Gramy do końca
Chyba żaden inny zespół nie przechodzi przez tak dobre chwile, jak Real Madryt. Królewscy są już od kilkunastu dni mistrzami Hiszpanii oraz zakwalifikowali się do finału Ligi Mistrzów. Starcie z Deportivo Alavés stanowiło zaś kolejny dowód na to, że żaden z piłkarzy nie zamierza odpuszczać, nawet jeśli na jego szyi wisi już medal za triumf w ligowych rozgrywkach.
Real Madryt gra do końca, ponieważ Carlo Ancelotti tak nakazuje. (fot. Getty Images)
Od momentu kluczowego zwycięstwa z Barceloną podopieczni Carlo Ancelottiego kolekcjonują kolejne zwycięstwa. Po zespole nie widać najmniejszych oznak rozluźnienia, ani wśród rezerwowych, ani wśród graczy wyjściowej jedenastki. Wielka w tym zasługa Carlo Ancelottiego. Trener w rozmowach za zamkniętymi drzwiami zaznaczał, jak istotne jest pozostawanie w stanie ciągłej gotowości, by w odpowiedni sposób podejść do finału na Wembley. Włoch nie pozwala nikomu drzemać. Wie, że najlepszym sposobem na przygotowanie się do konfrontacji z Borussią, jest walka na całego w każdym z pozostałych meczów. Dlatego też w potyczce z Deportivo 64-latek posłał do boju praktycznie cały wyjściowy skład z wyjątkiem Rüdigera, a ze zmianami zwlekał do 62. minuty.
Do końca ligowych zmagań pozostały już zaledwie dwa spotkania – z Villarrealem na wyjeździe i Betisem u siebie. Poza dbałością o godność herbu oraz zachowaniem dobrych odczuć przed wyjazdem do Londynu Królewscy mają jednak jeszcze kilka pomniejszych celów do zrealizowania.
Jeśli Real wygra dwa pozostałe starcia, zakończy ligę z 99 punktami, co stanowiłoby trzeci najlepszy wynik w historii rozgrywek. Tylko ekipa Mourinho w sezonie 2011/12 i Barcelona Vilanovy rok później były w stanie osiągnąć pułap stu oczek. Wykręcenie takiego wyniku przy grze przez niemal cały sezon bez podstawowego bramkarza i stopera, byłoby olbrzymim wyczynem. 99 punktów w przeszłości zdobyła też Barcelona Guardioli w sezonie 2009/10, gdzie prym wiedli Messi, Xavi i Iniesta w kwiecie wieku.
Na wyciągnięcie ręki są także jeszcze dwa osiągnięcia. Real przegrał bowiem w tym sezonie zaledwie dwa mecze. Co ciekawe, oba z tym samym rywalem, z czego jeden po dogrywce. Do tej pory najmniej potknięć zanotował Real prowadzony przez Miguela Muñoza w sezonie 1968/69. Wówczas to zespół przegrał tylko trzy razy. Jeśli natomiast Królewscy nie polegną z Villarrealem, wyrównany zostanie rekord kolejnych meczów bez porażki w lidze (31).
Inne wyzwania tyczą się płaszczyzny indywidualnej. Przede wszystkim z walki o tytuł króla strzelców nie rezygnuje Jude Bellingham. Anglik przeciwko Alavés zanotował swoje 19. trafienie. Od Dowbyka dzieli go tylko jeden gol. Tyle samo na koncie ma ich Sørloth. Gdyby Jude sięgnął po statuetkę, stałby się drugim w historii pomocnikiem z tym wyróżnieniem. Pierwszym w sezonie 1969/70 był Luis Aragonés, który zdobył 16 bramek.
Nikt nawet nie spodziewał się po transferze, że Bellingham będzie liczył się w walce o ten laur. Dziś jednak wydaje się to cały czas możliwe. W poprzednim sezonie 20-latek zanotował 14 trafień dla Borussii. W debiutanckim sezonie w białej koszulce ma ich już 23. Również Vinícius nie poddaje się w zmaganiach o pobicie swojego indywidualnego rekordu. Na ten moment Brazylijczyk ma w lidze 15 goli, czyli o dwa mniej niż w sezonie 2021/22. Warto jednak zaznaczyć, że przed rokiem atakujący wystąpił w 35 meczach, w tym zaś z powodu licznych kontuzji jedynie w 25.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze