Advertisement
Menu

Skuteczna defensywa to sztuka

Zaczniemy banałem. W futbolu chodzi nie tylko o to, żeby strzelać gole, ale również o to, żeby ich nie tracić. Albo tracić jak najmniej.

Foto: Skuteczna defensywa to sztuka
Antonio Rüdiger w walce z Kevinem De Bruyne. (fot. Getty Images)

Solą piłki nożnej są gole. Przyzwyczailiśmy się do gloryfikowania drużyn, które strzelają ich najwięcej i dzięki temu z wyraźną przewagą wygrywają swoje mecze. Nieprzypadkowo we wszelkich indywidualnych plebiscytach w dominującej części przypadków triumfują zawodnicy ofensywni. Ci, którzy najczęściej trafiają do siatki, ci, którzy najdłużej ogrzewają się w blasku stadionowych reflektorów i fleszy fotoreporterów. Wystarczy spojrzeć na Złotą Piłkę. W ostatnich kilkunastu latach wyjątki stanowią jedynie Luka Modrić, Kaká i przede wszystkim Fabio Cannavaro. Żaden z nich nigdy nie był goleadorem co się zowie. Cała reszta (czyli Cristiano Ronaldo, Leo Messi i Karim Benzema) to urodzeni łowcy bramek.

Jest to jeden z czynników, który wpływa na to, że z trudem przychodzi nam (kibicom, pasjonatom i dziennikarzom) docenienie dobrej gry w obronie, która przecież też jest sztuką. I to jeszcze jaką! Czasy, w których w futbolu królowało słynne catenaccio, wynalezione przez Austriaka Karla Rappana, a rozpropagowane przez Argentyńczyka Helenio Herrerę, legendarnego trenera Interu Mediolan, to zamierzchła, zakurzona i zardzewiała przeszłość. Współczesne trendy taktyczne idą w zupełnie inną stronę. Dlatego łatwiej jest rozpływać się nad wysoką wygraną Manchesteru City z Luton Town, a trudniej nad wyeliminowaniem tegoż Manchesteru City z Ligi Mistrzów przez niejaki Real Madryt, który w ich twierdzy skapitulował tylko raz przez grubo ponad 120 minut gry.

Nie ulega wątpliwości, że awans do półfinału Królewscy uzyskali za sprawą fenomenalnej defensywy. Cały blok obronny złożony z Daniego Carvajala, Antonio Rüdigera, Nacho, Ferlanda Mendy’ego oraz rzecz jasna Andrija Łunina spisał się na medal. Złoty medal. Na czele z Ukraińcem. Rzeczona piątka otrzymała niebagatelną pomoc od pozostałych graczy. Nikt nie próżnował. Każdy harował i cierpiał za siebie i za kolegów. Nawet wtedy, gdy nogi zaczynały już odmawiać posłuszeństwa. Ten występ podopiecznych Carlo Ancelottiego jest swoistą definicją sukcesu drużynowego. Takiego, do którego każdy, ale to naprawdę każdy dołożył swoją cegiełkę.

Czy Real zagrał źle? Oczywiście, że nie. Zagrał inaczej. Dostosował się do okoliczności. Nie jest to zatem w żadnym wypadku pochwała brzydoty. I nie chodzi także o ubieranie Los Blancos w szaty Atlético z czasów świetności pierwotnego cholismo. To zupełnie co innego. Ktoś powie, że goście z Madrytu bronili się rozpaczliwie, a Obywatele zafundowali im prawdziwe oblężenie Jasnej Góry. Bo przecież mieli aż 113 kontaktów z piłką w ich polu karnym, bo oddali aż 33 strzały na bramkę (z czego 9 celnych), bo Łunin zanotował 8 interwencji, a Rüdiger zablokował 5 uderzeń. Ktoś inny z kolei stwierdzi, że postawę naszych piłkarskich pupili cechował heroizm, poświęcenie i ofiarność, że dzielnie przetrwali oni tę błękitną nawałnicę. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

Ale osobiście nie zamienilibyśmy się na inny scenariusz, w którym na przykład wzięlibyśmy udział w otwartej wymianie ciosów i skończyłoby się to klęską okraszoną bagażem kilku straconych bramek, z którymi przyszłoby nam wracać do stolicy Hiszpanii. Carletto i zespół zaproponowali inne rozwiązanie. W konsekwencji okazało się, że jednak da się pokonać mocarny Manchester City przy jego wspomnianych wyżej 113 kontaktach z piłką w twoim polu karnym. Real Madryt znalazł sposób na obrońcę tytułu i czy się to komuś podoba, czy nie, sprawdził się on na placu boju i przyniósł oczekiwany przez wszystkich madridistas rezultat.

Nie można deprecjonować tego, co Vinícius i spółka zrobili na Etihad. Królewscy poszli śladem Arsenalu, który co prawda pożegnał się z Ligą Mistrzów, ale za to kilka tygodni temu zdołał wywieźć z Manchesteru bezbramkowy remis, mając tylko 27% posiadania piłki i dopuszczając City do zaledwie jednego celnego uderzenia na bramkę Davida Rayi. To starcie z pewnością zostało pieczołowicie przeanalizowane przez sztab trenerski Ancelottiego, a wnioski, które zostały wyciągnięte, musiały być szalenie trafne, o czym wczoraj sami przekonaliśmy się najlepiej.

Jeśli Pep Guardiola na konferencji prasowej gratulował Los Blancos awansu i doceniał ich wysiłek, to czy coś jeszcze trzeba dodawać? Czy jeszcze kogoś trzeba przekonywać, że ta ekipa zrobiła coś wielkiego? Skuteczna defensywa była, jest i będzie nieodzownym i integralnym elementem futbolu. Sir Alex Ferguson powiedział kiedyś, że atak wygrywa mecze, a obrona zdobywa trofea. Z takim autorytetem nie ma co polemizować.

Eliminując The Citizens, Real Madryt utarł nosa wielu nieprzychylnie nastawionym do niego fanom i ekspertom. Dlatego na koniec kierujemy do tych wszystkich osób krótki apel wygłoszony w pomeczowym wywiadzie przez siwowłosego dżentelmena z Reggiolo: „Wszyscy uznawali nas za martwych, ale nigdy nie uznawaj Realu za martwy, bo Real nigdy nie umiera”. Amen.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!