w reprezentacji i 360 meczów dla Realu.

Czy w tym konkurencyjnym środowisku było niemożliwe przyznać się, że grasz na jednym kolanie?
Tak, to prawda. I nie chciałem, żeby to brzmiało jak wymówka. Gdybym powiedział, że muszę kompensować, stawiałoby mnie to w pozycji słabszego, a kiedy wchodziłem na boisko, chciałem zmiażdżyć wszystkich. Psychicznie, wchodząc na boisko, nie mogłem powiedzieć innym ani sobie, że mam tylko jedno kolano. W rzeczywistości, patrząc tylko na kolano, można by się martwić w każdej chwili. Ale nie, gdy spojrzało się na ogólną równowagę, jaką osiągnąłem. To kolano to tylko jeden aspekt mojej kariery, ale nie cała moja kariera.

Jak żyje się z tym strachem? 
Wiedziałem, że mogę się nabawić kontuzji, zerwać więzadło, doznać wstrząsu mózgu, ale wszyscy żyjemy z tym ryzykiem. Nie ryzykujemy życiem jak gladiatorzy, ale gramy na szali naszą integralność fizyczną, co jest częścią tego, kim jesteśmy. Od najmłodszych lat jesteśmy „twardzielami”. Graliśmy z bólem przez całe życie. Kiedy później wypowiadam się na temat wstrząsów mózgu czy kalendarza meczów, można pomyśleć, że mówię o swoich problemach, ale nie – odnoszę się do piłki nożnej jako całości. Może to moja ostatnia wielka rozmowa jako zawodnika, dlatego zależy mi, żeby pozostawić jakiś ślad. Wielu piłkarzy milczy, bo gdy domagasz się czegoś dla innych, piłka nożna ma tendencję do myślenia, że robisz to dla siebie. Ale to nieprawda. Kiedy mówię o zdrowiu psychicznym, nie chodzi mi o to, żeby grać mniej, lecz o to, że piłka nożna działa na zbyt wysokich obrotach, a ta maszyna w końcu się zepsuje.

Ale to nie te „zbyt wysokie obroty” skłoniły cię do zakończenia kariery, prawda? 
Nie, ale to właśnie te obroty sprawiły, że zakończyłem grę w reprezentacji (po Mistrzostwach Świata 2022) i zdecydowałem się poszukać projektu, w którym grałbym mniej.

Czy byłbyś jeszcze lepszy z dwoma zdrowymi kolanami? 
Czasami o tym myślałem, przyznaję. Z dwiema nogami to byłoby coś (śmiech). Podchodzę do tego lekko, ale to właśnie dzięki temu problemowi opanowałem swój fach. Od lat nie wchodzę już wślizgiem, czekam na odpowiedni moment, aby wywrzeć presję w pojedynku, kiedy mogę zwolnić, przyspieszyć lub rozpocząć bieg wcześniej niż napastnik. Bez tego kolana nie opanowałbym swojej pozycji tak dobrze. Na początku kariery myślałem: „Nie obchodzi mnie to, dogonię go”. Później musiałem rekompensować braki. Kiedy widzę młodych piłkarzy z niesamowitymi zdolnościami fizycznymi, myślę sobie, że gdyby tylko…

Przybycie do Realu w wieku 18 lat to było trochę szaleństwo? 
Zrobiłem wszystko trochę szybciej niż inni. Miałem szczęście trafić do klubu, który daje młodym czas na naukę gry na najwyższym poziomie i osiągnięcie dojrzałości fizycznej. To, co zrobili przez te lata ze mną, Valverde, Viníciusem czy Rodrygo, jest wyjątkowe. Każdy wielki klub powinien kopiować Real. Klub przedłuża proces kształcenia, podczas gdy gdzie indziej młodzi zaczynają coraz wcześniej i szybciej się wypalają.

Czy to był dla ciebie zbyt wielki świat? 
Kiedy tam dotarłem, zamknąłem usta i nauczyłem się robić wszystko, co trzeba, żeby dobrze grać. Byłem jak gąbka – słuchałem, uczyłem się. Zajęło mi kilka lat, zanim udowodniłem, że mogę być obrońcą na wysokim poziomie, nie będąc typowym „starym” obrońcą, który zastrasza rywali. Byłem w innym stylu – wysoki i szybki: kiedy zaczynałem, takich jak ja było zaledwie kilku. Dziś to bardziej powszechne. Trzeba było to udowodnić i potwierdzić na najwyższym poziomie. To był element mojej gry, który długo czekał na uznanie w reprezentacji Francji. Kiedy nie szło, byłem postrzegany jako kruchy, mało agresywny, a gdy było dobrze, to była klasa, „gra w garniturze”, „pan Czysty”…

Dorastałeś wraz z nowym Realem, który zaczął odnosić sukcesy nieco później. 
José Mourinho zapoczątkował coś ogromnego. Ancelotti potrafił to przekształcić, a potem mieliśmy złote pokolenie u szczytu, z Zizou na czele. Zadzwonił do mnie, kiedy byłem w Lens, żeby przekonać mnie do podpisania kontraktu z Realem, a potem spotkaliśmy się ponownie, już jako trener i zawodnik. Bardzo dużo się od niego nauczyłem, chociaż nie zawsze się we wszystkim zgadzaliśmy. Naprawdę dobrze rozumie piłkarzy, zawsze ich bronił i brał na siebie odpowiedzialność w trudnych chwilach.

„Nie zgadzałeś ze wszystkim”: dlatego, że na początku mało grałeś?
 Tak, na początku, w 2016 roku, byłem rezerwowym. Nie grałem w każdym meczu, musiałem walczyć. I się zmienić. Byłem bardzo nieśmiały, a ci, którzy mnie znali, pewnie zastanawiali się, co się stało, że tak nagle stałem się liderem. Ale to nie było po to, żeby sprawować władzę, tylko żeby pomagać innym stać się lepszymi, co było moją formą egoizmu: pomagać innym, żebyśmy wszyscy byli lepsi, a ja przy okazji też. Muszę jednoczyć ludzi, tworzyć spoiwo. Moja duma polega na tym, że udało mi się to zrobić, pozostając na najwyższym poziomie, równie mocno jak zdobywanie trofeów.

Ale trofea są tutaj, za nami, w pokoju – repliki, Ligi Mistrzów, Puchar Świata…
Tak, w rogu są Superpuchary, które nie są tak ważne jak największe trofea, ale to medale, które mówią: „Jesteś na szczycie, więc będziesz grał więcej niż inni, a wszyscy chcą cię zobaczyć, jak przegrywasz”.

Czy odkąd oficjalnie przeszedłeś na emeryturę, inaczej patrzysz na te trofea? 
Jeszcze nie. Wiem, że to przyjdzie. Odczułem falę emocji, otrzymałem mnóstwo miłości i wdzięczności. Szczerze mówiąc, ta rozmowa to także krok w tym procesie. Przygotowywałem się do tego od połowy mojej kariery. Wiem, że zakończenie kariery to szok, więc trzeba się do tego przygotować lata wcześniej. Zdobyłem dyplomy, uczyłem się, inwestowałem, rozwijałem się, ale wiem też, że niezależnie od przygotowań, kiedy to nastąpi, to będzie szok.

Czujesz to? 
Tak, naprawdę. Grałem w piłkę od 7. do 9. roku życia w moim małym klubie. W wieku 9 lat trafiłem do Lens, już w konkurencyjne środowisko, a w wieku 13 lat byłem już w internacie, wyrwany z korzeniami, zostawiając swoją młodość na boku, i zanim zdążyłem powiedzieć „uff”, już byłem w Madrycie. Potem jesteś ukształtowany przez kalendarz zawodnika – podróże, treningi, mecze. A kiedy z tego wychodzisz, czujesz ulgę, poczucie wolności, euforii, ale jednocześnie czujesz się całkowicie zagubiony. Masz za dużo wolności i myślisz sobie: „Co się ze mną dzieje?”. Znam teorię, ale przeżycie tego to coś zupełnie innego. Piłka nożna to moja osobowość, więc kiedy się z nią rozstajesz, jest to trudne. W pierwszych tygodniach myślałem: „Ale co to jest?”. Jeden dzień jest wspaniały, drugi zupełnie zły, inny pełen niepokoju, bo nie ma już tej adrenaliny: ta utrata punktów odniesienia naprawdę wstrząsa. Nie mam problemu, by o tym mówić, wręcz przeciwnie, to mi pomaga. Bardzo lubiłem dzielić się doświadczeniami ze starszymi zawodnikami. To trochę zanikło. Młodzi, którzy teraz wchodzą do reprezentacji Francji, zadają mniej pytań.

Ale starsi mówią, że trzeba grać jak najdłużej… 
Tak, wszyscy mówią: „Nie jesteś gotowy, im później, tym lepiej”. Tak, ale każdy ma swoje „później”. Jeśli jednak tak mną to wstrząsnęło, mimo że byłem przygotowany i sam o tym zdecydowałem, to wyobrażam sobie, jak to musi być dla tych, którzy nie są przygotowani…

Czy reprezentacja Francji to najpiękniejsza rzecz, jaka ci się przydarzyła?
Wygrana dla swojego kraju jest nieporównywalna z niczym innym. Ale na początku nie było łatwo. Podczas mojego pierwszego meczu z Gruzją (3:1, 22 marca 2013) kibice gwizdali, bo podałem piłkę do tyłu przy wyniku 3:0. Kiedy opowiadałem o tym młodszym zawodnikom, patrzyli na mnie z szeroko otwartymi oczami: „Serio? A my, jak przyjeżdżamy do Clairefontaine, to wszyscy chcą nasze autografy”. Tak, chłopaku, ale my musieliśmy na to zapracować! Oprócz wygranej w 2018 roku, moim największym wspomnieniem jest baraż z Ukrainą (0:2 na wyjeździe, 3:0 u siebie) w listopadzie 2013 roku, który dał nam awans na Mistrzostwa Świata 2014. Mam dreszcze, kiedy o tym mówię… W tamtym meczu nie powinienem grać. Po pierwszym spotkaniu byłem gotów opuścić zgrupowanie z powodu kontuzji kolana – to była świeża kontuzja łąkotki. Kolano puchło, było rozgrzane, a po barażu nie grałem przez dwa miesiące. Tamtego dnia naprawdę ryzykowałem swoją karierę. Francja mnie potrzebowała, trener mnie potrzebował, musiałem zagrać, więc podjąłem ryzyko. Usunęliśmy płyn, podano mi znieczulenie, miałem 20 lat i pomyślałem: „Niech będzie, trudno”. Wiedziałem, co robię. Ale nie żałuję. Dla Francji zrobiłbym to znowu.

Jak zbudowałeś swoje przywództwo i jak wyglądało to w reprezentacji Francji? 
Często byłem kapitanem w młodzieżowych drużynach, awansowałem wcześniej niż inni, nosiłem opaskę kapitana w reprezentacji Francji w wieku 21 lat i zawsze starałem się pomagać innym. Potrafiłem dogadać się z różnymi kulturami i mentalnościami, może dlatego, że jestem Metysem i dzieckiem dwóch kultur. Mam szeroką perspektywę, która popycha mnie do łączenia się ze wszystkimi.

Dzisiaj w reprezentacji Francji brakuje przywództwa… 
Kiedy moja generacja wchodziła do drużyny, były miejsca do zdobycia. Po wydarzeniach z 2010 i 2012 roku ludzie pragnęli nowości, a my symbolizowaliśmy ten odnowiony zespół. Ale szanowaliśmy starszych zawodników, mieliśmy komplementarne przywództwo i to było niesamowite przeżycie. Na początku ktoś jak Pat Evra odgrywał część tej roli przywódczej, zanim my byliśmy na to gotowi.

Czy EURO 2016 wpłynęło na twoje relacje z Didierem Deschampsem? 
Nie, wstrząsnęło nimi na tamto lato, ale w pewien sposób nas to zbliżyło. Bardzo bolało mnie, że przegapiłem to EURO, ale wtedy jeszcze mocniej uświadomiłem sobie, że reprezentacja Francji jest darem dla wszystkich i że to może się skończyć w każdej chwili. Nie mam do nikogo pretensji. W tamtym momencie byłem zły, bo miałem wystarczająco dużo czasu, aby wrócić po kontuzji, tak jak to miało miejsce na Mistrzostwach Świata 2022 – warunki były podobne. Ale nie mogę mieć do niego żalu, sam zrobiłbym to samo na jego miejscu. Od tego momentu jeszcze bardziej zrozumiałem, jak ulotne jest to wszystko: nie mogłem milczeć przed meczem, wiedząc, że to może być ostatni raz.

Czy 2018 rok pozostanie twoją najpiękniejszą drużynową przygodą?
Rok 2014 też był niezły, czuliśmy, że nadchodzi nowa era. Ale 2018, oczywiście, to była prawdziwa chemia, z wartościami, ludźmi z różnych środowisk, religii i kultur, którzy wspólnie stworzyli coś niesamowitego. Ale nie było to proste. Tuż przed Mistrzostwami Świata odbyło się kilka gorących spotkań z trenerem. Ale lubiłem te trudne momenty, kiedy na boisku widać, kto chce piłkę przy nodze, a kto będzie się jej bał.

Byłeś dość dojrzały, żeby powiedzieć trenerowi: „To nie działa, zmieńmy to”… 
Walczyliśmy z trenerem, ale on doskonale nas rozumiał, bo sam robił to samo, kiedy był zawodnikiem…

Zdjęcie w deszczu z Pucharem Świata 2018 w ramionach, jak dziecko – czy to właśnie to zdjęcie zostanie zapamiętane? 
Tak, ale najlepiej, gdyby na tym zdjęciu byli wszyscy. W piłce nożnej nie ma nic piękniejszego niż drużyna. Po Mistrzostwach Świata 2022 nie wracam do wspomnień, bo nie chcę o nich myśleć. To był mieszanka wielu rzeczy, a indywidualnie nie wspominam tego dobrze, bo doznałem kontuzji przed turniejem i to była walka z czasem. Pod koniec turnieju, gdy opuściłem początek rozgrywek, zachorowałem na wirus, który był bardzo silny. Nigdy nie dowiemy się, co to było. Po półfinale sytuacja się pogorszyła. Trzy dni przed finałem Pucharu Świata byłem wyczerpany, moje ciało się poddawało, a dzień przed meczem wciąż byłem osłabiony i miałem gorączkę. Ale w głowie myślałem: „Nie przegapię finału Pucharu Świata z powodu przeziębienia”. Dałem z siebie wszystko, ale nie miałem siły, by zmotywować drużynę przed meczem, ani na półmetku, żeby pchnąć wszystkich do przodu. Miałem energię, żeby grać, ale chciałbym dać znacznie więcej. Chciałbym, abyśmy stworzyli tę samą atmosferę, którą mieliśmy przed finałem w 2018 roku. Widać było w trakcie meczu, że nie byliśmy gotowi, aby się przełamać. Przez osiemdziesiąt minut byliśmy całkowicie nieobecni. To mój największy żal, mimo że dałem z siebie wszystko.

W Dausze, wieczorem po finalem…
 Wiedziałem, że to koniec z reprezentacją. Wciąż byłem w dobrej formie fizycznej, bo mogłem grać w Premier League, a więc wszędzie, ale nigdy się nie zatrzymywałem, a chciałem zwolnić. To było za dużo, zwłaszcza w kontekście rodziny. Poza tym czułem wyraźnie zmianę pokoleniową i w wieku 29 lat czasami czułem się nie na miejscu. Istnieje wyraźna różnica, to nie jest ta sama pasja do zawodu, co u młodszej generacji. Mają w sobie więcej lekkości. Kiedy grasz zarówno w reprezentacji, jak i w klubie, nigdy nie masz przerwy. Nawet jeśli to twoja pasja, nie jest to zwykłe zajęcie – mogę przez całą noc myśleć o nieudanym podaniu z 57. minuty, co mnie doprowadza do szału. Daję z siebie bardzo dużo, więc to jest bardziej wyczerpujące psychicznie. Mam troje dzieci i chcę z nimi spędzać więcej czasu. Moja córka urodziła się dzień po Klasyku, a dzień później wyjechałem do Niemiec. A mój syn przeżył te chwile bez matki, która była w klinice, i bez mnie, bo byłem z Realem. To mnie dotknęło i zabolało.

Co teraz będzie w twoim życiu? 
Skupiam się na Como, ponieważ dołączam do komitetu rozwoju klubu. Nadal mam coś do zaoferowania piłce nożnej, a to pozwoli mi zobaczyć ją z innej strony. Interesuje mnie też biznes – założyłem trzy fundacje i lubię mentoring, pomaganie piłkarzom w znalezieniu równowagi w ich życiu. Bycie sportowcem na najwyższym poziomie jest o wiele trudniejsze, niż ludzie myślą. Miałem szczęście być dobrze otoczony, ale i tak musiałem przejść przez trudne chwile – było naprawdę trudno.

Co masz na myśli? 
Jako piłkarz masz całe przedsiębiorstwo do zarządzania, więc musisz delegować. Kilka razy zmieniałem ludzi wokół mnie, musiałem postawić pewne granice, zarówno z bliskimi, jak i z ludźmi z zewnątrz. W centrach szkoleniowych nikt cię nie uczy, jak radzić sobie z przejściem do innej kategorii społecznej i jak zarządzać relacjami z otoczeniem w związku z tą zmianą. Widziałem, jak wiele karier nie rozwijało się, a rodziny się rozpadały. Podejmowałem trudne decyzje bardzo młodo, miałem szczęście, że mój brat bardzo mi pomógł, ale świat piłki nożnej wciąż ma wiele do zmienienia i poprawienia. Chciałbym pomóc w tym, jeśli chodzi o kalendarz, wstrząsy mózgu, zdrowie psychiczne. Problemem są też konflikty interesów, a piłkarze są w ich centrum.

Czy czułeś się kiedyś oszukany?
Nie tyle oszukany, co cały system jest zbudowany tak, aby piłkarz nie myślał i nie zauważał, że jest wykorzystywany. Kiedy masz trochę doświadczenia, widzisz te mechanizmy i potem masz wybór: albo się na to zgadzasz, dla własnego spokoju, mówiąc: „Róbcie swoje układy, a ja skupię się na rodzinie i grze”, albo się nie zgadzasz, ale to wymaga ogromnej ilości energii. Nie chcę mówić za dużo, ale ważne jest, żeby wiedzieć, że piłka nożna to bardzo specyficzny przemysł.

Nie będzie łatwo zmienić świata, prawda? 
Nie zmienimy świata, ale możemy działać inaczej. Przynajmniej pójdę w kierunku, w którym chcę. Obecnie widzę siebie bardziej jako prezesa klubu niż trenera, ale mam szczęście, że mogę robić wiele rzeczy, które mnie interesują. Przede mną otwiera się cały świat. Nie boję się porażki, nigdy się jej nie bałem.

Ale trochę boisz się ewolucji piłki nożnej… 
Jest znacznie mniej kreatywności, mniej geniuszy na boisku. We wszystkich pozycjach są bardziej fizyczne profile, a jest mniej zawodników, którzy potrafią wytrącić przeciwnika z równowagi – większość z nich to gracze jeden na jeden, operujący po bokach. Wszystko staje się zautomatyzowane, a schematy gry sprawiają, że trudno jest przełamać ustawiony blok drużyny. Jest o wiele mniej swobody. Ancelotti daje dużo wolności, ale nowa generacja trenerów daje jej znacznie mniej. Piłka nożna powinna pozostać grą błędów, a staje się nią coraz mniej.

Czego będzie ci brakować najbardziej? 
Tego momentu, kiedy wchodzisz w swoją bańkę przed meczem, zakładasz słuchawki i jesteś gotowy, aby się przełamać. Tak, tego będzie mi brakowało najbardziej.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!