Doskonały Real Madryt
Doskonały Real Madryt, doskonały sezon?
Jude Bellingham w meczu o Superpuchar Europy. (fot. Getty Images)
PRZEWIDYWANE SKŁADY NA TEN MECZ
Modne są dziś wszelkiej maści slogany zachęcające do stania się lepszą wersją samego siebie. Nikt nie jest perfekcyjny, ale jeśli wierzyć przekazowi płynącemu z telewizji i Internetu, wystarczy kupić nowy tusz do rzęs, zjeść fit batonika, zainwestować w nową kosiarkę spalinową, zażyć magiczny suplement diety lub zapożyczyć się w parabanku. Jeśli ktoś oglądał Dragon Balla – a podejrzewamy, że jest tutaj takich osób całkiem sporo – wie też, że w celu osiągnięcia formy doskonałej zamiast stosowania innowacyjnego podkładu dostępnego tylko w konkretnej sieci drogerii można po prostu wchłonąć dwa cyborgi. O tym, że później i tak istnieje ryzyko porażki z 12-letnim chłopcem nie będziemy się już rozpisywać, żeby nie psuć sobie dalszej narracji.
W dążeniu do perfekcji nie ma zasadniczo nic złego, o ile gdzieś po drodze nie wpadniemy w paranoję i nie łykniemy w całości płynącego zewsząd przekazu, że dziś nie wypada być niedoskonałym. Im jednak bliżej doskonałości będziemy, tym rzecz jasna lepiej. Ostatnim krokiem Realu Madryt w drodze do osiągnięcia docelowej wersji było rzecz jasna ściągnięcie Kyliana Mbappé. To właśnie Francuz jest cyborgiem, którego wchłonięcie ma w zamyśle sprawić, że we wszechświecie już nikt nam nie zagrozi, choć w przeciwieństwie do Komórczaka nasze intencje są czyściutkie. O transferze tym napisano już praktycznie wszystko, więc darujemy sobie szersze wywody o wisienkach na torcie, kropkach nad i, czy klejnotach w koronie. Przed startem ligowego sezonu mamy jednak to szczęście, że mogliśmy już ten „doskonały” Real Madryt z Mbappé ujrzeć w akcji.
W środowym meczu o Superpuchar Europy Królewscy zagrali trochę tak, jakby jeszcze dopiero uczyli się wszystkich dostępnych funkcji jakiegoś nowego urządzenia. Przed przerwą działo się nic, albo tylko nieco więcej niż nic. Kiedy jednak okazało się, że potyczka nie wygra się sama, a Courtois cudowną interwencją uratował drużynę przed stratą gola, wreszcie mogliśmy dostrzec próbkę tego, jak ma to wyglądać. Real po prostu przycisnął rywala do gleby i zrobił to, czego nie zrobił wcześniej, gdyż zajęty był sprawdzaniem, do czego służy ten czy inny guzik. Bellingham znów był najpiękniejszy, Fede najwybiegańszy, Vinícius najszybkonogi, a Mbappé do kilku ciekawych akcji dołożył gola w debiucie. Przy trafieniu Kyliana uwagę zwraca zwłaszcza to, że mimo zaledwie kilku treningów z zespołem doskonale wiedział, jakiego zagrania spodziewać się w tej akcji od Jude'a. Końcowy triumf ogólnie pozostawił chyba wrażenie, że spora część repertuaru podopiecznych Ancelottiego celowo czeka na lepszy moment, by go zaprezentować.
Dziś natomiast czeka nas już start ligowych rozgrywek. Rozgrywek, w których cel Realu jest ogólnie znany. I choć wydaje się to nieprawdopodobne w przypadku klubu, który potrafił zdobyć swego czasu trzy Ligi Mistrzów z rzędu, to jednak w Primera División Królewscy nie są w stanie obronić trofeum od ponad półtorej dekady. Sztuka ta udała się po raz ostatni w sezonach 2006/07 i 2007/08. Od tamtej pory wyczynu tego nie potrafiły powtórzyć zespoły prowadzone przez tak wybitnych fachowców, jak Mourinho, Zidane, czy wreszcie Ancelotti. Gdyby klątwę udało się przełamać w tym sezonie, Carlo stałby się pierwszym szkoleniowcem Królewskich z obronionym mistrzostwem od czasów Leo Beenhakkera pod koniec lat 80 minionego stulecia. W ramach niezbyt pasjonującej ciekawostki dodamy, że autora tego tekstu nie było wówczas jeszcze na świecie, a redaktor naczelny portalu miał się na nim pojawić kilka tygodni później.
Na pierwszy ogień tej edycji zmagań pójdzie wieczorem Mallorca. Balearczycy w poprzednim sezonie La Ligi spisali się dokładnie tak, jak mieli się spisać. Ich celem była walka o utrzymanie, przy jednoczesnym zastrzeżeniu, że w stawce i tak znajdują się co najmniej trzy gorsze piłkarsko zespoły. Wszystko koniec końców ułożyło się więc tak, jak miało się ułożyć: 15. miejsce i siedem punktów przewagi nad strefą spadkową. Na większe szaleństwo niż niewychylenie się ani przez sekundę za linię wyznaczającą środek tabeli przyszła pora w Pucharze Króla. Tam podopieczni Javiego Aguirre, którego tego lata na stanowisku zastąpił Jagoba Arrasate, doszli aż do finału. Tam jednak w rzutach karnych lepszy okazał się Athletic, który pewnie nazwalibyśmy pogromcą piłkarskiego romantyzmu, gdyby nie fakt, że Baskowie sami czekali na to trofeum jeszcze dłużej niż Mallorca, bo od 30 lat.
W tym wieku Królewscy już raz mieli okazję rozpoczynać pewną epokę, inaugurując ligowy sezon na Son Moix. Na stadionie Mallorki w La Lidze debiutował bowiem pod koniec sierpnia 2010 roku Real José Mourinho. Padł wówczas bezbramkowy remis, a zespół zakończył rozgrywki na drugim miejscu. Dziś w tej samej scenerii pierwszy ligowy bój stoczy nowy, doskonały Real Madryt. Real najlepszy w Europie, Real broniący mistrzostwa, Real mający w swoich szeregach upragnionego Mbappé.
Nie da się ukryć, że oczekiwania są kosmiczne, bo ta drużyna wydaje się kosmiczna. Sama zresztą przyczyniła się wcześniej do tego, że poprzeczka wisi kosmicznie wysoko. Na początku tej kampanii pamiętajmy mimo wszystko o tym, że nawet doskonały Real Madryt to wciąż Real Madryt, który tworzą co prawda wybitni, ale tylko ludzie. Jeden mecz Kyliana bez gola to jeszcze nie strzelecka pustynia, pojedyncza porażka z zespołem ze środka tabeli to jeszcze nie powód do zwolnienia trenera, a jedno niecelne zagranie Kroosa… a nie, tych już nie będzie :(
* * *
Mecz z Mallorcą rozpocznie się dzisiaj o godzinie 21:30, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale Eleven Sports 1 w serwisie CANAL+ Online.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze