I znowu ten klasyk
Mark Twain powiedział kiedyś, że klasyką są książki, które każdy chciałby znać, ale których nikt nie chce czytać. Klasykę piłki nożnej także chcieliby znać wszyscy jej miłośnicy. Z tą subtelną różnicą, że każdy z nich mógłby się nią delektować godzinami. I tak się akurat składa, że właśnie trafia się ku temu niezwykła okazja.
Jude Bellingham wprost nie może doczekać się pierwszego gwizdka na Allianz Arena. (fot. Getty Images)
PRZEWIDYWANE SKŁADY NA TEN MECZ
Codzienność przeciętnych zjadaczy chleba to nie tylko ciężka praca od świtu do zmierzchu urozmaicona pewnymi odstępstwami od normy, które mają ubarwić szarą rzeczywistość. Dobry film, dobra książka, dobry mecz. I to wszystko. Siusiu, paciorek i spać. A guzik prawda! Każdy z nas, czy tego chce, czy nie, czy jest tego świadomy, czy wręcz przeciwnie, na co dzień obcuje z klasyką. Z klasyką różnego rodzaju. Możemy bowiem mówić o klasyce kinematografii, klasyce muzyki, a przede wszystkim o najbliższej naszym sercom klasyce futbolu.
Zanim przejdziemy do meritum, wyjaśnijmy sobie, czym tak naprawdę jest rzeczona klasyka sensu stricto. Otóż według Słownika języka polskiego PWN klasyka to „dzieła sztuki i literatury z różnych okresów historycznych i stylów uznane za doskonałe”. Jeśli zatem przyjmiemy, że piłka nożna jest sztuką, a jej najlepszą możliwą reprezentacją jest Liga Mistrzów, to czy znajdziemy dzieło doskonalsze od rywalizacji Realu Madryt z Bayernem Monachium?
Z powyższym można oczywiście polemizować, choć nie ulega wątpliwości, że spotkania tych dwóch ekip zawsze obfitują w najczystszą piłkarską jakość oraz ogromne emocje trzymające w napięciu do ostatniej minuty. Nie da się natomiast dyskutować z tym, że starcia madrytczyków z monachijczykami są najczęściej wystawianym dziełem futbolowej sztuki na arenie europejskiej. W historii Pucharu Europy i Champions League oba kluby stawały ze sobą w szranki aż 26 razy. Żadnego innego dwumeczu nie mieliśmy okazji podziwiać tak często. Na drugim miejscu plasuje się konfrontacja Królewskich z Juventusem (21), a ostatni stopień podium zajmują potyczki Milanu z Barceloną (17).
Jakby na tę sprawę nie patrzeć, bez dwóch zdań mamy do czynienia z meczami wpisującymi się do kanonu klasyki europejskiego futbolu. Jeszcze inaczej. Najzwyczajniej w świecie mamy do czynienia z klasykiem. Pisanym małą literą, z racji na szacunek do nazwy jednoznacznie kojarzącej się z unikatową rywalizacją Madrytu z Barceloną. Real i Bayern to żywe legendy najbardziej prestiżowych rozgrywek Starego Kontynentu. Łącznie 20 lśniących, uszatych pucharów działających na wyobraźnię wszystkich zawodników, trenerów i kibiców, niezależnie od ich wieku, doświadczenia czy liczby sukcesów. Los w całej swojej łaskawości pozwolił nam stęsknić się za tym klasykiem, bo po raz ostatni mieliśmy okazję oglądać go przed sześcioma laty.
Wówczas Los Blancos mierzyli się z Bawarczykami również na etapie półfinału. W pierwszym pojedynku na Allianz Arena wygrali 2:1 po golach Marcelo i Marco Asensio. Natomiast w rewanżu na Santiago Bernabéu padł remis 2:2, a dubletem popisał się Karim Benzema. Na ławce trenerskiej Die Roten siedział wtedy Jupp Heynckes, który przejął drużynę po kilkudniowej kadencji Willy’ego Sagnola w roli menedżera tymczasowego, ale przede wszystkim po zwolnieniu pod koniec września 2017 roku… Carlo Ancelottiego.
Być może nie wszyscy pamiętają, że Włoch pracował w Monachium w latach 2016-2017, a dokładnie od 1 czerwca 2016 roku do 28 września 2017 roku. Mimo że w sezonie 2016/17 rzecz jasna zdobył mistrzostwo Niemiec, jak ma to w zwyczaju robić w każdej lidze, w której się pojawi, to raczej nie wspomina tego okresu z rozrzewnieniem. Rozstawał się z Bayernem w przykrych okolicznościach po bolesnej porażce z PSG. Zainteresowanych szczegółami oraz kulisami tej sytuacji odsyłamy do tego artykułu.
Carletto miał jednak okazję spotkać się z Realem wcześniej, w kampanii 2016/17 w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, kiedy to po fiasku w pierwszym meczu, jego podopieczni rzucili wyzwanie zawodnikom Zinédine’a Zidane’a w rewanżu. Z pewnością bardzo liczyli na wyeliminowanie madryckiego hegemona po samobójczym trafieniu Sergio Ramosa, ale dogrywka pokazała, że Cristiano Ronaldo miał zupełnie inne plany. Można to sobie przypomnieć w tym miejscu, do czego serdecznie zachęcamy. Doprawdy warto sięgać po takie wspomnienia.
Wczoraj z kolei obchodziliśmy 10. rocznicę słynnego 4:0 z 2014 roku. Był to ostatni przystanek przed Lizboną i wielkim finałem, który w końcu przyniósł madridismo upragnioną La Décimę. Powyższe przykłady wskazują, że mamy pełne prawo do pozytywnych skojarzeń związanych ze starciami z Bayernem z ostatnich lat. Bilans pojedynczych potyczek przemawia za Realem Madryt (12 zwycięstw, 3 remisy i 11 porażek; w bramkach 41:39). Ale nie zawsze tak było. Ba, przez wiele lat bawarski zespół był katem Los Merengues, a w Hiszpanii zyskał dzięki temu miano la bestia negra. Na szczęście z czasem niekorzystna karta odwróciła się i Królewscy odkryli swój patent na Die Roten. Żeby znaleźć dwumecz, w którym okazali się gorsi, należy cofnąć się do rozgrywek 2011/12 i pewnej serii jedenastek, która w wielu białych sercach wciąż tkwi niczym zadra.
Ale to już historia. I choć – jak mówi Carlo Ancelotti – ma ona duże znaczenie w Lidze Mistrzów, to trzeba też skupić się na teraźniejszości. A ta nie jest dla Bayernu zbyt kolorowa. Porażka w Superpucharze Niemiec, utracone po 11 latach panowanie w Bundeslidze i odpadnięcie w drugiej rundzie Pucharu Niemiec spędzają sen z powiek fanom FCB. Z powodu tych wszystkich wymienionych niepowodzeń ten sezon nie zostanie przez nich uznany za dobry, ale może zostać wydatnie osłodzony sięgnięciem po najcenniejszy europejski laur.
Chociaż przyszłość Thomasa Tuchela od kilku miesięcy jest przesądzona i wszyscy wiedzą, że niebawem zakończy swoją misję, to on sam przekonuje, że jego gracze są głodni triumfu, a ich jedynym celem jest awans do finału. Mobilizacja w środowisku ustępującego, a właściwie to byłego już mistrza Niemiec jest imponująca, o czym najlepiej świadczy odezwa wystosowana przez klub do kibiców, którzy zasiądą na trybunach monachijskiego stadionu, by zgotować gościom ze stolicy Hiszpanii istne piekło.
Trzeba przyznać, że Los Blancos wiedzie się znacznie spokojniej i lepiej, zwłaszcza na krajowym podwórku, gdzie po wygraniu z Barceloną niemalże zapewnili sobie 36. tytuł mistrzowski. Kolejny krok na drodze do swojej koronacji postawili w ubiegły piątek, gdy przywieźli trzy punkty z San Sebastián. Skłamalibyśmy jednak, twierdząc, że w piątkowy wieczór w ogóle nie myśleliśmy o tym, co czeka nas dziś. Myśleliśmy. I to nawet intensywniej aniżeli o tym, jak trudne warunki podyktuje naszym ulubieńcom Real Sociedad. Tak działa magia Champions League.
Czas więc na kolejny rozdział największego klasyku europejskiego futbolu. Dzisiejszy mecz nie da nam odpowiedzi na pytanie, czy 1 czerwca z zapartym tchem i bijącym niczym odurzony Mike Tyson oszołomionego Andrzeja Gołotę sercem będziemy patrzeć na Królewskich wybiegających na murawę Wembley Stadium, ale może nas znacznie do tego widoku przybliżyć. A jako madridistas niczego bardziej w tym momencie nie pragniemy.
* * *
Mecz z Bayernem Monachium na Allianz Arenie rozpocznie się o godzinie 21:00, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale Polsat Sport Premium 1 w serwisie CANAL+ Online.
Spotkanie można wytypować w FORTUNA, która ma specjalną ofertę na gole Realu lub Bayernu w tym spotkaniu.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze