Advertisement
Menu

Chwilo, trwaj

Znalazł jeden prosty trik, by oszukać styczniowy klimat! [ZOBACZ JAK]

Foto: Chwilo, trwaj
Antonio Rüdiger zdejmuje bluzę przed meczem z Mallorcą. (fot. Getty Images)

Wstajesz – ciemno. Wracasz do domu – dla odmiany ciemno. Jeszcze pół biedy, gdyby było tylko zimno. No ale do tego musi być przecież wietrznie i ślisko. Sytuacja drogowa zaś, eufemistycznie rzez ujmując, nie sprzyja punktualności. Od dziesiątek lat najtęższe i te mniej lotne polskie umysły głowią się nad tym, jak nie zwariować, gdy zimowa aura osiąga swój kulminacyjny punkt. Trudno momentami nie zastanawiać się, co robić, by nie zwariować. Jedni znieczulają się wódką, drudzy biorą witaminę D, a jeszcze inni starają się chwytać psychologicznych sposobów przetrwania. 

My tymczasem budzimy się pełni uśmiechu i energii do działania. Zamiast przeklinać moment wyjścia na tę zimnicę i zawieję, podnosimy roletę w oknie i przy kawce pełni optymizmu podziwiamy sobie malowniczą zimową aurę. Dziś znów czeka nas przecież kolejny wspaniały dzień. Kiedy stoimy w korku, nie irytujemy się, ponieważ jesteśmy świadomi, że znajdujemy się w sytuacji, na którą nie mamy wpływu. Juto po prostu wstaniemy chwilę wcześniej i wyruszymy szybciej, by też szybciej móc cieszyć się chwilą. Wódki nie pijemy, bo życie jest zbyt fajne, by je zniekształcać w sztuczny sposób. Witaminę D bierzemy nie w celach ratunkowych, lecz ze zdrowego przyzwyczajenia przez cały rok. Nie musimy też słuchać ekspertów od głowy, którzy choć często mają do przekazania bardzo cenne wskazówki, to jednak nie są nam na ten moment potrzebni. 

Wystarczy bowiem, że wraz z dźwiękiem budzika pomyślimy sobie, że jesteśmy kibicami Realu Madryt. I wszystko staje się łatwiejsze. 

Choć jesteśmy dopiero na półmetku sezonu, a w naszym życiu zdążyliśmy przeżyć wiele pięknych chwil, tak naprawdę trudno przypomnieć sobie, kiedy Królewskich otaczała aż tak pozytywna aura. Wydaje się, że udało nam się osiągnąć stan idealnej harmonii. Praktycznie co chwilę da się usłyszeć, że szatnia jest niczym rodzina. Boisko i wyniki zaś jedynie to udowadniają. Do tego gołym okiem widać, że strategia działaczy była jedyną słuszną w drodze do stabilizacji na praktycznie każdej płaszczyźnie – od sportowej, przez instytucjonalną, po finansową. Nawet plaga kontuzji nie była w stanie zachwiać tak solidnym fundamentem, jaki udało się skonstruować w minionych latach. 

W tych okolicznościach aż trochę kusi, by zacząć się zastanawiać, kiedy ta bańka pęknie, bo przecież kiedyś musi. Moglibyśmy teraz wysmarować wywód na temat twardego stąpania po ziemi, przedawkowywania euforii czy Prawach Murphy'ego. Nie mamy jednak zamiaru tego robić z co najmniej kilku powodów. Po pierwsze uważamy, że człowiek od czasu do czasu zasługuje na to, by pocieszyć się chwilą. Po drugie natomiast najzwyczajniej w świecie nie ma na to czasu. Nie ma czasu na myślenie o głupotach, kiedy po zdobyciu jednego trofeum za moment przychodzi pora bronić kolejnego. 

Jeśli jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz, to znaczy, że jesteśmy bardzo dobrzy. Jeśli natomiast jesteś tak dobry, jak twoje ostatnie trofeum, to jesteśmy… chyba jeszcze lepsi. Triumfy nad Atlético i Barceloną w Superpucharze Hiszpanii niewątpliwie sprawiły, że najbliższą przyszłość możemy postrzegać w różowych barwach. Dzisiejsze kolejne derby Madrytu mogą natomiast przyczynić się do tego, by ten róż nabrał jeszcze większej ostrości. Dziewięć strzelonych goli w dwóch meczach z odwiecznymi rywalami po prostu musi robić olbrzymie wrażenie, nawet jeśli nie jesteśmy przyzwyczajeni w tym sezonie do tracenia czterech bramek w dwóch spotkaniach. Gdybyśmy byli bezczelni, to dodalibyśmy, że zwycięstwo 4:1 nad Katalończykami mogło obudzić wręcz pewien niedosyt. Głupio się jednak przyznać, że jako cywilizowanym ludziom i nam od czasu do czasu przytrafiają się momenty, w których jesteśmy żądni krwi. 

Nawet jeśli podczas losowania par 1/8 finału Pucharu Króla z pewnością dało się trafić lepiej, to mimo wszystko ośmielimy się stwierdzić, że nasz obecny stan morale doprowadza do sytuacji, w której nazwa rywala mogłaby być dowolna. Taki Real Madryt, jak ten nie tylko z ostatnich dwóch meczów, lecz w ogóle z ostatnich miesięcy, jest zespołem, który powinien mieć szacunek do każdego, ale nie bać się nikogo. Drużyna Carlo Ancelottiego umie być zarówno niczym karaluch, który przetrwa wszystko, jak i miss świata zachwycająca swą zniewalającą urodą i gracją. Niezależnie od tego, jakie okoliczności wylosuje koło fortuny, zespół będzie w stanie perfekcyjnie się do nich dostosować w celu osiągnięcia maksimum korzyści. 

Dziś przed nami trzecia część czteroczęściowej derbowej sonaty. Choć wykon jej pierwszej części pozostawiał wiele do życzenia, to jednak dziś można chyba stwierdzić, że wpadka z końcówki września pomogła nam się stać lepszymi. Na tle silnego rywala stosunkowo szybko mogliśmy bowiem zorientować się, co jeszcze jest do poprawy po tak gruntownym zabiegu jak radykalna zmiana ustawienia. Starcie z ekipą Simeone sprzed tygodnia dało nam już zupełnie inny obraz Królewskich. Musieliśmy oczywiście sporo wycierpieć przed ostatecznym triumfem, ale  cierpienie jest przecież poniekąd wpisane w specyfikę derbowych starć. Koniec końców okazało się, że choć dośrodkowania wciąż mogą okazać się skuteczną bronią w konfrontacjach z Realem, to mimo wszystko już niewystarczającą, by zachwiać jego niezłomnością i uporem. 

Wieczorem w drodze do ćwierćfinału Pucharu Króla czeka nas kolejne starcie z gatunku wóz albo przewóz. Mimo triumfu w półfinale Superpucharu Hiszpanii i ogólnego w pełni uzasadnionego zadowolenia nietrudno będzie jednak obudzić w sobie tak potrzebną w tego typu potyczkach sportową złość. Dość powiedzieć, że tym razem z Atlético nie zmierzymy się na neutralnym gruncie, lecz na Metropolitano, czyli w miejscu wrześniowej zbrodni. Awans do kolejnej rundy na tym terenie podniósłby poziom pewności siebie (nie mylić z zarozumiałością) na maksymalny poziom. Mając na uwadze fakt, że do połowy lutego w lidze znów zmierzymy się Atleti i zagramy z Gironą, a w Lidze Mistrzów wielkimi krokami zbliża się konfrontacja z Lipskiem, warto sprawić, by przeciwnicy nie drżeli z zimna, lecz przed nami. 

Jest dobrze, może być jeszcze lepiej. Chwilo, trwaj. 

***

Mecz z Atlético Madryt na Cívitas Metropolitano rozpocznie się dzisiaj o godzinie 21:30, a w Polsce będzie można obejrzeć go na TVP Sport i sport.tvp.pl.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!