Sensacyjna porażka koszykarzy
W 1. kolejce Ligi Endesa Real Madryt niespodziewanie przegrał na wyjeździe z Leymą Coruña. Królewscy prowadzili już nawet 14 punktami, ale ambitnie grający gospodarze nie poddawali się do samego końca.
Sergio Llull. (fot. Getty Images)
Real Madryt zainaugurował rywalizację w Lidze Endesa od porażki z Leymą Coruña. Beniaminek nie poddawał się w żadnym momencie rywalizacji, nawet kiedy przewaga Królewskich była dosyć duża. Podopieczni Chusa Mateo popełnili wiele błędów i nie zachowali zimnej krwi w końcówce. Galisyjczycy odnieśli pierwsze w historii zwycięstwo w Lidze Endesa. Trey Thompkins ostatecznie nie był gotowy do gry i nie mógł się zmierzyć z byłymi kolegami. Pojawił się za to na trybunach.
W pierwszej kwarcie tylko na moment prowadzili gospodarze, a później przewagę zyskali madrytczycy. Z bardzo dobrej strony pokazał się Eli Ndiaye, dla którego takie mecze są szansą, by udowodnić swoją wartość i zniechęcić klub do sprowadzania następcy za Yabusele. W dużej mierze za jego sprawą Królewscy zanotowali aż cztery ofensywne zbiórki, dzięki czemu zyskali nawet osiem oczek przewagi. Wydawało się, że spotkanie stopniowo układa się po myśli Realu Madryt (16:22).
Zmieniło się to w drugiej części, kiedy gospodarze wrócili do gry. Znakomite minuty na parkiecie notował Jakovičs i Galisyjczycy szybko byli w stanie zniwelować straty i wyjść na prowadzenie. Chus Mateo był zmuszony do rotowania składem, żeby przywrócić mecz na właściwe tory. Pomagał mu w tym Sergio Llull. Kapitan wziął odpowiedzialność na swoje barki i zdobył większość punktów dla Królewskich w tej części. Pozwoliło to madrytczykom powiększyć prowadzenie przed przerwą (37:44).
Po zmianie stron Real Madryt powiększył przewagę do 14 punktów. Ambitni Galisyjczycy nie zamierzali się poddawać. Trzy trafione rzuty z dystansu z rzędu przywróciły ich do gry. Królewscy jednak nie stracili głowy. Ze spokojem pracowali dalej i krok po kroku odzyskiwali kontrolę nad meczem. Ważną rolę w tym odgrywały przechwyty oraz skuteczność. Na pochwałę za rozgrywanie piłki zasłużył w tym fragmencie Rathan-Mayes, który notował asystę za asystą. I znów, gdy tylko Real Madryt zwalniał, Leyma widziała w tym swoją szansę i doskakiwała, przez co różnica przed ostatnią kwartą wynosiła zaledwie trzy oczka (60:63).
Zaraz po rozpoczęciu czwartej części Diagne doprowadził do remisu. Real Madryt odpowiedział sześciopunktową serią, ale Leyma cały czas walczyła i była blisko madrytczyków. Podopieczni Chusa Mateo nie potrafili pójść za ciosem. Za każdym razem, kiedy zdobywali punkty, pozwalali rywalom na odpowiedź. To doprowadziło do wyrównanej końcówki. Kiedy na sekundy przed końcem Blancos prowadzili 3 oczkami, dosyć chaotyczna akcja Galisyjczyków zakończyła się trafieniem Barruety z dystansu. Był przy tym faulowany, więc wyprowadził swój zespół na prowadzenie na 2 sekundy przed końcem. Rzut Llulla równo z końcową syreną nie wpadł do kosza i rozpoczęła się euforyczna radość gospodarzy, którzy w pierwszym meczu w swojej historii w Lidze Endesa pokonali broniący tytułu Real Madryt.
86 – Leyma Coruña (16+21+23+26): Thiam (0), Scrubb (0), Taylor (20), Barrueta (13), Lima (2), Jakovičs (18), Huskić (6), Diagne (7), Font (3), Figueroa (8), Hernández (-), Burjanadze (9).
85 – Real Madryt (22+22+19+22): Campazzo (21), Rathan-Mayes (0), Musa (17), Tavares (12), Ndiaye (5), Abalde (6), González (-), Deck (3), Garuba (2), Ibaka (-), Llull (16), Feliz (3).
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze