Wszyscy muszą ciągnąć ten wózek
Remis na Majorce, zamieszanie wokół nowego ofensywnego tercetu i Rodrygo, a teraz – jakby tych „radosnych” nowin było mało – kontuzja Jude’a Bellinghama. Po zwycięstwie w Superpucharze Europy w Warszawie start sezonu ligowego nie jest dla Realu Madryt usłany różami. Czy to tylko nie najlepsze dobrego początki? Przemyślenia po ostatnich wydarzeniach w swoim felietonie przedstawia nasz redaktor, Santi01.
Kylian Mbappé, Vinícius Júnior, Jude Bellingham i Rodrygo Goes pozują z Superpucharem Europy. (fot. Getty Images)
Na inaugurację ligowej kampanii 2024/25 Real Madryt zremisował z Mallorcą na Son Moix 1:1. I się zaczęło. Wystarczyło jedno drobne potknięcie, by rozgorzała płomienna dyskusja. Co prawda słowo „kryzys” jeszcze nas nie nawiedziło, ale „rozczarowanie” – owszem. Królewskim brakowało grupowego zaangażowania w grę w defensywie i w pressingu, a przede wszystkim tej sławetnej już równowagi, która od ubiegłej niedzieli odmieniana jest przez wszystkie przypadki. Z przodu wszyscy zawodnicy chcieli nacierać z lewej flanki, prawą pozostawiając osieroconą. Swojego niezadowolenia z takiego stanu rzeczy nie krył Carlo Ancelotti, a później oliwy do tlącego się ognia swoim tajemniczym (bo nie wiadomo do końca, czy prawdziwym) wpisem dolał Rodrygo.
Ta sytuacja idealnie obrazuje wielkość naszego klubu. I jego ambicję. Jeśli w całym poprzednim sezonie drużyna przegrała raptem dwa razy, każdy rezultat kompromisowy, o porażce już nie wspominając, będzie wywołał uczucie dyskomfortu. Jeśli trener jest wyraźnie podrażniony po niepotrzebnej stracie punktów (takiej jak ta niedzielna), to powinniśmy się tylko cieszyć. Świadczy to o jego profesjonalnym podejściu do swojej pracy. Nie ma bagatelizowania.
Ancelotti po spotkaniu z Mallorcą mówił wprost, że gra jego podopiecznych powinna była wyglądać lepiej, a i nastawienie nie było na odpowiednim poziomie. Sposób na rozwianie oparów negatywnych nastrojów był i jest dziecinnie prosty – pewne zwycięstwo w najbliższą niedzielę z Realem Valladolid w premierowym w bieżących rozgrywkach występie na Santiago Bernabéu. „Szukanie rozwiązania, gdy problem jest jasny, nie jest takie skomplikowane”, powiedział Włoch jeszcze dziś przed południem na przedmeczowej konferencji prasowej. Niedługo później oficjalnie dowiedzieliśmy się, że po niefortunnym zwarciu na treningu Jude Bellingham nabawił się urazu mięśnia podeszwowego w prawej nodze i będzie pauzował przez około miesiąc.
Nie dość, że wciąż niedostępny pozostaje David Alaba, przed Superpucharem wypadł Eduardo Camavinga, a z kronikarskiego obowiązku dodam także, że z przeciążaniem mięśniowym zmaga się Jesús Vallejo, to teraz zostajemy jeszcze bez Anglika. Przed sezonem zastanawialiśmy się, jak madrycka orkiestra będzie funkcjonować bez swojego dyrygenta, Toniego Kroosa. Teraz siłą rzeczy zastanawiamy się również, jak to wszystko będzie wyglądać bez Jude’a.
Bo choć na Majorce nie rozegrał on najlepszych zawodów i nie był sobą, to starcie z Atalantą pokazało, jak istotną funkcję pełnił będzie we wzbogaconej o Kyliana Mbappé wersji zespołu. Na Stadionie Narodowym w Warszawie 21-latek zachwycił jako todocampista, zawodnik, który był wszędzie. Harował w odbiorze, spektakularnie utrzymywał się przy piłce w kluczowych momentach, walcząc o nią nawet na kolanach, rozgrywał i kreował. Asystował przy trafieniu Mbappé.
Na Son Moix ewidentnie tego brakowało, ale trzeba uczciwie przyznać, że Bellingham nie miał tam warunków do takiej gry. Po pierwsze dlatego, że atakujący kwartet (tak, on sam też) usilnie – kolokwialnie mówiąc – pchał się przed siebie lewą stroną, a po drugie dlatego, że Kylian i Vinícius niechętnie wracali się do obrony, co nie umknęło uwadze Carletto i skutkowało tym, że były piłkarz Borussii Dortmund miał zdecydowanie więcej pracy w fazie destrukcji.
W konfrontacji z Valldolidem ktoś inny będzie musiał przejąć obowiązki, które Anglik realizował szczególnie w Superpucharze Europy. Zresztą nie tylko w niej. Absencja pomocnika obejmie bowiem jeszcze mecze z Las Palmas, Betisem, Realem Sociedad i Espanyolem. Teoretycznie mogłoby się zdawać, że tym samym drzwi do wyjściowej jedenastki otwierają się przed Brahimem Díazem lub Ardą Gülerem, choć znając Ancelottiego, miejsce w trójce w środku pola w najbliższą niedzielę zajmie Luka Modrić.
W takim wypadku największa odpowiedzialność defensywna w drugiej linii spoczywać będzie na barkach Auréliena Tchouaméniego, ale wsparcie Fede Valverde będzie nieodzowne. Lukita z kolei weźmie na siebie rozegranie i zapewnienie drużynie tej niezwykłej wszechstronności, którą charakteryzuje się styl Bellinghama. Pytanie, na ile będzie to możliwe. Nie śmiem wątpić w warsztat Chorwata, ale – bądź co bądź – liczy on sobie już niemal 39 wiosen. No chyba że Carlo nas zaskoczy, dając jednak szansę Brahimowi albo Ardzie… Przecież nie można tego wykluczyć.
Tak czy siak, w okresie, w którym Los Blancos będą musieli radzić sobie bez Jude’a, zespołowi potrzebne będą zarówno doświadczenie, jak i młodzieńcza fantazja. Każdy będzie musiał dołożyć swoją cegiełkę, żeby ta maszyna działała jak należy. Mbappé, Vinícius i Rodrygo także. Ponieważ – jak słusznie w swoim tekście zauważył Ulises Sánchez-Flor z El Confidencial – „jest więcej rzeczy do poprawienia niż tylko brak równowagi i Ancelotti o tym wie”.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze