Advertisement
Menu

Ponadczasowość vs. Modern Football

Nie znam go, ale już go nie lubię.

Foto: Ponadczasowość vs. Modern Football
Antonio Rüdiger zdejmuje bluzę przed meczem z Sevillą. (fot. Getty Images)

Gdy do miejscowości, w której od lat żyje scementowana i jasno zhierarchizowana społeczność sprowadza się nowobogactwo, nie brakuje osób patrzących wilkiem. Skoro wszyscy przyzwyczaili się już, że na tej konkretnej działce spokojnie rosną sobie chwasty i krzaczory, to po co im przeszkadzać? Czy komuś one wadzą? Przecież tak naprawdę to prawie ogród angielski. A i jeże mają dokąd tuptać nocą. 

Wtedy jednak wjeżdża koparka i cała ekipa budowlana, a w miejscu nieużytku w okamgnieniu powstaje dwupiętrowa willa w nowoczesnym stylu. Z wierzchu biały tynk, czarna dachówka, duże okna i szeroka na dwa suvy brama garażowa z szarej blachy. W środku również biały kolor ścian, marmurowe blaty, wielki telewizor, szafki kuchenne i schody podświetlane ledami, gadająca lodówka, odkurzacz z tych, które same odkurzają i jednocześnie mogą stanowić domowy środek transportu dla kota. Oraz masa innych rzeczy, które mają zazwyczaj na wyposażeniu bogaci ludzie, więc siłą rzeczy nie za bardzo wiemy, jakie konkretnie. 

Niby niejednemu w sąsiedztwie powodzi się równie dobrze lub nawet lepiej, a inni nigdy nawet nie starali się równać do życia na podobnym poziomie, ale mimo wszystko sam fakt, że do niedawna tej przeklętej chałupy nie było, a teraz jest, po prostu wkurza. Lepiej było, kiedy rósł sobie rdest i inne chaszcze. 

Ten opis nowobogackiego sąsiada, który już samą swoją obecnością działa na nerwy znającym się na wylot mieszkańcom sąsiedztwa, choć oczywiście przerysowany, dobrze odzwierciedla to, jak przez wielu odbierany był i wciąż jest RB Lipsk. Jak ciało obce, które zamarzyło sobie, że ni stąd ni zowąd wjedzie sobie w środowisko budowane przez innych przez wiele dekad i zacznie jeszcze bezczelnie narzucać w nim swoje reguły. To, że facet, który w ramach kampanii reklamowej napoju energetycznego był w stanie przekonać człowieka do skoku z kosmosu, nie oznacza przecież, że ot tak może sobie stworzyć drużynę piłkarską rozbijającą się bez kompleksów po europejskich salonach. 

A jednak może. W 2009 roku właściciel Red Bulla, Dietrich Mateschitz, wreszcie dopiął swego – zdołał obejść związkowe przepisy, znaleźć chętnego do sprzedaży licencji w pożądanej lokalizacji i rozpocząć budowę klubu, który w szybkim tempie miał być w stanie rzucać wyzwanie największym markom nie tylko w jednej z lig top 5, ale i  na Starym Kontynencie w ogóle. Tak oto SSV Markranstädt przekształciło się w RB Lipsk (z racji na zakaz nazwy sponsora w nazwie oficjalnie RasenBallsport Lipsk), by dzięki pompowanym przez koncern pieniądzom w ekspresowym tempie wedrzeć się do elity. W efekcie ekipa z Saksonii już siedem lat po powstaniu zawitała do Bundesligi i, gdyby tego było mało, na wejściu zdołała zdobyć wicemistrzostwo. Od tamtej pory poza pierwszą czwórkę wypadła tylko raz, a w sezonie obchodów dziesięciolecia zameldowała się w półfinale Ligi Mistrzów. 

Choć w głębi duszy pewnie większość z nas zdaje sobie sprawę, że dziś futbol to w wielkiej mierze biznes, to jednak do tej pory chyba nikt nie postanowił tego wyrazić w tak bezpośredni sposób, jak RB Lipsk. Zespół ten budził olbrzymią niechęć zwłaszcza wśród niemieckich kibiców o konserwatywnym podejściu i przywiązanych do tradycji. Dochodziło nawet do sytuacji, w których inne drużyny odmawiały rozgrywania sparingów z Lipskiem z powodów ideologicznych. Cokolwiek powiedzieć, okrutna prawda jest taka, że w sporcie bliżej sukcesu zawsze stał pieniądz niż tradycja. Co prawda ostatecznie nie zawsze wygrywa ten najbogatszy, ale też nigdy najbardziej spektakularnych osiągnięć nie notowała biedota i klasa średnia. 

Lipska przy tej bijącej po oczach neonowej otoczce modern footballu nie można jednak w żaden sposób zestawiać z ekipami pokroju PSG czy City, które z jednej strony mają oczywiście o wiele dłuższy staż na piłkarskiej mapie, ale zostały naszpikowane petrodolarami w o wiele bardziej ordynarny sposób. W RB nie brakuje kasy, to jasne. W tym przypadku trudno jednak nie odnieść wrażenia, że zainwestowane miliony jedynie napędziły machinę, która docelowo ma sama na siebie zarabiać. 

Dość wspomnieć, że najdroższy transfer do klubu nie przekroczył 40 milionów euro. Za 40 milionów lub więcej Lipsk sprzedał zaś aż siedmiu piłkarzy. Na Gvardiolu, Nkunku, Keicie i Szoboszlaiu przebitka była dwukrotna. Przypadek Węgra należy jednak potraktować w gruncie rzeczy osobno, ponieważ do Lipska trafił on z filii z Salzburgu. Przelew na 36 milionów euro miał więc jedynie sprawić, by wszystko zgadzało się w księgowości. Biorąc zatem pod uwagę, że do Red Bulla trafił on za darmo, Lipsk otrzymał za niego de facto 70 milionów. Jakkolwiek patrzeć, nie ma tu mowy o próbach przetrzymywania kogoś siłą w złotej klatce. Największe gwiazdy regularnie idą dalej, a RB… cały czas wynajduje sobie nowe i ma się bardzo dobrze. Dla jednych historia obrzydliwa, dla innych inspirująca. Nikogo jednak nie pozostawia w stu procentach obojętnym. 

Można chyba stwierdzić, że dzisiejszego wieczoru dojdzie poniekąd do starcia klubu ponadczasowego z klubem teraźniejszości i przyszłości. Po jednej stronie stanie Real Madryt, który w momencie założenia RB miał już na koncie dziewięć Pucharów Europy, po drugiej zaś Lipsk, którego w sumie średnio to interesuje, ponieważ skupia się głównie na tym, by wbrew wszystkiemu i wszystkim pisać własną historię. Już w pierwszym spotkaniu na Red Bull Arenie mogliśmy się przekonać, że nowy gracz wśród starych wyjadaczy nie zamierza w tym dwumeczu zadowalać się fajnymi wspomnieniami z potyczek z najbardziej utytułowanym klubem świata. Tak naprawdę, gdyby nie fenomenalny Łunin, sprawy mogły potoczyć się dla nas różnie. 

My jednak pomimo 122 lat na karku również potrafimy iść z duchem czasu, jak mało kto. Cokolwiek twierdzić o aurze, jaka od momentu powstania towarzyszy Lipskowi, naszym zdaniem bezpośrednie konfrontacje dwóch tak różnych i zarazem pod wieloma względami podobnych światów siłą rzeczy dodają piłce smaku.

***

Mecz z Lipskiem na Santiago Bernabéu rozpocznie się o godzinie 21:00, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale Polsat Sport Premium 1 w serwisie CANAL+ Online.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!